Archiwum 16 sierpnia 2016


Ciężka rola faworyta...
Autor: rasmarsom | Kategorie: Sport  z pogranicza sportu 
Tagi: igrzyska olimpijskie   rio   lekkoatletyka  
16 sierpnia 2016, 10:27

   Sportowcy na Igrzyskach często się przekonują jakie to brzemię być faworytem rywalizacji. I równie często nie dają rady tego udźwignąć. Dlatego sport jest taki piękny, bo tu nie grają statystyki, dokonania wcześniejsze. Liczy się tylko ten dany dzień. Zawodów w każdej dyscyplinie jest mnóstwo. ME czy MŚ są co rok albo co dwa lata. Rzadko się zdarza, żeby odbywały się co 4 lata, a właśnie Igrzyska Olimpijskie mają taką magię, że są raz na 4 lata i cały świat się zbroi na nie. Medal czy mistrzostwo olimpijskie jest tym o czym marzy każdy sportowiec. I niewielu jest to dane. Są tacy co startują na czwartych czy piątych Igrzyskach z rzędu i zdobywają cyklicznie medale jak Phelps czy Bolt, ale to są absolutne gwiazdy sportu. Wielu startuje tylko raz i mają tę jedną szansę podczas kariery sportowej na zaistnienie i osiągnięcie czegoś o czym marzyli od dziecka. Często się zdarza, że ktoś wygrywa na Igrzyskach i to jest jego jedyny sukces w karierze. I to jest piękne, że wygrywają Ci na których na papierze się nie stawia, ale oni mają ten swój jeden najpiękniejszy dzień w życiu czy też turniej życia jak np. Portorykanka Puig w tenisie kobiecym. Kto o zdrowych zmysłach by na nią stawiał? Kto by pomyślał, że Del Potro wyeliminuje Djokovica i Nadala i przegra dopiero w finale. Takich zaskoczeń brakuje mi jak na razie w polskiej ekipie. Na Majkę liczono, na wioślarki też i na lekkoatletów również. Nikt tak nie wyskoczył jak diabeł z pudełka i nie stanął niespodziewanie na podium. Ciągle się czyta, że sensacja czy niespodzianka w każdej dyscyplinie, ale jakie to by było nudne jakby faworyci wygrywali. Nawet kibice wspierają tych na których się nie liczy, a osiągają na Igrzyskach życiowy sukces, który tylko im się śnił wcześniej. Igrzyska przynoszą dramaty, wspaniałe historie przez to, że ci wielcy czasami przegrywają z samym sobą. Są tak pewni, że znów wygrają, że to ich gubi, a na tego słabszego nikt nie patrzy. On przeżywa przygodę życia , nikt nie stawia na niego więc ma luz psychiczny. Na faworytów się patrzy, stawia, umieszcza przed zawodami na najwyższym stopniu podium albo na miejscu medalowym. Kto by pomyślał, że zawodnik Kazachstanu zdobędzie złoty medal w pływaniu płynąc na ósmym torze. I tak to wygląda. Wszyscy obserwują gwiazdy, a nagle ktoś zabiera niespodziewanie mistrzostwo olimpijskie czy medal i tworzą się cudowne historie, niezapomniane emocje, wzruszające chwile. Całe piękno i esencja sportu. Nowa Zelandia prowadzi na 5 minut przed końcem w hokeju na trawie z Niemcami 2:0 i przegrywa 2:3 w ostatniej sekundzie. Szok. Ważny jest koniec, a nie początek i dopóki zawody trwają to wszystko się może zdarzyć. Kto liczył, że Kanada w siatkówce wejdzie do ćwierćfinału grając w grupie z potęgami i odpadnie Francja? Takich niespodzianek, a nawet sensacji jest sporo dlatego tak się pasjonujemy sportem i Igrzyskami, a to jeszcze nie koniec. Phelps przegrał tylko jedno złoto w Rio, a zabrał mu je nowy bohater narodowy z Singapuru. To fakt, że Ci wielcy mają gorzej. Łatwiej jest atakować jak nikt na Ciebie nie liczy niż się bronić i utrzymywać na szczycie. Łatwiej jest wejść na szczyt niż tam się utrzymać. I to nie truizm. Bolt kończy karierę, bo czuje już oddech rywali na plecach, a chce zostać tym niepokonanym. Phelpsowi wciąż mało złotych medali na Igrzyskach. Nikt mu nie dorówna przez wieki, ale to są ci najwięksi z największych, którzy utrzymują świetną formę pozwalającą na wygrywanie przez wiele lat. Niektórzy mają tylko tę jedną szansę na Igrzyskach, jeden dzień, turniej. I najpiękniejsze jest to, że bajkę zamieniają w rzeczywistość.

   Na napisanie tej notki wenę czerpałem od Francuza Lavillenie. Zasnąłem w nocy i przebudziłem się na najważniejsze fragmenty skoku o tyczce. Bity faworyt regularnie skaczący ponad 6 metrów. Jak to mówił komentator on zamieszkał na tej wysokości. Zaczyna przeważnie od wysokości 5,75 kiedy to połowa zawodników odpada z konkursu. Jest to ryzyko, bo już tak przegrał ME gdzie nasz Sobera zdobył złoto. Nie ma też farta na MŚ gdzie np. Paweł Wojciechowski zabrał mu złoto, a przecież jest najlepszy z najlepszych od czasów Bubki. Klasa sama w sobie. Genialny technik, gimnastyk, niezwykle sprawny. I wczoraj wszystko szło zgodnie z planem. Gratulacje przy okazji dla Piotrka Liska, który zajął 4 miejsce w najlepszym konkursie olimpijskim skoku o tyczce w historii. Niewiele mu brakło do pokonania 5,93 m. w drugiej próbie. Może jakby miał jeszcze jedną próbę. Niestety konkurs się tak ułożył, że Piotrek pierwszą zrzutkę miał na 5,85 podczas gdy trzech rywali to skoczyło, a on musiał przełożyć dwie próby. Widać było, że jest świetnie przygotowany, ale byli lepsi. Szkoda, że po 36 latach polska męska tyczka nie ma znów medalu. Z MŚ czy ME przywożą chłopcy tytuły czy medale, a na Igrzyskach nie udało się. Mistrz Europy Sobera i były mistrz Świata Wojciechowski do konkursu nawet nie weszli. Pisałem, że liczę po cichu na medal Liska i niewiele brakło, a na Lewandowskiego tak nie liczyłem i faktycznie zajął 6 miejsce. Myślał o medalu i nawet wygraniu, ale to nie ta bajka. Kszczot miałby większe szanse, ale nie wszedł do finału. Czy zgubiła go nadmierna pewność siebie i nawet taka buta? Dostał pstryczka w nos. Tak właśnie odpadają faworyci jak Adam. Sam nie wiedział jak to się stało. Wracam do Francuza i tego konkursu. Amerykanin skończył skakanie na 5,93. Francuz to skoczył i już tu wydawało się co on zrobi dalej? Złoto ma więc może atak na rekord świata, ale jeszcze skakał ten mlody Brazylijczyk piszący swoją historię. Widać było, że ma szansę skoczyć 5,93. To był jego rekord życiowy i w drugiej próbie skoczył to. Wysokość zmieniła się na 5,98. Francuz był tak rozluźniony, że żartował z Amerykaninem. Nawet nie dopuszczał myśli, że przegra. Cała Brazylia cieszyła się z medalu swojego rodaka. Jak Renaud skoczył 5,98 w pierwszej próbie to już był koniec. Szczególnie, że Brazylijczyk nie skoczył tego w pierwszej próbie. Musiał przenieść dwie próby na 6,03. 10 centymetrów więcej od rekordu życiowego, a to przecież w skoku o tyczce naprawdę dużo. Dwie próby na 6,03 Lavillenie strącił. Minimalnie. Brazylijczykowi została ostatnia próba. I Brazylia oszalała. Skoczył to. Pobił rekord życiowy o 10 centymetrów. Francuz tak się zszokował, że musiał przenieść wysokość na 6,08, żeby wygrać. Młokos go zmusił do takich nerwów i wysiłku. I nie dał rady tego skoczyć. Kto by napisał taki scenariusz tego konkursu, który kończył się w nocy brazylijskiego czasu i na stadionie już nic nie odbywało się oprócz tego. Dodam, że w tym samym czasie Brazylia w siatkówce wyrzuciła Francję za burtę Igrzysk. Także wczorajsza noc to płacz i szloch Francuzów i eksplozja radości Brazylijczyków. A to dopiero ich drugie złoto na tych Igrzyskach. Coś niesamowitego. Młody Tiago zadziwił świat i dał psikusa w noska bitemu faworytowi. Wczoraj też niewyraźną minę miała amerykańska faworytka w biegu na 400 metrów. Pokonała ją zawodniczka z Wysp Bahama biegnąc na ósmym torze i uciekając jak nowy rekordzista świata z RPA. Dobrze jest uciekać, a trudniej gonić. Na to wychodzi. Przypomnę jeszcze jak już piszę o porażkach bitych faworytów, że w pchnięciu kulą Nowozelandka przegrała złoto w ostatniej kolejce. Amerykanka pobiła rekord życiowy o trzydzieści centymetrów i mina Nowozelandki nie była wesoła. My to przerabialiśmy na przykładzie Piotrka Małachowskiego. On się rozluźnił za szybko w tym konkursie, bo nic się nie działo. I młody Harting go zabił. To są niesamowite historie, które pamięta się latami. Na całe szczęście Anita nie miała rywalki i nie ma od dłuższego czasu. Łatwiej się rzuca wtedy bez stresu. Brazylia wczoraj na pewno oszalała.

   A dziś czekamy na kajakarki... Do boju dziewczyny... Bo faceci coś zawodzą:))