Archiwum lipiec 2017


LE TOUR DE FRANCE. DWA TYGODNIE ZA KOLARZAMI......
Autor: rasmarsom | Kategorie: Sport 
Tagi: kolarstwo   tour de france  
16 lipca 2017, 23:40

   Kolarze mają już za sobą dwa tygodnie ścigania w Tour de France i sytuacja w czołówce jest niezwykle ciekawa. Głównych faworytów do zwycięstwa dzielą sekundy i wszystko się jeszcze może zdarzyć. Przez te dwa tygodnie działo się naprawdę sporo. Pokazują się też Polacy. Szkoda tylko, że Rafał Majka zaliczył upadek i nie mamy już takich emocji w czołówce. Michał Kwiatkowski za to wykonuje niesamowitą pracę dla Frooma, a Maciej Bodnar prawie wygrał etap...

 

NIESAMOWITE TASOWANIE SIĘ LIDERÓW I ŚCISK W CZOŁÓWCE

 

   Nikt nie zaprzeczy, że mamy wielkie emocje w tegorocznym Tour de France. Przeważnie przed trzecim tygodniem różnice w generalce są większe, ale w tym roku główni pretendenci do zwycięstwa bardzo się pilnują. Jak zwykle mocny jest Christopher Froome i wszyscy zadają sobie pytanie czy może z kimś przegrać. Ma niezwykle mocny team Sky i to jest jego duża przewaga. Gorzej ma Fabio Aru, który takiego zespołu nie ma, ale dzielnie walczy i już zakładał koszulkę lidera. Francuz Bardet też wydaje się dobrze przygotowany i Ag2R robi co może, żeby mu pomóc. Jest jeszcze Daniel Martin, który mimo upadku nie składa broni. Trzeci tydzień zapowiada się niezwykle pasjonująco dla fanów kolarstwa.

   Froome i jego team Sky oczywiście kontrolują wyścig co było do przewidzenia. Jednak na jednym z etapów górskich świetnie zaatakował Fabio Aru. Włoch na tym pierwszym teście pokazał, że będzie się liczył i tak też jest. Potem udało mu się na finiszu pod górę urwać Frooma i dzięki temu jechał w żółtej koszulce, ale na kolejnym etapie to on przyjechał za Brytyjczykiem i teraz on zakłada ten trykot. Francuz Bardet też ma na koncie zwycięstwo etapowe. Na razie sztuka ta nie udała się Anglikowi. Zobaczymy co się będzie działo w trzecim tygodniu, gdzie kolarzy czekają dwa trudne górskie etapy i czasówka. Jeden z nich kończy się podjazdem i tam może się rozstrzygnąć wyścig. Okaże się kto jest najsilniejszy i kogo stać na decydujący atak. Mi się wydaje, że Bardet jest bardzo mocny. Również Daniel Martin będzie atakował podium i okaże się też jak silny jest w tym roku Froome. Szkoda tylko, że to wszystko bez udziału Rafała Majki...

 

TOUR DE NIEBEZPIECZNE ZJAZDY... RYWALE ODPADAJĄ i RAFAŁ TEŻ...

 

   To co się działo na być może najtrudniejszym etapie górskim przejdzie do historii, ale niechlubnej... Piekielnie niebezpieczne zjazdy i upadki kolarzy. Na tym etapie okazało się, że najtrudniejsze nie były wspinaczki, ale zjeżdżanie w dół. Na dodatek nawierzchnia była w wielu miejscach mokra. Połamał się Thomas i niestety w tym upadku brał udział też Rafał Majka i tak jego przygoda się skończyła. Pamiętam jak Majka miał furę szczęścia w Rio gdzie ominął jakimś cudem upadających dwóch kolarzy. Dzięki temu mieliśmy wielkie emocje i medal olimpijski. Organizatorzy w Brazylii zrobili trasę bardzo ciężką, a zjazdy pogrążyły faworytów. To samo mamy na Tour de France. Bardzo groźny był upadek Porta. Złapał pobocze, przeleciał przez jezdnię i uderzył z dużą siłą w skały... Wyglądało to dramatycznie. Przez niego upadł też Daniel Martin, ale miał szczęście, bo mógł jechać dalej. Dużo kłopotów miał też Alberto Contador, ale on upadał nawet wjeźdżając pod górkę... Polak na szczęście nic sobie nie złamał i ukończył etap, ale już pewnie czuł, że dalej nie pojedzie po dniu przerwy. W Rio udało się uniknąć upadku, a na Tour de France nie...

   Mieliśmy też upadki na sprintach z peletonu. Tutaj jednak ktoś pomógł łokciem upaść koledze. Mistrz świata został zdyskwalifikowany. Peter Sagan moim zdaniem postąpił bardzo chamsko, bo wielu mówi, że się bronił przed upadkiem. Dla mnie to było celowe. Ucierpiał na tym Cavendish... Dzięki temu Slowak przyjedzie na Tour de Pologne, bo teraz odpoczywa, ogląda sobie wyścig w telewizji i patrzy jak Kittel wygrywa płaskie etapy jak chce.

 

KITTEL RZĄDZI NA FINISZACH Z PELETONU, A POLAKÓW WIDAĆ

 

   W górach rządzą górale, a na płaskich etapach niesamowity Niemiec Marcel Kittel. Po wykluczeniu Sagana wygrywa seryjnie finisze z peletonu. Jest poza zasięgiem rywali, którzy tylko kiwają głową. Jak depnie mocniej na ostatnich stu metrach to nie ma na niego mocnych. Na jednym z etapów rywale nawet nie widzieli gdzie on jest, a nagle pojawił się z prawej strony i wygrał.

   A Polaków widać i to bardzo. Michał Kwiatkowski jedzie na swojego lidera Frooma. Pewnie kibice się zastanawiają czego Polak nie zaatakuje i nie wygra jakiegoś etapu, bo stać go na to. Niestety musi się słuchać rozkazów zespołu. Tak jak reszta teamu Sky. Michał ma swoje zadania i przeważnie dyktuje tempo peletonu na podjazdach. Rozrywa peleton , robi selekcję i zostaje tylko mała grupka najlepszych. Daje z siebie maxa i Froome dobrze mówi, że Polak jedzie za dwóch kolarzy. W kolarstwie mamy dużo taktyki. Wszystko jest podporządkowane liderowi zespołu i na każdy etap zespoły mają przygotowaną taktykę. WIelu jest kolarzy, których za bardzo nie widać, bo nie wygrywają etapów, nie uciekają, ale oni są od czarnej roboty jak właśnie Michał. To jednak duża nauka dla Polaka co mu pomoże w dalszej karierze. Kwiatkowski to przecież mistrz świata i specjalista od wyścigów jednodniowych. W tegorocznym Tour de France wyjeżdża się na maxa na etapach górskich. Odpada dopiero pod ostatnią górę i wtedy Froome ma innych do pomocy. Kwiato robi swoje tak przez dwie trzecie etapów górskich.

   Rafała nie ma, ale w jego zespole jedzie też Maciej Bodnar. To czwarty zawodnik w jeździe indywidualnej na czas na mistrzostwach świata. Coś ma ten chłopak pecha... Pokazał wielką klasę na jednym z etapów, kiedy dzielnie uciekał peletonowi. I to nie był etap górski. Wydawało się, że ma szansę dojechać. Na etapach płaskich peleton ma tak wszystko obliczone, że likwiduje ucieczkę na jakieś 10 km do mety, ale z Maćkiem szło im jak po grudzie. Tak dzielnie uciekał, że dopadli go na 150 metrów do mety. Przypomina mi się historia z igrzysk w Rio jak Amerykanka tak dzielnie uciekała przed trójką rywalek. Już widziała metę i ją dopadły i została bez medalu. To prawidziwy dramat. Maciej też taki miał. On już widział kreskę finiszową, ale siła rozpędzonego peletonu jest niesamowita... Mieliśmy jednak bardzo duże emocje. Szkoda, że Polak nie dojechał do mety. Jest świetnym czasowcem i to z pewnością mu pomogło tak dzielnie uciekać. Dojazd ucieczki zdarza się coraz rzadziej na Tour de France. Chyba, że etap jest pagórkowaty jak dziś. Holender Mollema świetnie to wykorzystał. Uciekł z grupy na 20 kilometrów przed metą i dojechał.

   Teraz kolarze odpoczywają, a w środę i czwartek decydujące dwa górskie etapy. Tam już musi się coś dziać. Tam najlepsi już razem nie dojadą. Kto zaatakuje i zachowa najwięcej sił ten wygra cały wyścig. Ktoś się musi urwać...

   Widać, że duże kłopoty ma Quintana, który nie nadąża nawet na płaskim terenie jak dziś i odpada. Dziś przecież ten etap nie był jakiś bardzo trudny, ale Kolumbijczyk nie jest w najwyższej formie i w walce o podium już się nie liczy. Alberto Contador to chyba największy pechowiec. Upadał już z trzy razy i z tego raz na podjeździe... Raz wjechał nawet w wozy kempingowe na zakręcie... Męczy się strasznie ten wielki mistrz...

WIELKI TRIUMF ŁUKASZA KUBOTA!!! SZKODA MI...
Autor: rasmarsom | Kategorie: Sport 
Tagi: tenis ziemny   wimbledon   łukasz kubot  
15 lipca 2017, 22:29

   Co za cudowna historia Marcelo Melo i Łukasza Kubota!!! Po raz drugi wygrali turniej wielkoszlemowy w deblu, ale pierwszy raz razem. Stworzyli świetną parę i na długo zapamiętamy ten finał jak i całą drogę do triumfu. NIEPOKONANI NA TRAWIE zwyciężają Wimbledon!!! Ogarnęło mnie prawdziwe wzruszenie widząc jak się cieszą i jak Łukasz płacze trzymając upragnione trofeum. Pewnie marzył o tym, żeby wygrać Wimbledon odkąd zaczął grać w tenisa i marzenie w wieku 35. lat się spełniło!!! Co za spektakl w finale, jaka dramaturgia, jakie emocje! Przecież Łukasz miał w piątym secie swój serwis i było 0:40. Podniósł się z tego, a młodziutki Pavic nie wytrzymał presji i został jeden, jedyny raz przełamany w całym meczu!!! Po ponad 4. godzinach walki i pięciu setach przegrał swoje podanie w najważniejszym momencie. Para Marach i Pavic przegrała dwa gemy pod zasuniętym dachem! Siatka też pomagała parze brazylijsko-polskiej. Oni po prostu musieli to wygrać!

   U pań takich emocji nie mieliśmy, bo Venus Williams nie wytrzymała trudów spotkania... Muguruza na dodatek była po prostu za mocna na 36-letnią Amerykankę i zasłużenie po raz pierwszy w karierze wygrała Wimbledon. Powiedziała po finale, że będąc nastolatką oglądała Venus na Wimbledonie i marzyła, że będzie grać jak ona, a dziś zagrała ze swoją idolką i w zasadzie w drugim secie rozbiła ją. Obie panie nie wypominając wieku dzieli 14 lat różnicy... To było widać na korcie w drugim secie. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy więc tym większy szacunek dla Venus, której mi było osobiście szkoda w drugim secie jak przegrywała 0:6...

 

WIELKI TRIUMF POD DACHEM NA KORCIE CENTRALNYM ŁUKASZA I MARCELO!!!

 

   Jeszcze mi nie opadły emocje po tym historycznym triumfie Polaka. Rozegrali z Marcelo turniej życia. Cztery spotkania pięciosetowe!!! Niepokonani na trawie!!! Pisałem wcześniej, że mają potężną siłę mentalną przed finałem i nie pomyliłem się. Za każdym razem wyszli z opresji w tym turnieju. W głowie masz wtedy, że jesteś najlepszy i nikt nie jest w stanie z Tobą wygrać chociażby mecz kończył się przy stanie 13:11 w piątym secie. Przeciwnicy, czyli Pavic z Marachem stoczyli jeszcze dłuższy bój w półfinale gdzie wygrali 15:13. Postawili piekielnie wysoko poprzeczkę polsko-brazylijskiej parze. Takie zwycięstwo smakuje nie podwójnie, ale potrójnie albo poczwórnie! Dwa razy w tym turnieju po 9:7 w piątym secie. Z parą Mergea/Quareshi przegrywali w setach 0:2!!! Coś niesamowitego i niezapomnianego. Pokazali, że na dystansie do trzech wygranych setów są najlepsi na świecie. Normalnie w deblu przy stanie 40:40 mamy tak zwany "deciding point", czyli nie gra się na przewagi. Kto wygrywa tę piłkę zgarnia całego gema. Na dodatek jak wiadomo gra się do dwóch wygranych setów w deblu. Tylko na Wimbledonie, a jest to jedyny turniej, gdzie panowie grają w debla do trzech wygranych setów. Na dodatek w piątym secie gra się bez tie-breaka... W innych turniejach oprócz wielkoszlemowych trzeci set jest to mini-tiebreak i gra się go do momentu, aż jedna para zdobędzie 10 punktów. Taki lekko przedłużony tie-break. Chodzi tu oczywiście o przyśpieszenie gier deblowych. Wimbledon jest jedynym turniejem deblowym na świecie w której gra się w traadycyjnej formule debla męskiego tym bardziej smakuje takie zwycięstwo. Tu nie ma przypadków. Wygrywa najlepsza para aktualnie na świecie!!! Tą parą są Kubot i Melo. W Roland Garros przegrali z Harrisonem i Venus, którzy potem nieoczekiwanie wygrali cały turniej. Na trawie jednak, czyli ulubionej nawierzchni Łukasza pokazali, że są najlepszą parą deblową na świecie. Wygrali dwa turnieje, nie przegrali spotkania na trawie i zakończyli to triumfem w Wimbledonie. Wspaniała tenisowa historia!!! Życzyłem im z całego serca zwycięstwa w finale i zastanawiałem się czy znów będzie pięć setów. Polubili horrory z happyendem więc tak też było i w finale. Przeciwnicy okazali się tak mocni, że komentator dobrze powiedział, że ten finał wygrały obie pary i szkoda, że nie ma w tenisie remisów...

   Ten finał oglądało się z zapartym tchem, a już piąty set na stojąco! Wcześniej na korcie centralnym rozegrano finał singla pań, a tam emocji było jak na lekarstwo. Nie zawiedli się ci, którzy nie poszli do domu, na spacer czy na truskawki ze śmietaną, ale zostali oglądać pasjonujący finał debla panów, który przejdzie do historii polskiego tenisa. Przejdzie do historii też to, że Kubot z Melo wygrali w turnieju cztery pięciosetowe pojedynki!!! W taki sposób wygrać turniej to jest mistrzostwo świata. To pokazuje jak są piekielnie odporni psychicznie i silni mentalnie. Nie poddają się jak nie pójdzie w jakimś secie, napędzają się. Świetnie się uzupełniają. Obaj bardzo wrażliwi co widać. Obaj bardzo zdeterminowani w dążeniu do zwycięstwa. Jak Melo miał słabszy okres w grze to Łukasz to ciągnął. Wzloty i upadki, ale na koniec ZWYCIĘSTWO! Ja najbardziej zapamiętam gem w którym przy podaniu Polaka w piątym secie było 0:40. To są momenty w których poznaje się prawdziwą klasę zawodnika. Łukasz wykazał się niesamowitą odpornością, a przecież jakby przegrali tego gema to prawdopodobnie całe spotkanie i tytuł... Podobnie wychodzi z opresji Roger Federer. Wielki mistrz w takich momentach potrafi zaserwować z dwa asy i wybić przeciwnikowi marzenie o przełamaniu. Podobnie rozegrał to Kubot. Po tym gemie wiedziałem, że nie mogą przegrać tego spotkania. Gem wcześniej przy podaniu Melo było 0:30. Świetnie wychodzili z opresji i polowali na serwis Maracha... Ten też miał gema w którym było 15:40 i się wykaraskał jakoś.

   Postacią meczu jest jednak Chorwat Pavic i jakby przyznawano nagrodę najlepszego zawodnika meczu to by nią dostał na otarcie łez. Chłopak grał fenomenalnie. Ciągnął kolegę, świetnie serwował, returnował, grał przy siatce. Genialny zawodnik. Serwisem przypominał mi i sylwetką Novaka Djokovica. Nie można go było przełamać przez całe spotkanie i w końcu przy stanie 11:11 zasunięto dach... To był gwóźdź do trumny Maracha z Pavicem. Krótki odpoczynek, który dał najwięcej polsko-brazylijskiej parze. Szybki gem Melo i ja czekałem, aż pogubi się Pavic. Raz już był w opałach w tym meczu przy swoim podaniu, ale wybronił się. Przy stanie 11:12 i po przerwie nie wytrzymał... Zasunięty dach nie wpłynął na niego dobrze i pewnie miał w głowie, że przecież przez cztery godziny nie został przełamany jako jedyny... Zawiódł w decydującym momencie i cztery ostatnie piłki to był popis Kubota z Melo i returnów. Szkoda mi było chłopaka, bo płakał po spotkaniu... Prawdziwy dramat, bo cały mecz grasz jak natchniony, wychodzi ci wszystko, jesteś najlepszy na korcie i po czterech godzinach przegrywasz swoje podanie przy stanie 11:12.... Na szczęście to młody chłopak i jeszcze nie raz wygra turniej wielkoszlemowy w debla. To jest pewne. Może w parze z Marachem, a może z kimś innym. Czułem podobnie jak komentator, że wlaśnie to on zostanie przełamany. Nie słabiej serwujący Marach, ale właśnie Pavic... Muguruza dwa lata temu była rozczarowana, że przegrała z Sereną i płakała, a ona jej powiedziała, że przyjdzie czas, że może tu wygrasz. Także dla Pavica taki czas też nadejdzie. Ma dopiero 24 lata, a przypomnijmy, że Łukasz ma 35!

   To był spektakl godny Hitchocka, a radość po zwycięstwie wspaniała i wzruszająca. Myślę, że wszyscy fani tenisa w Polsce czuli jakby to oni wygrali to spotkanie i niejednego ogarnęło wzruszenie. Łzy Łukasz, który unosił do góry puchar za zwycięstwo zapamiętam na bardzo długo, bo chłopak tyle zrobił dla polskiego tenisa i nadal robi. Może być wzorem do naśladowania dla młodzieży. Podejście jego profesjonalne do tenisa jest godne naśladowania. Coś pięknego i dla takich chwil i emocji sportowych się żyje. Takie momenty dają inspirację, że warto wierzyć w marzenia, a Łukasz marzył, żeby wygrać Wimbledon. Tak jak pewnie młodziutka Hiszpanka Muguruza. Gratulacje dla Melo i Kubota, bo zasłużyli na to. Rywale natomiast zasłużyli na największe słowa szacunku i uznanie za stworzenie niezapomnianego spektaklu i widowiska na korcie centralnym Wimbledonu. Gra na tym korcie to marzenie każdego tenisisty i tenisistki. Ile tam wilekich postaci grało w hostorii na tym korcie. Przez 131 lat trochę się tego nazbierało, ale grać na tym korcie i jeszcze wygrać finał to spełnienie marzeń tenisowych...

   Dziś wszystkie finały miały swoją historię, bo Kubot z Melo tak długo grali, że aż zasunięto dach na dwa ostatnie gemy, bo się ściemniało już. Są tez niepokonani pod dachem na Wimbledonie! Wygrali pod nim wszystkie gemy jakie rozegrali. Niby tylko dwa, ale mistrzowskie!!! Pod dachem też rozegrano finał debla pań prawie w nocy... Rosjanki Makarova z Vesniną zapewne oglądały finał debla panów i pewnie uległy takiej ekscytacji, że pokonały swoje rywalki w finale 6:0, 6:0!!! Tak zwany rower w finale to też się rzadko zdarza. Ja przynajmniej nie pamiętam czegoś takiego... Śpieszyły się pewnie do łóżek i naprawdę musiały długo czekać na wyjście na kort. Opłacało się jednak. Tutaj rywalki nie były wymagające jak się okazało... Piękne momenty dzisiaj oglądaliśmy na korcie centralnym. Wimbledon jest najbardziej magicznym turniejem na świecie i nic tego nie przebije. Dzieją się tu rzeczy niesamowite i spektakularne. Brawo Łukasz i Marcelo oraz Pavic z Marachem!!! To był pokaz debla na najwyższym światowym poziomie i świetna promocja tej gry.

 

VENUS PIERWSZY RAZ POKONANA W FINALE NA WIMBLEDONIE PRZEZ INNĄ TENISISTKĘ NIŻ SIOSTRA SERENA!

 

   Zanim jednak doszło do wielkich emocji deblowych to rozegrano finał singla pań. Spodziewałem się zaciętego meczu, ale zapomniałem, że przecież Venus ma już 37 lat!!! Na dodatek Hiszpanka Muguruza przeciwstawiła się sile uderzeń Amerykanki. Nie potrafiła tego uczynić Konta w półfinale... Natomiast Muguruza się rozkręcała z piłki na piłkę. Venus mogła ją przełamać w pierwszym secie i kto wie jakby się potoczyło spotkanie. To jednak Hiszpanka dokonała tej sztuki i wygrała pierwszy set. Drugi to już był mecz do jednej bramki. Szybka porażka Venus 0:6. Muguruza wytrzymywała wymiany z głębi kortu, a panie się nie oszczędzały. Uderzały każdą piłkę z piekielną mocą. Bez przerwy siła i atak bez wstrzymywania ręki. Tak właśnie się wygrywa teraz u pań turnieje wielkiego szlema. Tak samo grała Ostapenko w finale Rolanda Garrosa. To wyglądało jak spotkanie mężczyzn. Silny serwis i czekanie na okazję na przełamanie. Muguruza gra właśnie w stylu sióstr Williams i dlatego ma już na rozkładzie w finałach turniejów wielkoszlemowych zarówno Serenę w Roland Garros jak i Venus dziś na Wimbledonie. Różnicę wieku było widać na korcie. Venus nie wytrzymała trudów spotkania w drugim secie... Hiszpanka natomiast sama przyznała, że podziwiała rywalkę jak była nastolatką i dopiero marzyła, żeby wygrać Wimbledon... Wzorowała się na niej i pewnie nie spodziewała się, że dziś przyjdzie jej pokonać wielką tenisistkę w finale Wimbledonu. Venus jest historią i żywą legenda tenisa doświadczoną na dodatek przez chorobę. Nie przegrała finału tutaj w Londynie z nikim oprócz siostry aż do dziś... Każda historia się kiedyś przecież kończy. Dziś wygrała młodość i siła. Dziś wygrała młoda wschodząca gwiazda tenisa. Wygrała ze swoją idolką, którą podziwiała na szklanym ekranie. Taka zmiana pokoleń... Życzyłem Venus wygranej, ale jednak była za słaba i sama to czuła. Liczyłem jednak, że spotkanie potrwa trzy sety. Tak się jednak nie stało. Szacunek i tak dla Venus, że w tym wieku dochodzi jeszcze do finału Wimbledonu i to w jakim stylu. To pokazuje wielkie doświadczenie i klasę mistrzyni. Muguruza natomiast czuła, że jest już gotowa tu wygrać. Dwa lata temu jeszcze nie była w starciu z Sereną. To było jeszcze za wcześnie i też pamiętam jak Serena ją pocieszała po finale, że jeszcze tu Hiszpanka wygra. Proroctwo się spełniło nadzwyczaj szybko, bo już po dwóch latach. Pewnie sama Serena się nie spodziewała, że przeciwniczką będzie jej starsza siostra... Taka to kolejna piękna historia tenisowa młodziutkiej Hiszpanki, która już jest mentalnie gotowa do największych sukcesów i triumfów w turniejach wielkiego szlema. Na Roland Garros w tym roku sobie nie poradziła, ale to tylko ją zbudowało. Ta porażka z Mladenovic dała jej bardzo dużo wbrew pozorom. Nie zniosła presji i oczekiwań, ale powetowała sobie to na Wimbledonie! To pokazuje, że jej siła mentalna rośnie i będzie wielką mistrzynią.

 

   Jutro natomiast starcie króla Rogera z rewelacyjnie ostatnio grającym Chorwatem Cilicem. Ciekawe czy oglądał swojego rodaka Pavica w finale debla. Mam nadzieję, że stawi opór Federerowi jak w tamtym roku, kiedy prowadził 2:0 w setach i przegrał. Czy jest gotowy na drugi triumf w Wielkim Szlemie? Czy może pokonać wielkiego mistrza na jego ulubionej nawierzchni? Muguruza dziś dała radę, ale Roger wygląda świetnie i jak za najlepszych lat. Wygląda tak genialnie jak Nadal w tegorocznym Roland Garros. Wielcy mistrzowie wrócili w fantastycznej formie na korty i bardzo dobrze. Oni jak i Venus kochają tenis i bez tego nie mogą żyć. Dopóki będą wygrywać to będą grać. Roger mówił, że nie wierzył, że po półrocznej przerwie będzie jeszcze grać na korcie centralnym Wimbledonu. Grać i wygrywać w takim stylu jak z Berdychem w półfinale. Czech nie powąchał nawet wielkiego mistrza. Jak miał szansę na przełamanie to Roger zagrał trzy asy!!! To może osłabić każdego. Mam nadzieję, że Cilic stworzy widowisko w finale. Mam nadzieję, że będzie pięć setów, bo im dłużej się ogląda i podziwia grę Federera tym lepiej. Szwajcar w tym roku jeszcze seta nie stracił... Nie miał kto go nacisnąćm, bo i Nadal odpadł i Djokovic i Murray i Wawrinka. Miał być półfinał z Djokovicem, a finał albo z Murrayem lub Nadalem... Przeciwnikiem będzie jednak Cilic i oby zagrał tak jak dziś jego rodak w finale debla. Oby nie zagrał tak jak w ćwierćfinale Rolanda Garrosa z Wawrinką, bo będą trzy krótkie sety. Przełamał klątwę ćwierćfinałów i jest znów w finale turnieju wielkoszlemowego! A król Roger pewnie jak zwykle zachwyci magią gry. Oby jak najdłużej zachwycał. Znów będziemy świadkami historii  i być może ósmego triumfu Rogera w Wimbledonie, gdzie już jest legendą tak jak Nadal na Roland Garros i siostry Williams w Wimbledonie.

  

 

HALO TU WIMBLEDON! VENUS i ROGER KOCHAJĄ...
Autor: rasmarsom | Kategorie: Sport 
Tagi: tenis ziemny   wimbledon  
14 lipca 2017, 09:54

   Kto by się spodziewał, że Venus Williams będzie w finale? Dziewiąty raz już w nim będzie! Jeżeli przegrywała to tylko z siostrą! Tyle, że Muguruza zdobyła już jeden tytuł wielkoszlemowy wygrywając z Sereną na Roland Garros. Popełniłem błąd pisząc, że wygrała ona Wimbledon... Nie wygrała! Była w finale raz przegrywając z Sereną Williams. Teraz zmierzy się z jej starszą siostrą dla której ten finał to fantastyczne osiągnięcie. Ma już 38 lat i cierpi na chorobę Sjorgrena... Z całego serca jej życzę zwycięstwa tak jak i pewnie wiele kibiców. Mogła już nie grać w tenisa, a tymczasem osiąga kolejny finał Wimbledonu! Muguruza jeszcze będzie miała szanse swoje, a Venus już może nie mieć... Takie zwycięstwo przejdzie do historii tego turnieju i tenisa. U panów oczywiście króluje Roger Federer. On też pisze historię i może po raz ósmy wygrać Wimbledon! Jak widać prawdziwi mistrzowie są jak wino. Im starsi tym lepsi! I to by było piękne jakby oboje wygrali tegoroczny Wimbledon!

 

VENUS WILLIAMS ZASMUCIŁA BRYTYJCZYKÓW...

 

   Pod nieobecność młodszej siostry Venus pokazała, że Wimbledon to ulubiony turniej sióstr Williams. Tyle, że Venus chorując i mając już 38 lat nie jest już stawiana w gronie faworytek. Mogłaby być matką wielu tenisistek! Dla niej sukcesem jest sam powrót do sportu i gra na najwyższym poziomie. WImbledon jak widać wyzwala w niej jeszcze jakieś dodatkowe pokłady energii i siły mentalnej. Na tej "świętej trawie" siostry Williams odnosiły największe sukcesy, ale wydawało się, że to już piękna historia. Serena urodzi dziecko i nie wiadomo w jakiej formie wróci na korty, a Venus schorowana i starsza w zasadzie niedługo zakończy karierę. Kto wie czy to nie jest jej ostatni Wimbledon. Należy jednak podziwiać, że w tym wieku dzielnie stawia czoła rywalkom! Wczoraj zagrała po prostu genialnie i Konta nie miała nic do powiedzenia. Na jej twarzy było widać jak jest zdeterminowana i skoncentrowana. Podobny wyraz twarzy miała Konta w meczu z Halep...

   Ktoś powiedział, że wystarczy spojrzeć na zawodników czy zawodniczki jak zachowują się podczas grania hymnu narodowego i wtedy łatwo jest wskazać zwycięzcę. Chodzi tu o pokazanie takiej siły mentalnej. Widać kto jest bardziej przekonany o swojej sile i pewniejszy siebie. To w oczach miała Radwańska w meczu z Baczinsky. To samo miała zdeterminowana Konta w meczu z Halep. Wczoraj natomiast Venus Williams pokazała, że to jej ulubiony kort centralny i nic sobie nie robiła z tego, że cała Wielka Brytania po odpadnięciu Murraya jest za Kontą. Johanna jednak okazała się uczennicą starszej, utytułowanej i doświadczonej rywalki. Nawet ja się nie spodziewałem, że ten mecz będzie taki krótki. Venus pokazała ogromną siłę i wie, że to może być szansa na ostatni tytuł w karierze. Jest tak zdeterminowana jak był Rafael Nadal podczas Rolanda Garrosa, kiedy wszyscy życzyli mu zwycięstwa po powrocie po kontuzji. Hiszpanka Muguruza zgodnie z planem nie miała kłopotów z Rybarikovą. Słowaczka i tak zrobiła absolutnego maxa docierając do półfinału. Więcej nie była w stanie zdziałać...

   Będziemy mieli piękny finał, bo Muguruza też jest bardzo zdeterminowana i wie już jak wygrywać z Williams. Tyle, że z Sereną i nie na trawie... Zobaczymy czy Venus nie pozwoli Hiszpance na triumf i taką jakby zmianę pokoleń. Czy jeszcze raz zdoła wygrać ten magiczny turniej i zapisać się w annałach historii. Młodość kontra doświadczenie. Wydaje się, że Muguruza jest gotowa mentalnie na zwycięstwo, ale w Roland Garros nie dała rady Mladenovic. Ta porażka jednka ją zbudowała psychicznie. Ma obandażowane udo i oby wytrzymało trudy spotkania finałowego. Na pewno zrobi wszystko i będzie grać do końca. Jest bardzo waleczną zawodniczką i ma taki sam ogień w oczach jak siostry Williams. To może być naprawdę piękny finał i być może trzysetowa walka jak w finale Rolanda Garrosa między Ostapenko, a Halep. Rumunka tej siły mentalnej powinna się uczyć właśnie od sióstr Williams i Muguruzy. Tylko wtedy zasługuje się na bycie liderką rankingu. Może to nie przypadek, że po porażkach z Ostapenko na Roland Garros i z Kontą na Wimbledonie Simona nią nie jest... Brakuje jej tego ognia w oczach. Za dużo cwaniactwa i liczenia na błędy przeciwniczki. Takie wyrachowanie i kunktatorstwo w grze. Styl Radwańskiej z tym, że Rumunka potrafi zaatakować i jest silniejsza fizycznie. Biust też ma mimo zmniejszenia piersi nadal większy... Muguruza i Venus natomiast stworzą widowisko jutrzejszego dnia. Obie będą silnie serwować, mocno returnować i atakować. Tu nię bedzię miejsca na długie akcje. Nie będzie przebijania piłki tylko atak, czyli to co chcą oglądać kibice tenisa. Będzie się działo, a ja życzę triumfu Amerykance. Muguruza nie jest tak lubiana wśród kibiców i wydaje się, że większość będzie za Venus. Konta natomiast zrobiła i tak wiele dla kobiecego brytyjskiego tenisa. Świetnie grała i przed Wimbledonem i podczas turnieju. Zniosła presję w spotkaniu z Halep, ale wczoraj była po prostu za słaba, bo zetknęła się z Królową Wimbledonu i zobaczyła, że jeszcze się musi uczyć.

 

KRÓL ROGER ZMIERZA PO KOLEJNY TYTUŁ NA WIMBLEDONIE!

 

   Oglądanie Szwajcara w akcji na Wimbledonie to po prostu sama przyjemność. To nie jest tenis, a poezja i magia. To jak się porusza po korcie, jak ustawia perfekcyjnie do piłek. Jego zagrania i czucie piłki są tak magiczne, że wydaje się, że inni się męczą, a on urodził się z rakietą i jest czarodziejem. Jakby każde zagranie nie sprawiało mu kłopotów i wiedział co ma zrobić w każdej akcji. Przegrywając z nim na trawie to nie jest żadna ujma. To chyba sama przyjemność przegrać z Rogerem, bo można podziwiać co jest w stanie uczynić na korcie. Czy ktoś mu zagrozi? Murray odpadł, Djokovic też... Nadal również i Wawrinka. Wielka czwórka ma coś kłopoty ostatnio.

   Djokovic sam czuje, że ma kryzys wyraźny w karierze i na dodatek musiał skreczować w spotkaniu z Berdychem. Nadal po horrorze z Mullerem też odpadł, ale akurat jego nawierzchnia to ziemia. Wawrinka nie grał na trawie po Roland Garros i niestety trafił w pierwszej rundzie na młodego Medvedeva, który wrócił do tenisa po chorobie i gra świetnie. Murray też nie jest w najwyższej formie w tym sezonie i uległ Querreyowi. Stawka półfinałów jest zadziwiająca, bo mamy oprócz Federera Berdycha, Cilica i Querreya... Nie pamiętam takiego zestawienia półfinałów i dzięki temu Marin Cilic ma szansę na zmierzenie się w finale zapewne z królem Rogerem. Berdychowi nie odbieram szans, ale większe daję Chorwatowi w finale. Oczywiście jak upora się z kochającym trawę Querreyem. Cilic naprawdę jest w genialnej formie. W Roland Garros nie wyszedł mu kompletnie ćwierćfinał z Wawrinką, a na ten mecz kibice ostrzyli sobie zęby. Ostatnio Chorwat dochodzi do ćwierćfinałów i tam trafia na kogoś z najlepszej piątki i odpada. Przypomnijmy, że on już ma jeden tytuł wielkoszlemowy, który zdobył na US OPEN. Znów ma szansę na finał i stworzenie widowiska z królem Rogerem. Takiego finału sobie życzę. Mam szacunek dla Sama Querreya, który w tamtym roku wygrał z Djokovicem na Wimbledonie, a w tym ma na rozkładzie Murraya. Cilic jednak na każdej nawierzchni gra ostatnio rewelacyjnie i pewnie marzy, żeby wygrać Wimbledon jak jego idol Goran Ivanisevic. W tamtym roku przegrał z Federerem 2:3 tutaj w Londynie więc... Jak już będzie w finale to nie będzie miał nic do stracenia. To już dla niego będzie ogromny sukces i przełamanie klątwy ćwierćfinałów. Półfinał już ma, a więc co jeszcze osiagnie to tylko na jego plus! Także możemy mieć dwa świetne finały. I Williams z Muguruzą i Cilic z Federerem. Cała czwórka zasłużyła na to swoją grą.

   Będzie pytanie czy Muguruza zdoła pokonać w finale Venus, która jak już była tu w finale to tylko przegrywała z siostrą, a drugie czy król Roger wygra po raz kolejny Wimbledon. Nie chciałbym osobiście Sama Querreya w finale, bo myślę, że Cilic z Federerem stworzą lepsze widowisko. Zobaczymy jak potoczą się dzisiejsze półfinały i jakie kłopoty będą mieli Cilic z Federerem w starciu z rywalami. Dla Berdycha i Querreya awans do półfinału jest już sukcesem, bo obaj świetnie grają na trawie.

   Roger natomiast to legenda i kocha go cały świat tenisowy. Zawodnicy jak przegrywają z nim to są uśmiechnięci. Tak jak Milos Raonic, który wie, że jego czas tutaj być może jeszcze nadejdzie i dostał lekcję od króla Rogera. Taka sama lekcja jak ta, którą dostała Konta od wielkiej mistrzyni. Mistrzowie jak widać jeszcze nie zeszli ze sceny i czy zejdą w tym roku niepokonani na magicznej trawie?

   Każdy inny zawodnik by się cieszył, że nie musi grać z Wawrinką, Nadalem, Djokovicem czy Murrayem, a Szwajcar martwił się o ich dyspozycję i kontuzje. Ma nadzieje, że latem na kortach w USA będą już w formie. Nie cieszył się, że ma dzięki temu łatwą drogę do kolejnego tytułu, bo takie zwycięstwa smakują gorzej. Nic jednak nie poradzi na to, że wielcy rywale odpadli i że mają albo kryzys albo kontuzję. W sumie jedno wiąże się z drugim. To pokazuje wielką klasę Rogera i za to kochają go kibice na całym świecie. Skromność, pokora i szacunek dla rywali. To są cechy tylko największych z największych. Ja też podziwiam tę kamienną twarz Rogera, która nie zdradza żadnych emocji ani zdenerwowania. Umiejętność pełnej koncentracji na korcie. Nieustanne myślenie jak zaskoczyć rywala. Mieszanie gry. Grając z nim ciężko rywalowi znaleźć jakikolwiek rytm w grze. Król Roger świetnie czyta grę rywali. Wybitny taktyk. Wie kiedy, jak i co ma zrobić. Ciężko go nacisnąć. Perfekcjonista w każdym calu. Oglądając go ma się wrażenie, że tenis ziemny nie sprawia wysiłku i jest taką łatwą grą. Federer ma jednak magiczne czucie piłki i potrafi zagrać wszystko. Z tym trzeba się urodzić po prostu. Tego się nie wyćwiczy...

 

KUBOT Z MELO W FINALE I NIEPOKONANI W TYM ROKU NA TRAWIE!

 

   Ciężko powiedzieć, że idą jak burza przez turniej... Wygrali wszystkie mecze na trawie w tym roku. Rozegrali już aż trzy spotkania pięciosetowe! Przed finałem są piekielnie mocni mentalnie. Marach i Pavic męczyli się z rewelacyjną parą Mektic/Skugor i wygrali dopiero 17:15 w piątym secie!!! Jednak wcześniej nie mieli tak trudnych rywali jak Kubot z Melo. Potrafią wychodzić z ogromnych opresji i mają mentalność zwycięzców co widać na korcie. Bez przerwy wierzą w sukces. Dzięki temu wygrali spotkania w pięciu setach. Do tego trzeba mieć mentalność zwycięzcy bez względu jak jest ciężko i jak nie idzie. Potrafią się odbudować i w decydujących momentach wygrywają. Tak jak wczoraj z parą Kontinen/Peers. Fantastyczne spotkanie deblowe i pokaz tej gry na najwyższym światowym poziomie. Mecz godny finału. Zazwyczaj na spotkaniach debla jest mało kibiców, ale wczoraj obie pary dostawały od licznie zgromadzonej publiczności brawa na stojąco! Finał zapowiada się fascynująco. Stać ich na zwycięstwo. Przeszli takie trudne mecze w tym turnieju, a para Marach/Pavic miała tylko takie spotkanie w półfinale. Finał to jednak osobne spotkanie i tutaj może się zdarzyć wszystko. Kibice pewnie mocno będą ściskać kciuki za Łukasza Kubota. Ma szansę na drugi tytuł wielkoszlemowy w deblu na ulubionej nawierzchni. Wcześniej wygrał w Australii... To byłoby coś pięknego. Wczoraj grał genialnie i ciągnął Marcelo Melo. Stworzyli świetny duet i się wzajemnie uzupełniają. Piękna była ich radość po ostatniej piłce, którą zagrał Melo! W finale wszystko jest w ich rękach, głowie i nogach. Głowę mają piekielnie silną. Ciekawe co na to ich rywale, którzy wczoraj też byli w niesamowitych opałach. Mektic i Skugor jako para, która grywa w challengerach rozegrała turniej życia i o mały włos nie awansowała do finału. Marach i Pavic natomiast łatwo wygrali z Matkowskim i Maxem Mirnyem. Czy Kubot pomści Matkę??? W finale będzie z pewnością co oglądać i jak będzie pięć setów to większe szanse mają kubot z Melo. Może jednak ten finał taki długi nie będzie. Zobaczymy jutro. Liczę na Kubota z Melo, bo zasługują na to, żeby skończyć sezon na trawie jako niepokonani. Marach z Pavicem z pewnością się nie położą, ale mają mniejsze szanse na zaprawionych w boju chłopaków z Polski i Brazylii, którzy z pewnością bardzo pragną tego tytułu. I to widać po nich. Będzie dobrze! Kibicuję bardzo Łukaszowi i Marcelo! Do boju jutro po triumf!

 

 

  

HALO TU WIMBLEDON! AGA ODPADA, KONTA I MULLER...
Autor: rasmarsom | Kategorie: Sport 
Tagi: tenis ziemny   wimbledon  
12 lipca 2017, 09:58

   Drugi tydzień Wimbledonu i mamy sensacje. Giles Muller i Johanna Konta są na ustach wszystkich fanów tenisa. Łączy ich to, że w tym roku świetnie grają na trawie i w turniejach poprzedzjących turniej w Londynie grali bardzo dobrze i wygrywali turnieje. To nie jest przypadek, że odprawili faworytów. Są po prostu oboje w świetnej formie. Luksemburczyk uwielbia tę nawierzchnię, bo jego styl gry pasuje tutaj. Konta natomiast w tym roku szaleje na trawie i Brytyjczycy są wniebowzięci. Jeżeli Murray dziś wygra to będą mieli i w singlu kobiet i mężczyzn półfinalistów. Wielka Brytania takiej historii nie pamięta. Nasza Agnieszka natomiast jak zwykle odpadła z Kuznetsovą, która ma na nią patent. Styl gry Rosjanki nigdy nie odpowiadał Polce...

 

LUKSEMBURG OSZALAŁ ZE SZCZĘŚCIA!

 

   Kto wie czy to nie był najbardziej dramatyczny mecz tegorocznego Wimbledonu! "Święta trawa" pamięta takie dreszczowce i horrory. Fani tenisa pamiętają przecież najdłuższy mecz w historii, który miał miejsce właśnie tutaj w Londynie. To jest magiczne miejsce i magiczny turniej. Ta trawa pamięta też wielkie porażki faworytów. W tym roku mamy już drugą, bo okazuje się, że wypadli z gry finaliści Rolanda Garrosa! Stan Wawrinka odpadł już w pierwszej rundzie z rewelacyjnym Medvedevem. W czwartej rundzie Nadal nie dał rady Mullerowi. Co ciekawe u pań mamy podobną historię, bo i Halep i Ostapenko, które grały w finale w Paryżu zgodnie pożegnały się z turniejem wczoraj...

   Rafael Nadal urodził się na kortach ziemnych tak jak Federer na trawie. To są ulubione nawierzchnie obu wielkich mistrzów. Gilles Muller natomiast cały rok czeka na grę na trawie, bo tu odnosi sukcesy. W tym roku przed Wimbledonem świetnie grał w turniejach poprzedzających i jeden nawet wygrał. Tak samo genialnie grała Johanna Konta. To nie jest przypadek, że tak daleko zaszli i pokonali faworytów. Rafael Nadal przegrywał już przecież 0:2 w setach, ale doprowadził do piątej partii. Tam już mieliśmy prawdziwy horror i Luksemburczyk wygrał 15:13!!! Pewnie to spotkanie przejdzie do historii i tylko szkoda, że Polsat tego nie pokazał! Dziś mamy fazę ćwierćfinałów i zobaczymy jak poradzi sobie Federer, Djokovic czy Murray. Jeden z muszkieterów już jest za burtą. Piąty, który dołączył do wielkiej czwórki, czyli Wawrinka dawno już zapomniał, że grał w tegorocznym turnieju. Ciekawi mnie jak zagra z tym Mullerem Marin Cilic. Chorwat ostatnio gra naprawdę bardzo dobrze i solidnie i ma szansę na półfinał. Są też bardzo groźni na trawie Raonic i Querrey. Nie zapominajmy też o Berdychu. W ćwierćfinałach mamy naprawdę najlepszych specjalistów od gry na tej nawierzchni. Mogą oni sprawić duże kłopoty faworytom. Czy ktoś z wielkiej trójki podzieli los Nadala? Czy będzie kolejny dreszczowiec? Prawdziwa gra o tytuł właśnie się rozpoczyna! Wszyscy mówią o tym, że Muller gra jeszcze w starym stylu, czyli często chodzi do siatki. Ten styl gry zanika, a mieliśmy takich specjalistów od gry przy siatce jak Edberg, Rafter czy Ivanisevic np. Zawodnicy już tak nie grają na trawie i oglądamy wymiany z głębi kortu. Z pewnością Nadal też miał problem z takim stylem gry. Nazywamy go już archaicznym, ale ja kochałem tych specjalistów od gry przy siatce... Trawa jest właśnie odpowiednią nawierzchnią do tego. Także to było zderzenie dwóch stylów gry. I wygrał ten archaiczny! Jaki to piękny sport ten tenis ziemny. Brawa dla obu panów za fantastyczne widowisko na tym najbardziej magicznym turnieju na świecie. Najstarszy turniej na świecie rozgrywany po raz 131.! Kolebka tenisa. To tu się wszystko zaczęło i przez tyle lat zachowano tradycję. Czas się zatrzymuje na te dwa tygodnie. Zawodnicy i zawodniczki trafiają do innego świata. Wszystko takie eleganckie, dostojne. Kibice oglądają spotkania jak w teatrze w kapeluszach. Prawdziwa magia. Stroje sędziów i zawodników... Nieskazitelna biel... Każdy zawodnik i zawodniczka powie, że marzeniem jest wygranie Wimbledonu albo gra na korcie centralnym. To jest przeżycie dla każdego zawodnika i zawodniczki. I tu mamy okazję oglądać niesamowite spotkania, zwroty akcji, porażki faworytów i prawdziwe dreszczowce! Czekamy na więcej!

 

WIELKA BRYTANIA OSZALAŁA NA PUNKCIE JOHANNY KONTY!

 

   Oszalał Luksemburg, a wczoraj w deszczowy dzień cała Wielka Brytania. Johanna Konta jest na ustach wszystkich. Wimbledon już prawie nie pamięta kiedy miał swoją przedstawicielkę w półfinale! Dokonała tego Konta. Ona wciąż się rozwija, ale na trawie jej nie szło nigdy. W tym roku świetnie się przygotowała do turnieju. Dużo spotkań rozegrała na trawie przed Wimbledonem i wygrała jeden turniej. Podobnie jak Muller, który gra wszędzie gdzie jest turniej na tej nawierzchni. Brytyjka rozegrała już trzeci dramatyczny pojedynek w tym roku. Wygrała z Vekic w trzecim secie 10:8! W czwartej rundzie potrzebowała też trzech setów z Garcią! I wczoraj nadszedł czas na zmierzenie się z Simoną Halep. Dla Rumunki zwycięstwo oznaczało zostanie nowym numerem jeden w kobiecym rankingu. Jakby wygrała Rolanda Garrosa to też byłaby numerem jeden... Niestety znów zawiodła ją psychika. W Paryżu nie udźwignęła presji faworytki i to Ostapenko sensacyjnie triumfowała. Wczoraj również czuła oddech na plecach całej Wielkiej Brytanii! I też nie dała rady... Poprzedni trener rozstał się z nią ze względu na jej słabą psychikę. Nie umiał dotrzeć do jej głowy, a to najważniejsza część ciała w tenisie. Potem są nogi, a potem ręce. Nogi ma fantastyczne i świetnie się porusza na korcie. Chyba najlepiej ze wszystkich tenisistek. Ręka też dobra, bo rzadko popełnia niewymuszone błędy, ale brakuje właśnie jeszcze tej mentalności zwyciężczyni. Z tym zawsze kłopot miał Wawrinka i długo trwało, żeby zamienił talent na zwycięstwa w turniejach wielkoszlemowych. On miał jednak gorzej, bo żeby to osiągnąć to trzeba było wygrywać z Wielką Czwórką! U pań teraz nie ma przecież ani Sharapovej ani Sereny Williams, a Azarenka wraca dopiero do formy... Nie ma zdecydowanej faworytki i każda może wygrać z każdą. Szalenie ciekawy się zrobił kobiecy tenis i szkoda, że Radwańska jest teraz w słabszej formie... W przeciwnym wypadku być może byśmy tak szaleli jak Brytyjczycy wczoraj...

   Patrząc na Simonę Halep to przypomina mi się spotkanie na Roland Garros w ćwierćfinale ze Svitoliną. Jak sie gra z Rumunką to trzeba dużo atakować i prowadzić grę. Coś jak z Agnieszką Radwańską. Obie biegają fantastycznie po korcie i dochodzą do niesamowitych piłek. Potrafią wybronić takie piłki jak Andy Murray. Cała ta trójka gra tenis defensywny, czyli oparty na błędach rywali i rywalek. Popełniają mało niewymuszonych błędów i biegają do wszystkiego, co może rozdrażnić przeciwnika czy przeciwniczkę. Świetne czytanie gry i tak zwana antycypacja. Wystarczy, że ten atakujący ma słabszy dzień i wyrzuca piłki i wtedy defensywny styl gry się opłaca. Kibice doceniają to, ale jednak wolą graczy atakujących, bo jest to widowiskowe. Zawsze lepiej się ogląda atak niż defensywę. Atakując musisz podjąć ryzyko. Grając defensywnie nie podejmujesz go i czekasz na błędy rywali czy rywalek.

   Mam świeżo w pamięci właśnie spotkanie ze Svitoliną, która gra agresywnie. Halep nie mogła nic na to poradzić. I nagle przy stanie 2:5 w drugim secie Simona zaczęła grać i atakować. Jak już miała w głowie, że i tak przegra to zaczęła grać agresywniej. I tym samym spotkanie wygrała. Konta wczoraj wyszła tak skoncentrowana jak Svitolina. Wiedziała, że nie dostanie punktów za darmo od Rumunki. Wiedziała, że musi działać pierwszy serwis. Miała z pewnością dużą presję na sobie i czuła oczekiwania Brytyjczyków. Halep natomiast miała w głowie porażkę na Roland Garros i pewnie chciała sobie to odbić na Wimbledonie i przy okazji zostać numerem jeden rankingu.

   W pierwszym secie Konta zaczęła źle. Potem doszła Halep i naprawdę grała nieźle. Niestety wyrzucała proste piłki z forehandu i popełniała fatalne błędy przy półwolejach czy smeczach. Oddawała punkty za darmo, a Rumunka czekała na nie. Doczekała się i wygrała tiebreak. Czuła jednak, że jak Konta zacznie trafiać to będzie groźna. Brytyjka wciąż była maksymalnie skoncentrowana. Czułem, że jak Halep nie wygra w drugim secie to przegra całe spotkanie. Cudem doprowadziła do tiebreaku, bo Konta miała wiele szans na przełamanie, ale zawalała decydujące piłki. W tiebreaku już było 3:1 dla Halep i jej podanie. Konta w pierwszym i drugim secie fantastycznie serwowała. Genialny procent pierwszego podania. Tiebreak był dramatyczny i Halep wygrywała już 5:4 i miała swoje podanie... W tym momencie wiceliderka rankingu powinna to spokojnie skończyć. Nerwy dały znać o sobie jednak i mieliśmy po jeden w setach... Ja myślę, że to mogło być najlepsze spotkanie na tegorocznym Wimbledonie. W półfinałach i finale może już takiego nie być... Zderzenie agresywnego stylu gry i genialnej defensywy. Po drugim secie Konta uwierzyła, że może wygrać i decydujący był drugi gem... Rumunka prowadziła 1:0 i miała kilka szans na przełamanie rywalki... Jeżeli by wyszła na 3:0 to Konta by się z tego nie podniosła. Niestety dla Halep Brytyjka wygrała tego gema. Potem nastąpiło przełamanie i już miała dwa gemy przewagi... Ciekawe jest to w tenisie, że zdarza się czasem taki gem, że jest mnóstwo breakpointów i serwujący jak się wybroni to w następnym gemie przełamuje rywala. Chodzi tu o siłę mentalną. Wychodzisz z ogromnych opresji i puszcza ciebie. Przeciwnik natomiast rozpamiętuje niewykorzystane szanse i nie umie się skoncentrować na swoim podaniu... Głowa we wczorajszym spotkaniu miała bardzo duże znaczenie u obu tenisistek. Konta jak wyszła na dwa gemy przewagi to odpuszczała gemy przy serwisie Rumunki i skupiała się na swoich gemach serwisowych. Taktyka przyniosła sukces... Ostatni gem i już ściany pomagały Koncie. Halep miała okazję wyjść na 30:0 przy jej podaniu, ale w trzecim secie Johanna popełniała już mało błędów niewymuszonych i grała genialnie. Trafiała prawie wszystko. Wygrywała wymiany z głębi kortu. Halep nie mogła jej ugryźć... Takie wiary i siły nabrała właśnie po tym gemie wygranym przy swoim serwisie przy stanie 0:1. Widać było, że dało jej to dużego kopa i zaczęła grać jak z nut. Brytyjczycy przy stanie 40:15 w ostatnim gemie nie wytrzymali i ktoś krzyknął z trybun czym przeszkodził Rumunce. Ja myślę, że punkt powinien zostać powtórzony, bo to zdekoncentrowało Halep. Ściany jednak pomagają gospodarzom...

   Można się też przyczepić do tego, że zawodnicy i zawodniczki mają 20 sekund przerwy między akcjami. Konta notorycznie to łamała wprowadzając piłkę do gry po 27. sekundach. Przedłużała jak tylko mogła. Tutaj oczywiście jakkolwiek ten przepis jest paradoksalny to ani razu nie została jej zwrócona uwaga... Nawet tak sławny sędzia bał się reakcji dumnych Angoli. Po co się narażać? Przypomina to troszkę incydent na kolarskim welodromie w Rio na igrzyskach olimpijskich gdzie sędzia się bał wykluczyć Brytyjczyka z finału keirina. Jak wiadomo jednak gospodarzom się pomaga...

   Ale nie ma się co czepiać, bo Konta zagrała naprawdę genialnie... Przemawia może jednak trochę moja prywata, bo kibicowałem Halep i miałem obstawione na nią w zakładach bookmacherskich więc miałem takie emocje jak Brytyjczycy. Czy Konta jest w stanie wygrać cały turniej? Hm... Teraz największe szanse daję Muguruzie. Halep grała za pasywnie. Uderzała mocno piłki, ale na rywalkę... Hiszpanka tak grać nie będzie i ma lepszy serwis niż Rumunka. W półfinale spotka się z sensacyjną Rybarikovą. Słowaczka chyba zrobiła już wszystko co mogła, a wczoraj to nie ona wygrała, ale Vandeweghe przegrała... To co wyprawiała Amerykanka wołało o pomstę do nieba... Wszystko pakowała w siatkę i aut, a kwintesencja nastąpiła przy stanie 5:3 i 15:0 dla Rybarikovej. Wtedy sędzia wywołał aut i Amerykanka rozluźniła rękę pakując piłkę w siatkę. Okazało się, że piłka była dobra i sędzina przyznała punkt rywalce, a powinna powtórzyć punkt. Podobna sytuacja miała miejsce w spotkaniu Berdycha... Takie decyzje sędziowskie są bardzo złe dla zawodników czy zawodniczki. W momencie okrzyku aut tenisista czy tenisistka automatycznie puszcza rękę. Jeżeli liniowy się pomylił, a zawodnik czy zawodniczka mają piłkę na rakiecie to punkt musi zostać powtórzony. Tymczasem nie dość, że liniowy się myli to jeszcze arbiter główny nie powtarza punktu. To ostatecznie dobiło Amerykankę i tym samym Rybarikova odniosła największy sukces w karierze. Z Muguruzą nie daję jej większych szans... Na etapie półfinałów Hiszpanka jest tu ograna już. Ciekawe będzie starcie Konty z Venus Williams. Venus pokonała sensacyjną Ostapenko, która gra bezkompromisowo. Atakuje z każdej piłki. Nie wstrzymuje ręki przy żadnym uderzeniu. Venus jest bardzo doświadczona i uwielbia Wimbledon. Wiadomo, że nie biega tak jak Halep, ale ma świetny serwis i umie returnować genialnie. Presja będzie spoczywać na Koncie z pewnością. Czy znów zagra tak genialny mecz jak z Halep... Venus z pewnością nie będzie jej grać piłki na rakietę, ale będzie też popełniać dużo błędów niewymuszonych. Czy na tym etapie wygra doświadczenie? Czy pierwszy serwis będzie tak działał Brytyjce? Venus ciężko jest przełamać, a potrafi grać świetnie returnem... Będę kibicował mimo wszystko doświadczonej Amerykance. Jakoś tej Konty po prostu nie lubię. Halep biega do każdej piłki i dzięki temu wczoraj wygrała pierwszego seta... Venus jak widzi, że nie ma szans to nie traci energii i nie biegnie. Tyle, że Ostapenko to też taki jeździec bez głowy i wczoraj została za to ukarana, ale Roland Garros wygrała... A może to Halep po prostu przegrała, bo nie ryzykowała... Cała Anglia z pewnością czeka na to spotkanie. Dla mnie jednak Konta to jest taki "koń". Wali każdą piłkę jakby ją chciała zabić. Nie porusza się tak po korcie jak kocica Halep, ale znowóż Williams też nie biega za dużo. Zadecyduje siła pierwszego serwisu, skuteczność i to, która rywalka nie popełni błędu w decydujących punktach. Wczoraj Konta miała z tym kłopot więc silniejsza psychicznie jest Venus i jej będę kibicował.

   Wielkość mistrzyń i mistrzów tenisa polega na tym, że oni grają sami ze sobą i nie zwracają uwagi na przeciwnika. Tak grał Nadal na Roland Garros. Tak gra Sharapova czy siostry Williams. Skupieni i skupione tylko na swojej grze. Zapominają od razu o ostatniej piłce. Jak nie idzie to szukają swojej najlepszej gry. Grają sami ze sobą tak naprawdę. Duża siła mentalna. Podobnie gra Muguruza dzięki czemu wygrała już Wimbledon i w tym roku ma również spore szanse. Ma idealną rywalkę i nie powinna się zmęczyć. Natomiast spotkanie Venus z Kontą będzie intensywne i mogą być trzy sety. Rywalki pójdą na wyniszczenie, a Hiszpanka będzie świeża i będzie czekać w finale... Muguruza odnalazła się po Rolandzie Garrosie i przegranej z Mladenovic. Tam też cała Francja była za swoją dziewczyną. Podobnie jak wczoraj wszyscy byli za Kontą... Tyle, że Muguruza się odbudowała, a Halep po przegranej w finale Rolanda Garrosa z Ostapenko nie... Podobną psychikę ma Halep jak Radwańska. Obie sprytne, cwane na korcie, ale jak rywalka atakuje i trafia wszystko to nie istnieją i nie potrafią zmienić stylu gry... Pewnie dlatego obie panie czekają wciąż na triumf w turnieju wielkoszlemowym... I może się nigdy nie doczekają, a przecież teraz stawka jest tak wyrównana...

 

KUZNETSOVA ZA MOCNA... POLSAT NIE POKAZAŁ MECZU MULLERA Z NADALEM!

 

   Kilka słów o występach naszych tenisistów i tenisistek. O Janowiczu już pisałem, że zrobił swoje, ale Agnieszka też się spisała. Oboje wygrali spotkania, które w obecnej formie mieli przegrać. Janowicz z Pouille, a Radwańska z Baczinsky! I to zasługuje na pochwałę. Niestety tak samo blado zaprezentowali się w następnych spotkaniach. Tak jakby na te mecze stracili całą energię i siłę. Agnieszka słabo wyglądała w meczu z Kuznetsovą tak jak Janowicz z Paire... A znowóż w poprzednich spotkaniach wyglądali bardzo dobrze. Radwańska grała bardzo dobrze z Baczinsky. Z Kuznetsovą niestety zawsze przegrywa w karierze i to jej taki demon. Tutaj też Swietłana grała bardzo pewnie i swobodnie. Naciskała Polkę przy jej serwisie, a sama przy własnym podaniu jak była w opałach wychodziła z opresji, czym skutecznie zniechęciła Radwańską do gry. Agnieszka miała szansę w drugim secie, ale nie wykorzystała piłek na przełamanie. Swiecie w odpowiednich momentach pomagał serwis. To jest właśnie siła nie tylko u mężczyzn. Dobre pierwsze podanie wygrywające jak nie idzie, to broń po którą jak się ma to się sięga w opałach. I to jest problem zarówno Agnieszki jak i Halep. Suma sumarum i tak Radwańska zrobiła swoje. Najbardziej żal, że teraz jak stawka jest tak wyrównana w kobiecym tenisie to Polka ma słabszy sezon... Kontuzje, wirusy i znów trzeba czekać na upragniony triumf w Wimbledonie, a lata lecą niestety... Nie jest ona tak silna fizycznie jak siostry Williams czy chociażby Halep i taki długi turniej chyba nie jest dla niej. Musi być naprawdę w szczycie formy, żeby wytrzymać trudy...

   Może wygrają turniej deblowy Kubot z Melo. Na razie idzie jak po grudzie i wygrywają w pięciu setach... Na Roland Garros przegrali sensacyjnie jako pierwsza para deblowa w rankingu z Harrisonem i Venus. Okazało się jednak, że była to porażka z triumfatorami... W półfinale znów mogą trafić na nich na Wimbledonie... Czy okażą się znów katami? Odpadli natomiast Mirnyi z Matkowskim. Marcin troszkę śmiesznie wygląda z nadwagą. Jak taki starszy pan, który chce jeszcze poodbijać z energicznymi i szczupłymi panami. Ma jednak potężny serwis i doskonałą rękę. Diety jednak widać, że trzymać nie lubi... Widać, że nawet debel go mocno męczy, gdzie zawodnicy nie biegają za dużo... Mirnyi przy nim wygląda na chłopczyka...

   I wrzucę kamień do stacji Polsat. Na szczęście już jest faza ćwierćfinałów więc wszystkie mecze zostaną zapewne pokazane... Do tej fazy nie mogliśmy oglądać czy Nadala czy Djokovica czy Murraya czy Federera. Ciekawe dlaczego? Lepiej pokazać mecz debla Skupsky/Skupsky... Otóż dlatego, że faworytów pokazywali na nowych płatnych kanałach tenisowych. Ciekawe, że Eurosport miał dwa kanały na Roland Garros i pokazywali wszystko co najlepsze... Dlatego mimo trzech kanałów nie mogliśmy oglądać spotkania Nadala z Mullerem... Trzeba zapłacić za nowe kanały, żeby obejrzeć historyczne spotkanie. Szybko się zorientowałem o co tu chodzi. Dodatkowo rozśmieszył mnie komentator, który nie podawał wyników innych spotkań, bo pewnie widzowie sobie to nagrywają i chcą obejrzeć powtórkę... Ciekawe tylko jakiego spotkania... Pewnie debla Skupsky/Skupsky versus Daniell/Demoliner...

Jerzyk odpada, łokieć mistrza świata,...
Autor: rasmarsom | Kategorie: Sport 
Tagi: janowicz   radwańska   kolarstwo   wimbledon   żużel. tenis ziemny  
08 lipca 2017, 10:37

   Życie nie znosi próżni i w sporcie wiele się dzieje jak zawsze. Oczywiście najważniejszy jest teraz Wimbledon, ale w tym samym czasie kolarze ścigają się na Tour de France. Moją uwagę zwrócił też triumf w żużlowych mistrzostwach Polski debiutanta. Taka piękna historia sportowa... Gorsza jest ta historia Sagana niestety z Tour de France. Życie sportowe pisze niesamowite historie dlatego tak kochamy sport. Nigdy nie wiadomo czego się spodziewać. Najmądrzejszy hazardzista, który obstawia mecze powie, że w życiu są tylko dwie rzeczy pewne : podatki i śmierć. Nie ma pewniaków jak to mawiają niektórzy typujący wydarzenia sportowe w tym i ja oczywiście. Typ to jest tylko typ i twoje spojrzenie, a jak będzie w rzeczywistości czy na boisku czy na korcie to dopiero potem się okazuje.

 

PAIRE ZABAWIŁ SIĘ Z JERZYKIEM, A FAWORYCI ZGODNIE Z PLANEM!

 

   Pisałem, że umiejętności Paire oceniam wyżej niż jego kolegi Pouille. Nie pomyliłem się i dobrze wydedukowałem, że Janowiczowi musi się przytrafić gorsze spotkanie w którym pierwszy serwis nie będzie działał. Zauważmy też jak pasywnie grał Pouille, a jak grał Paire. Niebo, a ziemia, a te skróty skutecznie wybijały Polaka z rytmu. Francuz świetnie mieszał grę, a zagrania tuż za siatkę bardzo sobie upodobał i okazało się, że to była jego bardzo silna broń. Sięgał po nią w momentach zagrożenia. Osłabiał tym Jurka. Nie mógł się przez cały mecz dobrać Franuzowi do skóry i w zasadzie mecz bez historii. Taki mecz jakich pewnie wiele Jerzyka w ostatnim czasie. Nie działa pierwszy serwis i jest po nim. Najsilniejsza broń Polaka. Niestety wtedy gubi pewność siebie i rywal też czuje szansę, że można przełamać Jerzyka i to nie raz. Dlatego też wielkim tenisistą to on nie będzie i może już sobie w telewizji pooglądać drugi tydzień Wimbledonu.

   Mnie osobiście pokazywanie tego turnieju przez stacje Polsatu bardzo drażni. Wolę jednak jak Eurosport transmituje turnieje wielkoszlemowe. Zły dobór spotkań, pokazywanie meczu deblowego kobiet pierwszej rundy. Za wcześnie kończą relacje gdy na sam koniec dnia są najciekawsze mecze i gry kończą się nie o 20, ale o 22... Mają nowe kanały płatne, ale jakoś mi to wszystko nie pasuje. Mam nadzieję, że jak już zaczną się spotkania ćwierćfinałowe to będzie można wszystko obejrzeć.

   Jerzyk natomiast zrobił swoje i nie dane mu jednak będzie zmierzenie się z Andym Murrayem na korcie centralnym. Może to i lepiej, bo wątpię, żeby mecz trwał długo. Turnieje wielkoszlemowe są dlatego piękne, że gra się do trzech wygranych setów. I mamy wiele dreszczowców dzięki temu. Każdy chce się tu pokazać i zawodnik teoretycznie słabszy i starszy może sprawić niespodziankę. Może zagrać jeden mecz życia i wyeliminować kogoś z faworytów. Turniej jest długi i męczący. Dlatego dochodzi do wielu niespodzianek. Ci najlepsi zawsze mają jeden taki właśnie trudniejszy mecz z kimś mniej znanym kto chce się pokazać na korcie centralnym i calemu światu tenisowemu. Jedynie Rafael Nadal od Rolanda Garrosa nie przegrał seta. W Londynie też jak na razie idzie mu świetnie. Wielu marzy o pojedynku finałowym Rogera Federera właśnie z Rafą. Jest to bardzo możliwe, bo i Djokovic i Murray są w słabszej formie, a bardzo groźny Wawrinka już odpadł. To chyba największa sensacja jak dotychczas w pierwszym tygodniu. Pojedyńcze niespodzianki się zdarzają, ale dotyczą słabszych tenisistów. Najlepsi jak na razie nie mają kłopotów.

   U kobiet też w zasadzie dość spokojnie. Odpadła Pliskova czy Safarova, ale Ostapenko czy Halep trzymają się dzielnie. Nie ma w zasadzie jakiejś stuprocentowej faworytki. Odpadła też Mladenovic, ale ona chyba jeszcze nie jest gotowa na sukcesy w turniejach wielkoszlemowych. Za bardzo emocjonalna dziewczyna. Ma talent, ale jeszcze chyba sobie nie radzi z psychiką. Ciekawe co zrobi Muguruza. Ona fatalnie zniosła Rolanda Garrosa. Karolina Pliskova typowana tutaj przynajmniej na półfinał szybko odpadła z Rybarikovą... Będzie ciekawie pewnie tak jak podczas Roland Garros. Ciężko wskazać faworytkę i tenisistkę, która może zamieszać tak jak Ostapenko na Roland Garros. Może znów jakaś tenisistka będzie miała turniej życia... Gospodarze z pewnością bardzo liczą na Kontę. Mnie zaskakuje bardzo postawa Azarenki, która już jest w czwartej rundzie. To już jej sukces, bo przecież wraca po urodzeniu dziecka. Gorzej ma Kvitova, która wróciła po paskudnej kontuzji i już odpadła. W bardzo dobrej formie jest też Carolina Wozniacki. To dopiero jednak wszystko przed nami i turniej w zasadzie dopiero się zacznie w drugim tygodniu. Teraz są jakby przedbiegi. Prawdziwe emocje dopiero przed nami.

   Z naszego punktu widzenia możemy nie mieć nikogo w drugim tygodniu jeżeli chodzi o singlistów i singlistki. Jerzy Janowicz już zrobił i tak maxa. Rozegrał dwa świetne spotkania i już na Paire zabrakło koncentracji i mocy. Już nic tak nie działało jak w pierwszych dwóch spotkaniach. Na dodatek Francuz grał bardzo pewnie i wszystko szło po jego myśli. Nie musiał się drapać po bujnej brodzie i myśleć jak tu rozpracować Polaka. Dziś zagra Agnieszka i niewiele jej daję szans z Baczinsky. Szwajcarka jest w niezłej formie i była w półfinale Rolanda Garrosa. Potem nie grała na trawie i tak jak Polka przygotowywała się do Wimbledonu. Jest bardzo groźna i sprytna na korcie. Umie mieszać grę, grać skróty, świetnie operuje backhandem jednoręcznym. Ma chyba najpiękniejsze uderzenie w gronie tenisistek jak Wawrinka u mężczyzn. Jednoręczny bekhand przeważnie bronią nie jest. U Baczinsky i Wawrinki jest. Chodzi tu o kończące uderzenia. Radwańska jakby była w formie to miałaby szanse. W zasadzie już powinna przegrać z McHale, ale Amerykanka sama przegrała ze sobą. Już miała Polkę na łopatkach, ale nie postawiła kropki nad i. Grała genialnie prawie przez dwa sety, ale nie umiała zamknąć spotkania w tiebreaku drugiego seta. Była zdeterminowana, skoncentrowana, prowadziła grę, świetnie operowała forehandem, fantastycznie serwowała. W najważniejszych momentach decydowało jednak doświadczenie Polki. Przetrzymała to i wygrała w trzecim secie i cały mecz, a w zasadzie powinna przegrać. McHale jednak posypała się po przegranym tiebreaku. To typowe u kobiet. Idzie, idzie, a nagle jeden punkt czy jedna piłka i potrafią kompletnie się rozbić i zdekoncentrować. Mówią, że najważniejsza w tenisie jest głowa, potem nogi, a potem dopiero ręce. Dużo w tym racji, bo najlepszych poznaje się po tym jak sobie radzą w decydujących momentach. Jak wychodzą z opresji i wtedy jak idzie gorzej. Na to czekała Agnieszka. Spokojnie czekała, aż Amerykanka przegra sama ze sobą i zacznie popełniać błędy. To jest doświadczenie dzięki któremu ci najlepsi potrafią wygrać spotkanie nawet jak  jest słabszy dzień czy forma czy słabszy okres w meczu. Częste zwroty sytuacji w spotkaniu kobiet to coś absolutnie normalnego. Tego nie można brać na logikę jak w spotkaniach mężczyzn. Tu się wszystko może zdarzyć... Do ostatniej piłki nic nie wiadomo... Nie można ferować wyroków, że jedna zawodniczka gra świetnie jednego seta, a druga fatalnie to znaczy, że drugi set będzie tak samo wyglądał... Mało tego. Jedna może wygrać seta 6:0, potem przegrać drugiego np. 1:6 i... wygrać trzeciego. Zobaczymy jak to dziś będzie wyglądać w spotkaniu Polki. Daję jej tyle szans co Janowiczowi w starciu z Paire, a jak będzie to zobaczymy. Jak Baczinsky przegra to będę w szoku. Dlatego, że ona na korcie jest też tak cwana i sprytna jak Polka, a jednak w formie jest lepszej. Raczej nie pogubi się i wie, że nie zostanie zepchnięta do defensywy. Długo prowadzić wymiany też potrafi. Nawet jak Radwańska przegra to i tak zrobi tyle co może w obecnej dyspozycji.

 

DYSKWALIFIKACJA PETERA SAGANA!

 

   To jak na razie najciekawsze wydarzenie na Tour de France w tym roku. Drugim jest oczywiście wygrana Fabio Aru na etapie rozpoznania dyspozycji faworytów w pierwszym tygodniu. Prawdziwe góry dopiero jednak przed nami, ale selekcja już się zaczęła. Mamy już grono faworytów do końcowego zwycięstwa. Walka na maxa zacznie się już może nawet dziś. Też ciężki etap i rozpoznanie rywali. Wszyscy jednak mówią o dyskwalifikacji Sagana. Może i kara jest zbyt surowa, ale tam było uderzenie łokciem. Cavendish miał tam jeszcze miejsce przy barierkach. Gdyby nie łokieć to z pewnością by się nie wkleił w barierkę. To było zrobione z premedytacją. Dziwi mnie, że niektórzy bronią mistrza świata, bo było widać, że zajeżdża drogę rywalowi, który się rozpędzał. To Sagan zjeżdżał w stronę barierek, żeby go zablokować, a jak widział, że może go wyprzedzić, bo tam miejsce jeszcze było, to potraktował go z łokcia. Dla mnie to było zamierzone, a organizatorzy uznali, że takie coś nie może się przytrafiać, bo przecież upadek przy tej prędkości grozi utratą życia nawet. Dla mnie też kara jest bardzo surowa, ale może chcieli pokazać, że nie będą pozwalać na takie incydenty i że nawet mistrza świata można wykluczyć z wyścigu. Niby to w ferworze walki, ale obrona łokciem to nie była. To było celowe uderzenie. Wyglądało na takie chamskie i tak też uznali organizatorzy wyścigu. Dużo osób broni Sagana, bo to mistrz świata. Jakie to ma znaczenie? Nie można przez pryzmat tego uznawać, że taki wielki kolarz może sobie pozwalać na wszystko na finiszu, bo jest najlepszy. On wcale nie bronił siebie w tym momencie. Dostał nauczkę, że walka powinna być czysta. Ja go nie bronię, bo w moim odczuciu zachował się chamsko po prostu i zrobił to z pełną premedytacją.

   A jak Polacy? Michał Kwiatkowski jest w świetnej formie, ale on pomaga liderom. Może zdarzy się etap kiedy pozwolą mu na zabranie się w ucieczkę i powalczenie na pojedyńczym etapie. Na jedynym górskim etapie zrobił selekcję pod ostatnią górkę. Świetnie dyktował tempo. Widać go bez przerwy, bo przecież team Sky ma aż dwóch liderów, którzy walczą w klasyfikacji generalnej. Kłopot bogactwa, a przecież pozostali muszą im pomagać i jechać na nich. Tego problemu nie ma Rafał Majka na którego pracują koledzy. Ten dynamiczny etap górski nie był dla niego, a właśnie dla kogoś takiego jak Aru. On czeka na długie podjazdy i wielkie góry. Tam się okaże w jakiej jest formie. O podium będzie piekielnie ciężko, ale pierwsza piątka też będzie sukcesem i potwierdzeniem, że jest w ścisłej światowej czołówce.

 

DEBIUTANT ŻUŻLOWYM MISTRZEM POLSKI!

 

   W tym sporcie nieolimpijskim jesteśmy potęgą. Także mistrzostwa Polski były bardzo ciekawe i zawodnicy zobaczyli w jakiej są formie przed finałem Drużynowego Pucharu Świata. Oczywiście faworyt jest tylko jeden. Reszta będzie się biła o srebrny i brązowy medal. Mamy zawodników, którzy świetnie jeżdżą w Grand Prix. Stają na podium, wygrywają i oni zmierzyli się ze sobą w mistrzostwach Polski. Janowski, Pawlicki, Zmarzlik, Dudek. Ci zawodnicy jeżdzą w Grand Prix, a przecież był jeszcze Kołodziej czy Hampel. Nie wygrał jednak nikt z nich... Gospodarze, czyli Gorzów liczyli na miejscowych, czyli na Pawlickich i na Zmarzlika. Nikt nie liczył w całej Polsce na Kasprzaka. Żużlowiec, który nawet za dużo w lidze nie jeździ... Przyjeżdża do Gorzowa i po cichu zbiera punkty. Wszyscy patrzą na tych najlepszych, a tymczasem on wygrywa i półfinał i finał. Cudowna historia tego chłopaka. To jak się wypowiadał, jak płakał, to jest piękno sportu. Tyle kłopotów w klubie... Pięknie dziękował wszystkim, którzy są z nim i byli w każdym momencie kariery, która trwa 17 lat. Utarł nosa wszystkim faworytom! Nie mógł uwierzyć w to jeszcze długo. Nie krył łez i emocji. Na taki sukces czeka się bardzo długo. I właśnie fajnie, że wygrał chłopak w zasadzie z trzeciego rzędu. Faworyci zajęli się walką ze sobą, a on robił po cichu spokojnie swoje. Myślę, że wielu się wzruszyło słuchając jak opowiada o swojej karierze, o poświęceniu rodziców i najbliższych. Mówił nawet, że wszyscy wokół wkładają więcej serca niż on. Przyszedł jednak czas, że się odwdzięczył takim pięknym sukcesem. To pokazało ilu sukces ma ojców i matek. Ile to wyrzeczeń i poświęcenia. I jak długo czasami trzeba czekać na taki dzień. Na takie swoje pięć minut. 17 lat... Robisz coś tak długo, nie wiesz czy to ma sens, nie wiesz czy tego nie rzucić, bo nie ma osiągnięć i przychodzi taka nagroda za wytrwałość. Czy Kasprzak coś jeszcze osiągnie to nie wiadomo, ale na całe życie mu zostanie, że był Indywidualnym Mistrzem Polski, a przecież wielu polskich żużlowców nie wygrało tych zawodów, a on tak. Będzie miał co opowiadać dzieciom i wnukom o tym być może najpiękniejszym momencie w karierze żużlowca. To był jego dzień, jego zawody. Wyskoczył jak diabeł z pudełka i pogodził faworytów. Naprawdę piękna sportowa historia, a łzy i wzruszenie i wypowiedzi Kasprzaka zostaną na długo w sercach kibiców. Pewnie wszyscy o których mówił też płakali przed telewizorami. Z pewnością rodzice, którzy w weekendy zawozili go na tor, żeby mógł spełniać swoje marzenia. Poświęcili mu czas i było jednak warto. Długo czekali, ale teraz może chodzić w czapce mistrza Polski jak wiele polskich sław żużlowych w całej historii...