Kategoria

Z pogranicza sportu


WSTĘP MOJEJ KSIĄŻKI: "TERAZ I NIE...
Autor: rasmarsom | Kategorie: z pogranicza sportu 
Tagi: książka   rasputin   teraz i nie wiem  
22 grudnia 2016, 11:25
12
WSTĘP
Poruszę w tej książce moim skromnym zdaniem najciekawszą koncepcję wszechświata. Taka,
która jest odpowiedzią na wszystkie problemy. Taka, która nic nie wymaga. Taka, która nic nie
potrzebuje. Taka, która po prostu jest. Taka, która wzbudza tylko śmiech. Taka, która pomoże całej
ludzkości, żeby się ostatecznie przebudziła i weszła przebudzona i przygotowana do kolejnej tak
zwanej ery. Do Ery Wodnika, która zacznie się w 2150 roku.
Poruszę w tej książce bardzo dużo zagadnień z wielu sfer życia. Opowiem o swoich przeżyciach,
pasjach, zainteresowaniach. Poruszę tematy psychologiczne i filozoficzne.
Będzie to taka dysputa, która i tak prowadzi do nikąd. Ponieważ wszystko już było. Nie ma
przeszłości ani przyszłości. Jest tylko teraz. I nawet jak piszę teraz, a Ty czytasz Czytelniku to
to już było. Jest tylko TERAZ. A to już było:)) A tego co będzie też nie wiemy, bo jesteśmy tylko i
wyłącznie w TERAZ. Zamknij oczy i wyobraź sobie, że nie ma przyszłości ani przeszłości, że
jesteś w TERAZ i NIE WIESZ. Po prostu nie wiesz. Masz doświadczenia, przeżycia, zastanawiasz
się i myślisz o wszystkim, ale i tak nie wiesz. Więc zamknij oczy... TERAZ i NIE WIEM. A teraz
zacznij czytać tę książkę gdzie w każdym rozdziale trafisz na tę samą PRAWDĘ. Jedyną, unikalną i
trwającą czy tego chcesz czy nie...
Prawdę, którą będziesz kochać i uwielbiać, która Ci nie zrobi krzywdy, nie zabierze
pieniędzy, nie będziesz przed Nią klękał, nie będziesz płakał, nie będziesz miał chęci
zemsty ani żadnych złych emocji. Ponieważ jesteś w teraz a to już było i wciąż nie
wiesz. Ponieważ jesteś w teraz. Osiągnij najpiękniejszy stan nie wiem. Nic nie ma
znaczenia, bo to już się odbyło, a tego co będzie nie wiesz. BO JESTEŚ TYLKO W
TERAZ... Zapraszam do lektury.....
BIEGI NARCIARSKIE - JUSTYNA KOWALCZYK: Dla...
Autor: rasmarsom | Kategorie: Sport  z pogranicza sportu 
Tagi: justyna kowalczyk   biegi narciarskie  
20 grudnia 2016, 15:18

 "BRAVE HEART" biegów narciarskich. "Najlepsza z najlepszych" w historii tej dyscypliny. Kto nie płakał jak Justyna Kowalczyk wygrywała z Marit Bjoergen na 30 km klasykiem w Vancouver? Kto wierzył w nią w Sochi jak startowała z pękniętą stopą i w ciężkich warunkach pokonała nie tyle rywalki co siebie i zdobyła drugie złoto igrzysk olimpijskich, ale tym razem na koronnym dystansie 10 km klasykiem? A kto był z nią jak była zdyskwalifikowana za doping przed Turynem? Uwierzcie, że było ich niewielu, bo jeszcze nie była "Królową Nart", ale już kochała swoje "nartki". Nie poddała się wtedy, nie załamała, nie porzuciła nart i walczyła samotnie o swoje marzenia jak Mel Gibson, który walczył o wolność Szkotów. Ona przemierzała lasy na nartach, a on wzgórza na koniu... Walczyli o swoje marzenia i wolność i oboje wygrali! 

brave-heart

NASZA JUSTYNKA z Kasiny Wielkiej - WIELKA KRÓLOWA NART 

Zacznę od wielkiego podziwu za to czego dokonała na biegowych trasach. Dostarczyła nam wielu wzruszeń, radości i łez szczęścia. Byliśmy, jesteśmy i będziemy dumni z tej charakternej góralki z Kasiny Wielkiej. Może ma czasem za długi język i za to płaci, ale jest sobą zawsze! Można nie zgadzać się z nią, ale trzeba szanować jej zdanie. Nawet jeżeli jest czasem wypowiedziane pod wpływem emocji. Przecież każdy z nas ma tak samo. Czasem żałujemy niektórych słow, które wypowiedzieliśmy pod wpływem chwili. Wtedy możemy kogoś obrazić czy urazić i czasami ciężko jest to naprawić. Justyna tak jak my, jest tylko człowiekiem z wszystkimi przywarami i słabościami. Szanujemy ją za to, że głośno mówi o tym co jej się nie podoba, a to jest sztuka! Mówiąc co masz na myśli narażasz się na wiele ataków ludzi zawistnych, zazdrosnych, próbujących zdyskredytować ciebie w oczach większości. Ludzie wtedy przyklejają ci metkę jakbyś był ubraniem, a nie człowiekiem. Często ta metka przylega do ciebie do końca życia... Równie często niezasłużenie... Tacy są jednak ludzie i takie jest życie nie tylko znanego sportowca. Trzeba czasem uważać co się mówi i co publikuje. Osoba publiczna przez różnorakie wypowiedzi może ściągnąć na siebie gniew i nienawiść ludzi. Nasza Justyna niedawno tego doświadczyła na Pucharze Świata w Norwegii... Sami oceńcie czy zasłużenie czy nie...

Mel Gibson też musiał walczyć sam o wolność i nawet gdy go torturowali to nie ugiął się, nie ocalił swojego życia i krzyknął najgłośniej jak potrafił: FREEDOM! Dopiero jego śmierć w torturach uświadomiła królowi Szkocji, że ma stanąć w obronie swoich rodaków i poprowadzić ich do zwycięstwa nad "Wielką i Dumną Anglią". "BRAVE HEART" dał im siłę, bo zginął za nich i za ojczyznę. Wlał odwagę w ich strachliwe serca! A przecież król Szkocji tak się bał Anglików. Był tchórzem, co próbował mu uświadomić Mel Gibson. Zrozumiał to dopiero po jego śmierci, bo zobaczył, że "Brave Heart" potrafił zginąć na szafocie za wolność swoją, swoich rodaków i swojej ukochanej ojczyzny! To wymaga największej odwagi. Niewielu potrafi się na to zdobyć!

Taka sama jest właśnie nasza kochana Justynka. Ma wielką charyzmę, siłę i odwagę dokonywania wielkich rzeczy w biegach narciarskich. Przecież to jest zawodniczka z Polski! Kraj, który nie ma tradycji w tej dyscyplinie, a ona pokazała, że nie mają tak potężnego zaplecza jak Norweżki można z nimi walczyć ramię w ramię i jeszcze wygrywać! Pokochali ją w świecie narciarskim prawie wszyscy, oprócz co zrozumiałe - Norwegów. Chociaż i oni musieli ją szanować za to co osiągnęła. Z pewnością wzbudzała też ich podziw. Nawet jeżeli się do tego nie przyznawali publicznie, to może w głębi serca kibicowali jej, nie przyznając się do tego. Tak czy owak musieli się z nią liczyć i szanować za to, że ucierała nosa armadzie Norweżek. Nad tym nie można było przejść obojętnie, że zawodniczka z Polski dokłada potędze w tej dyscyplinie sportu. Sama, samiusieńka... Ze słabym zapleczem na początku, bez wielkich pieniędzy, bez wielkiej pomocy. Siła i wytrzymałość konia i ten koński ogon... Wielka wojowniczka w każdych zawodach, każdym stylem i w każdej konkurencji. Dla niej nie istnieje słowo - PODDANIE SIĘ. Zawsze walczyła i walczy jak "Brave Heart". Czy można takiej ambitnej zawodniczki nie kochać? Czy można jej nie szanować? Czy można obok niej i jej sukcesów przejść obojętnie? Odpowiedź brzmi: NIE! Bo to nasza wspaniała "Królowa Nart". Była, jest i będzie nią do końca swojej kariery, do końca swojego życia i po śmierci też. Świat narciarski nigdy nie zapomni jej sukcesów i tego jaka jest. Wpisała się "ZŁOTYMI ZGŁOSKAMI" w historię polskiego sportu jako "NAJWIĘKSZA Z NAJWIĘKSZYCH"! Czy powiedziała jednak już ostatnie słowo? To się okaże już niedługo...

Justyny przewaga to wytrzymałość fizyczna. Do tego jednak nie jest łatwo się przygotować. Nasza dzielna dziewczyna biegała w lecie na rolkach ciągnąc za sobą oponę od traktora bodajże! To ile osiągnęła zawdzięcza wyłącznie sobie, swoim cechom charakteru góralki. Niezłomność, walka do utraty sił, wiara, nadzieja, miłość do swoich nartek. Tylko takimi cechami wyróżniają się najlepsi sportowcy w historii. I ona taka jest. Urodziła się, żeby zwyciężać. Drugie miejsce ją nie interesuje! Drugie miejsce to już porażka dla niej. Nie wszyscy to rozumieją. Ona zrobiła więcej niż pewnie sama się spodziewała, a teraz są cięższe chwile i porażki... Ale to ona sama będzie wiedzieć kiedy zejść ze sceny zawodowego biegania. Nam wszystkim nic do tego! Zrobiła dla nas jako ludzi i kibiców tak wiele, że powinniśmy ją darzyć zawsze i bez względu na wyniki wielkim szacunkiem.

Pamiętam ją jak jeszcze nie była znana w światku biegów. Pamiętam jak nie mogła pojechać do Turynu w 2006 roku i przeżyła bardzo mocno dyskwalifikację za stosowanie dexomethasonu. Ten upadek dał jej jednak wielką siłę do walki. Porażki i niepowodzenia w życiu dają coś większego niż same zwycięstwa. Wtedy jest jakoś tak za łatwo i prosto. Każdy sportowiec powie, że jak idzie i jest forma to nawet się nie zastanawiasz czego tak jest. Masz swoje "5 minut" i wykorzystujesz je na maxa. Gorzej jak to się w końcu kończy i zaczynasz przygasać. Zaczynasz szukać formy, a ona nie przychodzi. Widzisz i czujesz, że to nie to... Ale przecież robisz to prawie całe życie i to kochasz! Jak masz się z tym pożegnać? Jak masz to porzucić? To są największe problemy wielkich postaci polskiego i światowego sportu. Szukają odpowiedzi na pytanie kiedy zejść ze sceny niepokonanym... Niestety czasem walczą za długo w zawodowym sporcie i obserwujemy porażki tych wielkich. Ale czy to ich wina, że urodzili się, żeby rywalizować i wygrywać? Czy to ich wina, że kochają to co robią? Miłości nie można porzucić, ale można kochać inaczej... Można ją przewartościować. Czy Justyna jest w takim punkcie swojej kariery? Obawiam się, że tak, ale jej nigdy nie można skreślić! Przenigdy! To tak jakbyś nie wierzył, że "Brave Heart" w końcu wyzwoli Szkotów... Wszystko jest teoretycznie możliwe, ale czasem po prostu już brakuje sił... Człowiek robi się starszy, organizm jest coraz bardziej zmęczony, buntuje się, nie znosi już takich obciążeń treningowych. Wciąż pojawiają się młodsi, szybsi, którym to wszystko przychodzi łatwo. I ten starszy i doświadczony zawodnik widzi, że już nie daje rady po prostu. Sztafeta pokoleń i życia. Sport wyczynowy na najwyższym poziomie kosztuje sporo psychikę i organizm. Z wiekiem dłużej się regenerujesz, pojawiają się bóle, zmęczenie. Zaczynasz obciążać umysł, że przecież robisz to samo, ale pojawiają się lepsi od ciebie. A przecież narodziłeś się po to, żeby wygrywać! Nasza KRÓLOWA NART nigdy się nie podda i będziemy jej kibicować do końca kariery i w późniejszym życiu! Zasługuje wręcz na pomnik za życia. Tyle, że teraz pewnie sama odpowiada sobie na pytanie ile jeszcze dam radę... Biegając w Pucharze FIS... Bądźmy z NIĄ zawsze i do końca, bo wiele nas nauczyła podczas tej przebogatej kariery okraszonej tyloma zwycięstwami, tytułami, medalami. Uczyła nas czegoś więcej. Uczyła nas jak mamy walczyć, nawet jeżeli nie ma światełka w tunelu. Uczyła nas, że wszystko co potrzebujemy jest w nas, tylko to musimy wyzwolić i uwolnić. To ta wielka siła, wiara, nadzieja i walka do ostatnich centymetrów. Nauczyła nas ta dziewczyna z końskim ogonem walki o swoje marzenia. Mnie osobiście też... Walki do utraty tchu... Walki, gdy nie masz sił... Nauczyła, że jak wierzysz, masz nadzieję, miłość, to możesz przenieść góry. W przeciwnym wypadku nigdy nie wstaniesz z kolan, nigdy nie powstaniesz jak "Feniks z popiołów", nigdy nie spojrzysz na powierzchni oceanu prosto w słońce i zostaniesz na dnie w mule... Justyna uczyła nas tego przez całą karierę i to w zimie, która jest najcięższym okresem w roku dla człowieka. Dawała nam zawsze takie światełko w tunelu i radość. Mnie osobiście ładowała przed treningiem amatorskim w zimie. I za to jej dziękuję, tak jak my wszyscy powinniśmy to zrobić. Za dużo nam dała, żeby ją deptać... To nie fair!

Podnosząc się z dna uczysz się walczyć. Jeżeli tego nie zrobisz i nie znajdziesz w sobie siły  to możesz na dnie zostać do końca życia. Zależy to tylko od ciebie. Ona to uczyniła stając się -myślę - najlepszą biegaczką w historii, z kraju, który w sportach zimowych ma małe tradycje poza kilkoma czy kilkunastoma przypadkami. Niewielu jest takich, którzy mogą się równać z Justyną pod względem osiągnięć sportowych. Polska to ojczyzna Jana Pawła Drugiego, kochanego na całym świecie aż do śmierci. Cały świat dzięki niemu poznał Polskę. Kraj umęczony w historii. Kraj oszukiwany przez Rosjan i Niemców, którzy bez przerwy uciskają nas. Kraj, który był niegdyś od morza do morza... Rozebrali nas prawie do naga, ale nigdy nie zabiorą i nie zniszczą charakteru i serca do walki polskiej nacji. Jesteśmy niezłomni jako naród. Potrafimy się połączyć w chwilach największego zagrożenia. Wtedy jesteśmy bardzo niebezpieczni jako naród walczący o swoją wolność i ojczyznę. Nawet Hitler chwalił Polaków jako jeden z najinteligentniejszych i najsprytniejszych narodów. Tacy jesteśmy poza wadami i przywarami. Trzeba się z nami zawsze liczyć! Nie damy sobie w kaszę dmuchać i mamy piękny kraj z górami, lasami i morzem. Pewnie inne kraje zazdroszczą nam takiego położenia i piękna naszej natury i dlatego mamy tak ciężko w Europie. Norwegowie natomiast zazdroszczą, że taka Justynka, która nie umie biegać łyżwą, która nie umie zjeżdżać, która wydaje się, że się potknie o własne nogi, wygrywa z wielką Marit Bjoergen na królewskim dystansie 30 km klasykiem na igrzyskach olimpijskich. Taka sobie toporna technicznie Polka. Jak ona w ogóle śmie wygrywać z Marit? Po prostu bezczelna!

KRÓLOWA NART JEST TYLKO JEDNA! Na zawsze...  i nieważne, że teraz nie idzie, że nie ma formy, że bolą piszczele, że są kontuzje, że przygotowania nie idą tak jak Justyna chce, że są porażki. Może to już po prostu jakiś koniec... Koniec czegoś pięknego, niesamowitego i wzruszającego. Liczby, medale, zwycięstwa w Pucharze Świata, medale mistrzostw świata, olimpijskie, Kryształowe Kule, zwycięstwa w Tour de Ski. Tego jest tyle, że wszyscy kibice znają doskonale ten dorobek. To jest KRÓLOWA POLSKIEGO SPORTU obok letniej królowej ANITY WŁODARCZYK. Zostanie nią na zawsze nawet jeżeli już nic nie wygra. Nawet jeżeli nie zdobędzie medalu w Lahti i Pjongczang (PyeongChang)... Nawet jeżeli zakończy wspaniałą, wieloletnią i bogatą karierę! Kiedyś przecież ze sceny trzeba zejść... Być może nadchodzi właśnie ten czas dla naszej wielkiej fighterki. Piszę o tym z bólem serca, ale przecież wielcy sportowcy też muszą kiedyś powiedzieć pas. Podam przykład Michaela Jordana i Adama Małysza. To moi idole i ludzie na których powinno się wzorować. Życzę Justynce, żeby odeszła z medalem na szyi, wywalczonym w Korei Południowej w 2018 roku. Życzę jej tego jako fan sportu, pasjonat i początkujący dziennikarz, który ma również jak ona cięty język i piszę tak jak widzę i czuję. Mam prawo do własnej, subiektywnej oceny starając się oczywiście robić to w miarę obiektywnie. Szukam tylko faktów i prawdy, a nie domysłów. Po karierze Kowalczyk będzie biegać nadal w maratonach narciarskich, komentować biegi, pisać o nich, a może nawet szkolić młodzież. Z biegów nie odejdzie, bo to kocha. Z miłości się nie rezygnuje nigdy! W karierze zawodowej udowodniła sobie i niedowiarkom, że biegaczka z Kasiny Wielkiej może przenosić góry! I za to dziękujemy jako kibice. Zrobiła w karierze coś co zapisało się w historii całego sportu. Jesteś zwyciężczynią zawsze i taka pozostaniesz w dalszym życiu. Będziesz miała cięty język i będziesz miała gdzieś co o Tobie pomyślą. Kieruję się tą samą zasadą i wtedy trzeba się liczyć z tym, że wielu będzie nie lubić, nie rozumieć, szykanować, wyszydzać, wyśmiewać się, upokarzać, drwić, nawet nienawidzić. Nie są jednak w stanie ciebie pokonać Justyno! Nawet Norwegowie... Dla nich jest to sport narodowy, a ty troszkę namieszałaś im przez kilkanaście lat. Nie tylko na trasach, gdzie Norweżki oglądały twoje silne plecy i falujący warkocz. Namieszałaś też w wywiadach i wypowiedziach... Mówiłaś odważnie co myślisz po prostu o tym wszystkim. Tyle, że wtedy narażasz się na brak sympatii u Norwegów... Ale czy wszyscy i cały świat mają nas kochać, bo mówimy to co inni chcą usłyszeć? Tak postępują i robią tylko tchórze, bo odważni, do których należy Justyna, nie boją się oceny! Często boli to niezrozumienie przez ludzi, ale ludzie to tylko ludzie. Są różni i często galopują się w nienawiści, gniewie, pysze, kłamstwie, oszukiwaniu, wyśmiewaniu. Czesław Niemen wiedział, że ten świat jest dziwny. Może nawet nie tyle świat co ludzie...

MOJE WZRUSZENIA, RADOŚCI, SPAZMY EUFORYCZNE, PODZIW, czyli krótko o dokonaniach KRÓLOWEJ NART moim subiektywnym okiem (trzecim Horusa). 

Justyna ma w dorobku tyle zwycięstw i medali, że mija się z celem pisanie o tym wszystkim. Wystarczy zaglądnąć do wikipedii. Co ja zapamiętam z tego co do tej pory osiągnęła? Siedzę w sporcie od 10. roku życia, czyli już 26 lat. Justynę pamiętam od początku tak jak Adama Małysza. Jestem szczęściarzem, bo oboje mieli swoje bardzo trudne momenty w karierze, ale pokonali je i teraz są jednymi z największych postaci polskiego sportu. Niewielu pewnie wie, że Adam Małysz przed pamiętnym triumfem w Turnieju Czterech Skoczni zastanawiał się nad porzuceniem skakania na nartach i powrotem do wyuczonego zawodu. Niewiele brakło, żeby zamiast przeskakiwać skocznie skakał po dachach... Przez trzy sezony pod wodzą Mikeski cieniował strasznie. Miał już tego serdecznie dość. Pamiętam jak zajmował ostatnie miejsca, skakał fatalnie. Wciąż miałem w głowie jego zwycięstwa w Oslo, Hakubie i Sapporo w latach 1995-1996. Przecież w tym sezonie zajął siódme miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Ilu kibiców wtedy wiedziało kto to jest Adam Małysz? Kto wtedy skoki narciarskie oglądał? Jak wygrał swój pierwszy Turniej Czterech Skoczni to płakałem jak dzieciak. Skakałem przed telewizorem po każdym skoku. Oszalałem jak cały świat skoków, wariowałem jak cała Polska. Nie zapomnę tego skoku w Garmisch-Partenkirchen. 129,5 metra! Dołożył rywalom w drugiej serii 7 metrów! Bardzo w niego wierzyłem zawsze, ale te 3 słabe sezony aż do pamiętnego sezonu 2000/2001, mogły wiarę zachwiać w tego chłopaka z wąsikiem. On też już z pewnością bardzo wątpił w to, że umie skakać daleko i wygrywać. Pamiętacie Predazzo? Był bez formy, a ja postawiłem u booka za ostatnie 50 złotych, że wygra na dużej skoczni. On wygrał i ja wygrałem. Skakałem z nim z fotela robiąc telemark na dywanie! A ilu pseudoekspertów wtedy mówiło, że nie da rady? Całe rzesze pseudoznafców... Specjalnie użyłem tutaj niepoprawnej ortografii. Ilu niedzielnych kibiców śmiało się z niego jak zajmował miejsca nie na podium? Ilu mówiło, że się skończył? W Predazzo zabił wszystkich, ale nie mnie. Ja płakałem i skakałem z nim. Wygrałem kupon, a kurs był naprawdę dobry...

Dlaczego wspominam o Adamie w tekście o Justynie? Bo Adam odszedł ze skoków na szczycie. W ostatnim sezonie zdobył medal na MŚ w jego ukochanym Oslo, gdzie wygrywał jako młokos z wąsikiem. Kochał tę skocznię. Był i jest jej KRÓLEM! Adama kochają akurat Norwegowie i szanują Niemcy i Austriacy. Nie można tego faceta z bułką i bananem zwyczajnie nie lubić. W ostatniej imprezie mistrzowskiej - zdobywając medal - spiął klamrą swoją karierę. W ostatnim konkursie w Planicy zajął drugie miejsce za Kamilem Stochem! To była cudowna zmiana warty. Coś niezapomnianego, pięknego i symbolicznego. Zszedł ze sceny "niepokonany"! To się rzadko wielkim sportu udaje. Odszedł tak jaki był podczas kariery zawodniczej: z klasą i pokorą, gratulując Kamilowi Stochowi, dla którego był wzorem do naśladowania. Kamil wykorzystał to później i zrobił to co nie udało się Adasiowi. Zdobył mistrzostwo olimpijskie. Wszystko fajnie i wzruszająco, ale przecież też miał swoje momenty upadku, słabszej formy. Za Mikeski skakał wręcz dramatycznie. To trwało aż trzy sezony! Pamiętam Nagano, pamiętam wszystkie konkursy Pucharu Świata w skokach. Oglądam skoki od 1992 roku! I zawsze miałem nadzieję, że ten chłopak zaskoczy, ale w 1997, 1998 i 1999 roku nie szło i nie dawał żadnych oznak i symptomów, że będzie lepiej. Wszyscy wiemy jednak co się działo po T4S 2000/2001. Stał się Królem Skoków Narciarskich. To jak on skakał przechodziło po prostu ludzkie pojęcie! Pamiętajmy jednak, że też musiał się podnieść w zasadzie z niebytu i dna, żeby potem zacząć fruwać... To nie takie proste. Nie miał kariery usłanej różami... Żeby wzlecieć ponad chmury czasem musisz mocno rąbnąć w ziemię! Nawet spaść w przepaść, żeby potem szybować nad górami, lasami i sięgać chmur i gwiazd... Jak widać upadek wcale nie jest końcem, a początkiem czegoś wielkiego i pięknego.

Z Justynką było troszkę inaczej, ale też przeszła gehennę nie ze swojej winy! Ona przecież wygrywała Uniwersjady, MŚ młodzieżowców, zdobyła srebro na MŚ juniorów. Pojechała do Oberstdorfu na MŚ seniorów i otarła się o medal na 30 km klasykiem! Ona już miała wielką wytrzymałość w wieku praktycznie juniorskim. I nagle gruchnęła wiadomość, że stosowała dexamethason! Przyłapana została właśnie na tych MŚ. Były to pierwsze w jej karierze i mogła nawet nie pojechać na igrzyska do Turynu w 2006 roku... Wyobrażacie sobie co ona wtedy doznała? Ona nic nie wiedziała o tym. Trener jej dał po prostu lek na bóle ścięgna Achillesa. Możecie dokładnie przeczytać cały zapis na stronie opole.naszemiasto.pl. Wpis z 2006 roku. Niestety trener wiedział, że dexamethasonu nie można stosować, bo jest na liście substancji zakazanych. Myślał, że się jednak uda, nie zgłaszając tego... Zrobił tym samym młodej Justynce wielką krzywdę! Na dodatek pewien dziennikarz Przeglądu Sportowego napisał wtedy mocny artykuł o Justynie. Bardzo ją to dotknęło i zabolało. Nikt jej wtedy nie pomógł oprócz oczywiście najbliższych, którzy wierzyli w jej niewinność. Jednak w świetle prawa sportowego została dopingowiczką! Z tą skazą pozostaje do dziś... Tego się nie usunie ani nie wymarze. Jak ktoś chce może zapomnieć to zdarzenie i wymazać z pamięci, ale fakty są faktami. Niemniej czy to była jej wina? Była młoda i ufała po prostu trenerowi. Ta historia pokazuje, że nikomu nie można ufać za mocno. Zasada ograniczonego zaufania w życiu często się przydaje... Nawet jeżeli jest to smutna refleksja...

Ona przez okres dyskwalifikacji codziennie rano wstawała przed wschodem słońca i trenowała bardzo mocno sama zimą w swojej Kasinie Wielkiej. Czekała na powrót po przymusowym zawieszeniu. Powiesiła sobie tekst z Przeglądu Sportowego i to ją napędzało. Chciała pokazać temu dziennikarzowi, że się pomylił szkalując ją. Dzięki temu paradoksalnie nie poddała się. Dzięki również rodzinie, która z nią była zawsze. Czy wtedy związek pomógł? Nie wiem i nie wnikam... Musiała sama walczyć o powrót do sportu po aferze z dexamethasonem. I od niej zależało czy się podniesie czy nie! Od nikogo innego! Jej wrodzony góralski charakterek pomógł jej w tym. Zdobyła w Turynie w 2006 roku brąz na 30 km stylem dowolnym. Królewskie dystanse są po prostu dla niej. Jest do tego stworzona! Podniosła się i zdobywając w Turynie medal zobaczyła, że wszystko jest ok i można zacząć zdobywać biegowe laury. Potem to już poszło i rozpoczęła się lawina sukcesów. Pasmo zwycięstw i medali.

Mistrzostwa Świata w Libercu w 2009 roku, gdzie w zasadzie zaczęła stawać na podium regularnie i zdobywać medale. Tu już rywalki zaczeły się bać! Przecież dwa złota z Liberca to jej jedyne zwycięstwa w MŚ. Niezapomniane mistrzostwa. Apogeum mocy, siły i talentu przyszło na igrzyska olimpijskie w Vancouver. Trzy medale! Czekaliśmy jednak na upragnione złoto... I ostatni dzień igrzysk. Bieg na 30 km klasykiem... Boże jak cała Polska trzymała kciuki. Nie wiem ile ludzi to w Polsce oglądało... Co tam się działo! Ten pamiętny finisz z Bjoergen!!! Tętno miałem pewnie z 200 i Marek Jóźwik też. Wydał z siebie niesamowity spazm euforii, krzyk, który zapamiętam do końca życia. Nie panował już nad emocjami jak cała Polska. Zrobiła to! Zrobiła to! Przecież w Libercu zdobywając trzy medale w MŚ dopiero pokazywała rywalkom gdzie raki zimują. W Kanadzie natomiast to był epicki bieg, który przeszedł do historii sportu! Ten finisz... Jezus Maria co to było??? Finisz po 30 km morderczego wysiłku! Walka na śmierć i życie. Wyrwała to złoto! Tak jak wyrwała wszystko co najlepsze w karierze! Płakałem wtedy z nią...

Podczas zimy, gdy trenowałem amatorsko bieganie, ciężko mi było wyjść na trening biegowy w grudniu czy styczniu do lasu. Było tak zimno, leżał śnieg, a ja najpierw oglądałem Justynę jak wygrywa kolejny bieg w zawodach Pucharu Świata. Jak wygrywa morderczą wspinaczkę pod Alpe Cernis. Ubierałem się i biegłem do lasu napędzony jej kolejnym sukcesem. Biegłem po świeżo spadniętym śniegu w mrozie, czasami po topniejącym śniegu, wizualizując sobie, że jestem Justyną Kowalczyk. Przyśpieszałem na ostatnich 2. kilometrach. Drzewa to był dla mnie szpaler kibiców wiwatujących na moją cześć. Biegłem jak ona dając z siebie 200 procent. Może przesadzam, bo na treningu trzeba lekko się oszczędzać przed zawodami, a nie się "wyjeźdżać". Dawała mi siłę do przygotowania się do maratonu. Każdy maratończyk wie, że to nie bułka z masłem, a potworny i piekielny wysiłek dla ludzkiego ciała. Suma sumarum pokonałem ich aż 5 w jednym roku! Jako całkowity amator biegający dopiero rok i kilka miesięcy. Dziękuje Ci za to Justyna, że w zimie pomogłaś mi w przygotowaniach. Dałaś mi siłę mentalną. Uwierzcie, że nie jest łatwo wyjść na trening przy mrozie -6. Pokonać do tego 10 km biegiem! Ale to hartuje organizm i ciało i buduje psychikę. Ona biegała na nartach, a ja bez, ale pokazywała mi jak się walczy do końca. Jak się finiszuje po 30 km biegu! Na każdym maratonie robiłem finisz jak sprinter nie czując już ani nóg ani ciała. Nie czułem już żadnego bólu. On wtedy jest nieważny, bo i tak wszystkie mięśnie, ścięgna i stawy pracują na nieludzkich obrotach. Widzisz wtedy tylko finiszową kreskę! To się tylko liczy. Justyna miała podobnie jak walczyła z Marit na tym pamiętnym finiszu. Nie wiem skąd wtedy jest jeszcze siła na przyśpieszenie. To już działa tylko adrenalina. Chęć zwycięstwa, dobiegnięcia za wszelką cenę. Nawet za cenę ciężkiej kontuzji. W takim momencie nic nie ma znaczenia. Tylko ta finiszowa kreska...

Przybiegałem zawsze w połowie, ale spiker zawsze mnie zauważał jak sprintowałem na nieludzko zakwaszonych mięśniach, mijając rywali jakbym biegł na 100 metrów. Cud, że nie doznałem ani razu kontuzji przez taki finisz... Zdjęcie na moim facebooku - profilowe - jest właśnie z finiszu na maratonie w Dębnie. Byłem w połowie stawki, kiedy to najlepsi już dawno byli po prysznicu i obiedzie. Mój czas to 4:12 i byłem zwycięzcą! Jak każdy amator, który kończy maraton. Finiszowałem tak, że myślałem, że nogi zgubię. Spiker od razu to zaczął komentować, a koledzy na mecie powiedzieli, że reszta po moim finiszu już powinna zejść z trasy, a przecież na trasie została połowa. Widocznie ten finisz zrobił ogromne wrażenie na widzach, spikerze i moich szybszych biegowo kolegach. Walczyłem i walczę zawsze do końca jak Justyna! Czy to w biegu na 5 km czy maratonie... Czy to w życiu... Bo życie to taki właśnie maraton. Tyle, że każdy ma gdzie indziej narysowaną kreskę finiszową.

W Oslo na MŚ nie udało jej się zdobyć złota. Kto nie pamięta dychy klasykiem, kiedy Bjoergen wypluła płuca i leżała na mecie, patrząc czy Justyna ją wyprzedzi... To też przejdzie do historii. Dwie największe rywalki... Tym razem lepsza okazała się nieznacznie Norweżka. Pamiętacie jak zdjęła czapkę na podbiegu pod Alpe Cernis? Było Justynie tak gorąco, że czapka jej zaczęła przeszkadzać. Jak było ciężko, jak nie było formy, jak chciała bardzo w Sochi zdobyć złoto na 10 km klasykiem. Pamiętacie jak płakała na mecie? Ona nie wierzyła, że to ma prawo się udać jak Małysz w Predazzo... Warunki jednak na trasie były pod Kowalczyk i wykorzystała to! Było bardzo ciężko, a ona przecież biegła z kontuzją! Płakała, bo myślała, że nie da rady. Ona wygrała z kontuzją, z koalicją zdrowych i w formie Norweżek. Dokonać tego z pękniętą stopą! To mogła zrobić tylko Polska Królowa Nart!

Na maratonie biegowym już nawet nie wiesz co to jest ból, bo już go nie czujesz. Doznajesz mikrozawałów na trasie 42. km. Mięśnie i stawy masz tak zmęczone, że jesteś już w stanie agonalnym, ale euforycznym. I love this game. To jednak jest samobójstwo. Pierwszy maratończyk przecież zmarł! Ile razy Justyna "umarła" na trasie i na finiszu? Tylko ona to wie...

Symptomatyczne jest to i takie symboliczne, że nie jest egoistką. Zdobyła też z Sylwią Jaśkowiec medal na MŚ w sprincie drużynowym. Obawiam się, że to jedyny medal w karierze Sylwi i więcej nie będzie. Wiecie, że Justyna po dwóch miesiącach treningu na nartach - jako młoda dziewczyna - już mówiła, że chce wygrać mistrzostwo Polski! Co za charakter, czupurność! Ona już wtedy wiedziała, że urodziła się z "genem Zwycięstwa". W tym dążeniu do bycia na szczycie nie przeszkodziła jej nawet pęknięta stopa w Sochi!

Michael Jordan kiedyś rzucił bodajże 42 punkty w finale NBA, a grał z gorączką 38 czy 39 stopni. Tak poznaje się największych z największych w historii sportu. I Justyna Kowalczyk jest niepodważalnie i niezaprzeczalnie jedną z największych postaci współczesnego sportu! Dziękujemy Justyna za wszystko. Wiele nas i mnie nauczyłaś, walcząc z niesamowitą ambicją na trasach narciarskich. Z takim charakterem człowiek się rodzi po prostu. Tego się nie nauczysz! Na plecaku z półmaratonu w Tarnowie Podgórnym, gdzie miałem przyjemność biegać, hasło biegu brzmiało: Uwolnij w sobie lwa! Ona uwalniała i uwalnia go za każdym razem! Chapeau Bas pani Justyno za całokształt. Czapki z głów!

brave-heat-2

NORWEŻKI, ASTMA I MAŚĆ JOHAUG, CZYLI ŁYCHA DZIEGCIU W BECZCE MIODU

Skupiłem się na podziękowaniu Justynie za lata kariery, która się tak czy owak kończy nieuchronnie. Problemy z piszczelami ze względu na budowę ciała powodują, że stylem łyżwowym już w ogóle nie powinna biegać, bo sobie może dużą krzywdę zrobić. Ona urodziła się do klasyka, gdzie potrzebna jest nie technika, ale siła konia. Norwegowie rządzą tym sportem od wielu lat. Justyna przeszkadza im jak może na trasach. Gorzej, że udziela się też w mediach i często są to wypowiedzi prowokujące i źle odbierane. Powodują one bardzo mieszane uczucia. Rozumiem, że leki na astmę zwiększają pojemność płuc, ale Norweżki mieszkając w zimnie widocznie muszą je brać. Pytanie czy w tym wypadku powinny startować w zawodowym sporcie... Wszyscy o tym wiedzą, a Justyna poczuła, że musi o tym głośno mówić. Norwegowie jednak rządzą tą dyscypliną i tak było, jest i będzie... Jeżeli FIS zezwala na branie leków na astmę i nie jest to ich zdaniem doping to trzeba to respektować. Stety czy niestety... Lubię Bjoergen i Johaug, bo to wrażliwe dziewczyny. Tylko złośliwi się śmieją z Marit, że to Marian i cieszą się teraz z wpadki Tereski. Jest to jednak bardzo ludzkie i taki rewanż za to jak śmieją się z Justynki, że biega jak koń. Nie jest to fair, bo to nie wina Bjoergen, że jej pozwalają brać leki na astmę i startować. Trzeba ją szanować za to co osiągnęła. Nieważne czy akurat jest przed Justyną czy za.

Najgorsze jest jednak to, że Justyna też wyszydziła Teresę, że nie zauważyła czym smaruje usta i wpadła. To zdjęcie z tym lekiem eleganckie nie było z pewnością. Justyna jest cięta na Norwegów tak jak i oni na nią. To trwa lata już. Nie dziwię się, że ucieszyła się z tej wpadki Tereski. Tyle, że Johaug ostatnimi czasy biła wszystkie rywalki na głowę i w tym też Justynę. Czy w sposób dozwolony czy nie, to tego się nie dowiemy. Kto wie czy ta maść nie jest przykrywką? Możemy sobie nad tym dywagować, ale z całym szacunkiem dla Kowalczyk, to nie powinna się w to wtrącać i dolewać oliwy do ognia.  Szczególnie teraz jak kompletnie nie idzie w tym sezonie. Być może taki jest plan... To się okaże już w Lahti na MŚ. Cięty język  i takie prowokowanie, które Justyna lubi, powoduje to co się stało w Lillehammer i obrażanie jej na trasie. Nasza mistrzyni była tym faktem rozgoryczona. Nie może się jednak dziwić reakcji Norwegów, którzy Johaug kochają.

Jest jednak jedno poważne "ale". Jeżeli ktoś ma przeszłość dopingową, to powinien dwa razy się zastanowić zanim cokolwiek powie o tym publicznie. Dlatego, że wtedy naraża się na dużą krytykę. Jest takie powiedzenie, które sprawdza się często w życiu: "Nie pamięta wół jak cielęciem był". I nawet jeżeli Justyna nie miała pojęcia, że dexamethason był zakazany, to jednak była zawieszona za stosowanie środka dopingującego. Nie warto rozmieniać pięknej kariery na drobne i drażnić Norwegów, bo oni za Tereskę będą się teraz po prostu mścić. To wyglądało jakby Justyna próbowała wykpić Johaug za to, że nie zauważyła czym smaruje usta. Nie dziwię się, że to rozsierdziło Norwegów. Bezsensu było w to wtrącać swoje "trzy grosze". Rozumiem rozżalenie Justyny, że próbuje pokazać, że wyniki Johaug nie były do końca czyste. Tylko, że Norwegowie odebrali to jako kpinę z Tereski i taką nawet radość Justyny, że ona wpadła w tak idiotyczny i niezrozumiały sposób. Nie wyszło to wszystko dobrze... Tyle, że Justynie pewnie zależało na tym, żeby znów zdenerwować Norwegów. To jej się udało i ciekawi mnie konfrontacja obu pań na igrzyskach olimpijskich w Pjongczang. Na trasach biegowych spotkają się pewnie jednak wcześniej. Dwie wielkie zawodniczki, które wpadły na dopingu. Jedna, bo nic nie wiedziała, że to zakazane, a druga chciała posmarować popękane usta... Obie zapłaciły za to, bo nie mogły startować jakiś czas. Justyna 11 lat temu, a Teresa teraz odbywa karę i nikt nie wie jak długo ona potrwa. Obie też już mają łatkę, że stosowały coś niedozwolonego i zostały złapane. Nieważne czy zrobiły to świadomie czy nie. Substancje zakazane znalazły się w ich organizmach. Moim zdaniem Justyna w sprawie Johaug nie powinna się nawet wypowiadać. Tyle, że przecież znamy ją i wiemy, że lubi czasem zamieszać w tym kotle norweskim. Konsekwencje tego musi jednak wziąść na "klatę" i nie żalić się, że Norwegowie ją wyzywali. To było do przewidzenia... Jeżeli narobisz w czyjeś gniazdo to nie licz, że tam ciebie przyjmą z otwartymi rękami i oddadzą ci hołd. To akurat znam z autopsji.

Co do tych leków na astmę to niestety są i pewnie będą dozwolone. Masz wtedy dwa wyjścia: akceptujesz to i mimo wszystko rywalizujesz z Norweżkami albo sam to stosujesz też. Jest jeszcze jedna opcja. Wycofujesz się z uprawiania sportu zawodowego, bo nie możesz znieść, że nie jest on do końca czysty i sprawiedliwy. Jak masz to jednak zrobić jak to kochasz?Sprawiedliwości nie ma na świecie, nie było i nie będzie. To się tyczy nie tylko sportu.

Ktoś ma sztuczną nogę i biega z tymi co mają dwie zdrowe... Biedny Mongoł nie zdobywa medalu w Rio w zapasach, bo sędziowie interpretują jego przedwczesną radość jako unikanie walki z Uzbekiem... Sędziowie w finale keirinu w kolarstwie torowym nie dyskwalifikują Anglika za złamanie zasad rywalizacji... Tylko dlatego, że Brytyjczycy rządzą tą dyscypliną i śędzia bał się im narazić. Gdyby to był Polak to nie wziął by udziału w powtórce... Kolarze oglądali plecy Armstronga, a on po prostu oszukiwał. Tyle, że nikt nie wykrył, że gra nieczysto. Kto by o tym wiedział gdyby Lance się nie przyznał do tego publicznie?

Nie ma sprawiedliwości i nie ma też demokracji. Ludzie w USA wybrali Clinton, a władze stanów Trumpa. Ja dziękuję za takie demokratyczne wybory. Terroryzm to też jest wymysł naszych czasów. Jawna manipulacja całymi społeczeństwami w celu ich zastraszenia i ograniczenia swobód obywatelskich i wolności w imię bezpieczeństwa. Dziwny jest ten świat nie tylko sportowy. Czesław Niemen już dawno to zauważył. Pozostaje się tylko z tego śmiać, bo niewiele możemy zmienić jak widać. Justyna też próbowała wpłynąć na to, że Norweżki nie powinny brać leków na astmę, bo to pomaga. I co wskórała? Nic... Kpiła z Johaug i co tym osiągnęła? Wściekłość Norwegów tylko... My wiemy i Justyna pewnie już też, że niektórych rzeczy po prostu nie jesteśmy w stanie zmienić. Dlatego, że ktoś wyżej decyduje jak mamy żyć. W przypadku biegów ktoś decyduje, że Norweżki mają prawo stosować leki na astmę i rywalizować oraz wygrywać ze zdrowymi. I tego nie zmieni nawet KRÓLOWA NART! 

Ciężka rola faworyta...
Autor: rasmarsom | Kategorie: Sport  z pogranicza sportu 
Tagi: igrzyska olimpijskie   rio   lekkoatletyka  
16 sierpnia 2016, 10:27

   Sportowcy na Igrzyskach często się przekonują jakie to brzemię być faworytem rywalizacji. I równie często nie dają rady tego udźwignąć. Dlatego sport jest taki piękny, bo tu nie grają statystyki, dokonania wcześniejsze. Liczy się tylko ten dany dzień. Zawodów w każdej dyscyplinie jest mnóstwo. ME czy MŚ są co rok albo co dwa lata. Rzadko się zdarza, żeby odbywały się co 4 lata, a właśnie Igrzyska Olimpijskie mają taką magię, że są raz na 4 lata i cały świat się zbroi na nie. Medal czy mistrzostwo olimpijskie jest tym o czym marzy każdy sportowiec. I niewielu jest to dane. Są tacy co startują na czwartych czy piątych Igrzyskach z rzędu i zdobywają cyklicznie medale jak Phelps czy Bolt, ale to są absolutne gwiazdy sportu. Wielu startuje tylko raz i mają tę jedną szansę podczas kariery sportowej na zaistnienie i osiągnięcie czegoś o czym marzyli od dziecka. Często się zdarza, że ktoś wygrywa na Igrzyskach i to jest jego jedyny sukces w karierze. I to jest piękne, że wygrywają Ci na których na papierze się nie stawia, ale oni mają ten swój jeden najpiękniejszy dzień w życiu czy też turniej życia jak np. Portorykanka Puig w tenisie kobiecym. Kto o zdrowych zmysłach by na nią stawiał? Kto by pomyślał, że Del Potro wyeliminuje Djokovica i Nadala i przegra dopiero w finale. Takich zaskoczeń brakuje mi jak na razie w polskiej ekipie. Na Majkę liczono, na wioślarki też i na lekkoatletów również. Nikt tak nie wyskoczył jak diabeł z pudełka i nie stanął niespodziewanie na podium. Ciągle się czyta, że sensacja czy niespodzianka w każdej dyscyplinie, ale jakie to by było nudne jakby faworyci wygrywali. Nawet kibice wspierają tych na których się nie liczy, a osiągają na Igrzyskach życiowy sukces, który tylko im się śnił wcześniej. Igrzyska przynoszą dramaty, wspaniałe historie przez to, że ci wielcy czasami przegrywają z samym sobą. Są tak pewni, że znów wygrają, że to ich gubi, a na tego słabszego nikt nie patrzy. On przeżywa przygodę życia , nikt nie stawia na niego więc ma luz psychiczny. Na faworytów się patrzy, stawia, umieszcza przed zawodami na najwyższym stopniu podium albo na miejscu medalowym. Kto by pomyślał, że zawodnik Kazachstanu zdobędzie złoty medal w pływaniu płynąc na ósmym torze. I tak to wygląda. Wszyscy obserwują gwiazdy, a nagle ktoś zabiera niespodziewanie mistrzostwo olimpijskie czy medal i tworzą się cudowne historie, niezapomniane emocje, wzruszające chwile. Całe piękno i esencja sportu. Nowa Zelandia prowadzi na 5 minut przed końcem w hokeju na trawie z Niemcami 2:0 i przegrywa 2:3 w ostatniej sekundzie. Szok. Ważny jest koniec, a nie początek i dopóki zawody trwają to wszystko się może zdarzyć. Kto liczył, że Kanada w siatkówce wejdzie do ćwierćfinału grając w grupie z potęgami i odpadnie Francja? Takich niespodzianek, a nawet sensacji jest sporo dlatego tak się pasjonujemy sportem i Igrzyskami, a to jeszcze nie koniec. Phelps przegrał tylko jedno złoto w Rio, a zabrał mu je nowy bohater narodowy z Singapuru. To fakt, że Ci wielcy mają gorzej. Łatwiej jest atakować jak nikt na Ciebie nie liczy niż się bronić i utrzymywać na szczycie. Łatwiej jest wejść na szczyt niż tam się utrzymać. I to nie truizm. Bolt kończy karierę, bo czuje już oddech rywali na plecach, a chce zostać tym niepokonanym. Phelpsowi wciąż mało złotych medali na Igrzyskach. Nikt mu nie dorówna przez wieki, ale to są ci najwięksi z największych, którzy utrzymują świetną formę pozwalającą na wygrywanie przez wiele lat. Niektórzy mają tylko tę jedną szansę na Igrzyskach, jeden dzień, turniej. I najpiękniejsze jest to, że bajkę zamieniają w rzeczywistość.

   Na napisanie tej notki wenę czerpałem od Francuza Lavillenie. Zasnąłem w nocy i przebudziłem się na najważniejsze fragmenty skoku o tyczce. Bity faworyt regularnie skaczący ponad 6 metrów. Jak to mówił komentator on zamieszkał na tej wysokości. Zaczyna przeważnie od wysokości 5,75 kiedy to połowa zawodników odpada z konkursu. Jest to ryzyko, bo już tak przegrał ME gdzie nasz Sobera zdobył złoto. Nie ma też farta na MŚ gdzie np. Paweł Wojciechowski zabrał mu złoto, a przecież jest najlepszy z najlepszych od czasów Bubki. Klasa sama w sobie. Genialny technik, gimnastyk, niezwykle sprawny. I wczoraj wszystko szło zgodnie z planem. Gratulacje przy okazji dla Piotrka Liska, który zajął 4 miejsce w najlepszym konkursie olimpijskim skoku o tyczce w historii. Niewiele mu brakło do pokonania 5,93 m. w drugiej próbie. Może jakby miał jeszcze jedną próbę. Niestety konkurs się tak ułożył, że Piotrek pierwszą zrzutkę miał na 5,85 podczas gdy trzech rywali to skoczyło, a on musiał przełożyć dwie próby. Widać było, że jest świetnie przygotowany, ale byli lepsi. Szkoda, że po 36 latach polska męska tyczka nie ma znów medalu. Z MŚ czy ME przywożą chłopcy tytuły czy medale, a na Igrzyskach nie udało się. Mistrz Europy Sobera i były mistrz Świata Wojciechowski do konkursu nawet nie weszli. Pisałem, że liczę po cichu na medal Liska i niewiele brakło, a na Lewandowskiego tak nie liczyłem i faktycznie zajął 6 miejsce. Myślał o medalu i nawet wygraniu, ale to nie ta bajka. Kszczot miałby większe szanse, ale nie wszedł do finału. Czy zgubiła go nadmierna pewność siebie i nawet taka buta? Dostał pstryczka w nos. Tak właśnie odpadają faworyci jak Adam. Sam nie wiedział jak to się stało. Wracam do Francuza i tego konkursu. Amerykanin skończył skakanie na 5,93. Francuz to skoczył i już tu wydawało się co on zrobi dalej? Złoto ma więc może atak na rekord świata, ale jeszcze skakał ten mlody Brazylijczyk piszący swoją historię. Widać było, że ma szansę skoczyć 5,93. To był jego rekord życiowy i w drugiej próbie skoczył to. Wysokość zmieniła się na 5,98. Francuz był tak rozluźniony, że żartował z Amerykaninem. Nawet nie dopuszczał myśli, że przegra. Cała Brazylia cieszyła się z medalu swojego rodaka. Jak Renaud skoczył 5,98 w pierwszej próbie to już był koniec. Szczególnie, że Brazylijczyk nie skoczył tego w pierwszej próbie. Musiał przenieść dwie próby na 6,03. 10 centymetrów więcej od rekordu życiowego, a to przecież w skoku o tyczce naprawdę dużo. Dwie próby na 6,03 Lavillenie strącił. Minimalnie. Brazylijczykowi została ostatnia próba. I Brazylia oszalała. Skoczył to. Pobił rekord życiowy o 10 centymetrów. Francuz tak się zszokował, że musiał przenieść wysokość na 6,08, żeby wygrać. Młokos go zmusił do takich nerwów i wysiłku. I nie dał rady tego skoczyć. Kto by napisał taki scenariusz tego konkursu, który kończył się w nocy brazylijskiego czasu i na stadionie już nic nie odbywało się oprócz tego. Dodam, że w tym samym czasie Brazylia w siatkówce wyrzuciła Francję za burtę Igrzysk. Także wczorajsza noc to płacz i szloch Francuzów i eksplozja radości Brazylijczyków. A to dopiero ich drugie złoto na tych Igrzyskach. Coś niesamowitego. Młody Tiago zadziwił świat i dał psikusa w noska bitemu faworytowi. Wczoraj też niewyraźną minę miała amerykańska faworytka w biegu na 400 metrów. Pokonała ją zawodniczka z Wysp Bahama biegnąc na ósmym torze i uciekając jak nowy rekordzista świata z RPA. Dobrze jest uciekać, a trudniej gonić. Na to wychodzi. Przypomnę jeszcze jak już piszę o porażkach bitych faworytów, że w pchnięciu kulą Nowozelandka przegrała złoto w ostatniej kolejce. Amerykanka pobiła rekord życiowy o trzydzieści centymetrów i mina Nowozelandki nie była wesoła. My to przerabialiśmy na przykładzie Piotrka Małachowskiego. On się rozluźnił za szybko w tym konkursie, bo nic się nie działo. I młody Harting go zabił. To są niesamowite historie, które pamięta się latami. Na całe szczęście Anita nie miała rywalki i nie ma od dłuższego czasu. Łatwiej się rzuca wtedy bez stresu. Brazylia wczoraj na pewno oszalała.

   A dziś czekamy na kajakarki... Do boju dziewczyny... Bo faceci coś zawodzą:))

Nagonka na Rosjan...
Autor: rasmarsom | Kategorie: z pogranicza sportu 
Tagi: polityka   igrzyska olimpijskie   rio   rosjanie  
29 lipca 2016, 13:32

   Oczywiście jest to gra polityczna. Nagle tylu rosyjskich sportowców jest wykluczonych z Igrzysk. Jak mówią, że ten proceder trwa już wiele lat i jest to system dopingowy to dlaczego umywali od tego ręce. Wychodzi na to, że tylko Rosjanie się dopingują, a reszta świata jest czyściutka. Czy ktoś w to uwierzy? Po poprzednich zimowych Igrzyskach Putin zajął Krym. Walka z Rosjanami się nasila. Władek nie wpuścił przecież islamistów i ma luz. Robi co chce i jak chce, bo jest potężny, a cały świat boi się takiej potęgi. Więc trzeba jakoś utrudniać życie. Igrzyska olimpijskie to wielkie wydarzenie i świetny powód, żeby utrzeć nosa Rosjanom. Pokazać światu jak tam nie grają fair. Fantastyczna propaganda. Teraz na każdego rosyjskiego sportowca będą patrzeć jak na dopingowicza. Ciekawe, że akurat w roku olimpijskim wprowadzono meldonium na listę zakazanych substancji. MKOL nie mógł wykluczyć wszystkich Rosjan z igrzysk, ale WADA tego chciała. Pokazują Putinowi, że też mogą namieszać mu. Całkowite wykluczenie rosyjskiego sportu nie byłoby dobre politycznie, bo Rosjanie mogliby się nieźle wkurzyć, a tak wykluczają tylko tych biorących. Oczywiście oprócz lekkiej atletyki gdzie zastosowano odpowiedzialność zbiorową. Taka odpowiedzialność jest typowa w naszych czasach. Najłatwiejsza. W odpowiedzialności zbiorowej nie znajdziesz winnego. Rozmywa się ona. Jesteś czysty, nie bierzesz dopingu, przygotowujesz się 4 lata do Igrzysk, chcesz spełnić swoje marzenie, a i tak nie możesz wystartować jak Isinbajewa. Ciekawe, że taka Daria Kliszina wystartuje. Dlatego, że mieszka w USA. Już wiadomo kto tym rządzi. Mnie ostatnio rozbawia reklama polskiego maratończyka pochodzącego z Etiopii. Mamy tak mocną lekkoatletykę, że nie trzeba podczepiać Etiopczyka. Czemu to ma służyć, bo nie wiem. Reklamować nasze gwiazdy, a nie, że wspaniały kraj przygarnął chłopaka z Etiopii, który chce zdobyć medal dla Polski. Nigdy nie pojmę tego przemieszania. Rosjanie natomiast okażą się największymi skandalistami w przededniu wielkiej sportowej imprezy. Sprytnie to wykombinowali. Śmierdzi mi to strasznie, ale przecież sport to też polityka. Politycy się podczepiają pod sukcesy sportowców. Cały świat ogląda ich raz na 4 lata w jednym miejscu. Sportowcy biorą to co nie jest zakazane. To nie czasy, że wyniki się osiągało na naleśnikach i bananach. Ktoś wiedział, żze Rosjanie stosują meldonium. Paradoks polega na tym, że w tamtym roku był to specyfik dozwolony. Więc do 31 grudnia ktoś jest czysty, a 1 stycznia się budzi rano w 2016 roku i jest dopingowiczem. Tak jak Maria Sharapova. Ktoś podjał decyzję, że w tym roku olimpijskim dobierzemy się do skóry Rosjanom. Będzie to tak wyglądać, że reszta świata jest czysta, a w Rosji jest to proceder. Coś jak w NRD. Nie wiedzą jednak, że Rosjan w żaden sposób nie zniszczą, ale próbować trzeba i na każdym polu utrudniać życie. Sport nie jest czysty i nie będzie. Za duże przeciążenia, presja, oczekiwania. Normalny człowiek tego nie przetrwa. Więc trzeba ciału pomagać jak się da. Bierze się to co jest dozwolone, a na pewno pomaga. Tym się różni doping dozwolony od niedozwolonego. Na dodatek można tak zrobić, żeby doping nie został wykryty. Świat w sporcie też zwariował, a winni są tylko Rosjanie.

Meldonium i Rosjanie...
Autor: rasmarsom | Kategorie: Sport  z pogranicza sportu 
Tagi: sport   rosja   doping   czysty zachód  
10 marca 2016, 07:15

Pusty śmiech mnie ogarnia. To już jest oczywiście sprawa polityczna, a nie sportowa. Chodzi o dyskredytowanie Rosji w oczach świata. Sprytne nie. Odkąd Putin ma gdzieś Unię Europejską to nagle wzięli się za dopingowiczów rosyjskich. A cofnijmy się do historii sportu i największych wpadek dopingowych. Zapraszam serdecznie...

A więc ciężarowcy. Przecież klażdy tam coś bierze. To sport siłowy, ale nie wszystkich łapią. I tyle w tym temacie... Znaczy łapią ruskich:))

Lekkoatleci rosyjscy... Senegalczyk, czyli prezyden IAAF oskarżony o ukrywanie przed światem dopingowiczów rosyjskich. Putin Go kupił normalnie haha. Ale cóż wszystko wychodzi teraz. Ale przecież inni lekkoatleci na całym świecie są tacy czyści. Jak łza. Jak oglądam to mi się oku kręci. A jak patrzę na Rosjan to wiem, że coś biorą. Buhaha

A teraz może lekkoatleci amerykańscy. A co... Pamiętacie Bena Johnsona i Marion Jones. To byli dopiero koksiarze... Marion przecież biegała sama na 100 metrów. Reszta walczyła o drugie miejsce...

A teraz czas na kolarstwo. Ulala. Tam dopiero koks jest powszechny. Weź człowieku pedałuj codziennie po 200 kilometrów. Przez 3 tygodnie haha. Mój brat dojeżdża rowerem do pracy. 50 kilometrów przez dwa dni. Potem dwa dni odpoczynku i już ledwo zipie... I co się dziwić Armstrongowi, że powiedział prawdę i obnażył ten sport. Jakie fajne liczby szczęśliwe. 7 zwycięstw w Tour de France i 7 przetoczeń krwi. Contador też wie o co chodzi. Inni co ścigali się lub ścigają też coś o tym wiedzą no i przede wszystkim doktor Fuentes. Kolarstwo jest za mocne...

Teraz na topie tenis. A w zasadzie Maria Sharapova. 10 lat brała meldonium i nagle stało się to zakazane. Hm... Ciekawe kto to wrzucił na listę niedozwolonych substancji... Stawiam, że ktoś z Unii Europejskiej. Francuz, Niemiec. A jaka Radwańska oburzona haha i jej ojczulek.

A pamiętacie Szwabki swoich lekkoatletów? Dieter Baumann. Biały murzyn haha. Katrin Krabbe. Nie będę się cofał do czasó NRD. Za daleko haha.

Co tam jeszcze z ostatnich lat? Johann Muehlegg. Narciarz alpejski startujący w barwach Hiszpanii z pochodzenia Niemiec. Austriaccy biathloniści. Jeszcze kolarze jak Jan Ullrich.

To tyle na ten temat. A więc to chyba nie jest tak, że to rosyjscy sportowcy oszukują? A pamiętacie pewną Justynę Kowalczyk? Brała dexamethason w 2005 roku. I ją złapali. Widzicie szowiniści wszelkiej maści? A czepiacie się Marit Bjoergen... Bo co lepsza jest? Jakoś Marit nie startuje teraz, a Justynka cieniuje. Może czas wziąść dexamethason albo meldonium, bo na topie jest.

Meldonium... Poprawia ukrwienie mięśni serca. A więc Rosjanie wpadają, bo to stosowali dopóki było dozwolone. A ciekawe co cały świat stosuje? Pewnie jadą na bananach, kaszy, jajkach... Ja jechałem na tym, ale wyżej jak w połowie stawki w bieganiu nie byłem. Ale nie brałem dexamethasonu i meldonium. Dlatego łapią Rosjan jak muchy, a cały świat myśli, że tylko Rosjanie oszukują. Współczuję Wam rosyjscy sportowcy, a szczególnie Marysi Szarapowej. Ale nie liżcie dupy Zachodowi, bo nie warto. Niech srają pod Siebie w Unii i niech taplają się we własnym szambie, który stworzyli.

Ja jestem z Rosjanami na dobre i na złe... A Zachód może mi pałkę zrobić...