PIĄTEK TRZYNASTEGO ANDERSON ZAPAMIĘTA DO...


Autor: rasmarsom | Kategorie: Sport 
Tagi: piłka nożna   mundial   mistrzostwa świata   tenis ziemny   wimbledon   anderson   isner  
14 lipca 2018, 09:25

    Mówią, że ten dzień jest bardzo pechowy... Tyle, że w historii ten dzień uważa się za szczęśliwy właśnie, bo wtedy wielu Templariuszom udało się uniknąć śmierci z rąk króla Francji. Ten dzień w kalendarzu zapisze też wieżowiec z RPA Kevin Anderson, rozgrywając drugie najdłuższe spotkanie tenisowe w historii i wygrywając je!!! Pamiętajmy, że w ćwierćfinale wyrzucił za burtę samego Rogera Federera po prawie pięciogodzinnym boju. Wczoraj ze swoim przyjacielem Johnem Isnerem - też wieżowcem - spędził na korcie 6 godzin i 35 minut!!! Dwa mecze pod rząd i 12 godzin na korcie!!! Czy blednie przy tym osiągnięcie Chorwatów, którzy na mundialu zagrali trzy dogrywki, czyli mają w nogach jeden mecz więcej niż Francuzi??? Jedno jest pewne. I Anderson do Wimbledonu i Chorwaci do mundialu świetnie się przygotowali. CZAPKI Z GŁÓW DLA JEDNYCH I DRUGIEGO!!! PRAWDZIWE SPORTOWE DUSZE, SERCA I CHARAKTERY!!!

 

KEVIN ANDERSON - BOHATER TEGOROCZNEGO WIMBLEDONU!!!

 

    Kto go znał rok temu? A przecież ma już ponad 30 lat! Skąd u niego się to wzięło, że nagle zaczął zadziwiać świat tenisowy? Bohaterem powinien być Roger Federer, Djokovic, Nadal, Murray czy Wawrinka, a może Del Potro czy Cilic. Może też Dimitrov. Ci wspomniani dzielą i rządzą od kilkunastu lat na światowych kortach. W tamtym roku Kevin Anderson osiągnął największy sukces w karierze i doszedł do finału US Open. Tam przegrał z Nadalem i co ciekawe, w niedzielę może znów z nim zagrać, o ile ten upora się z Djokovicem. Kevin pochodzi z RPA, ale nauczył się grać w tenisa w USA. Dysponuje piekielnie mocnym serwisem i ciężko go przełamać. Tyle, że podobnie jak choćby Ivo Karlovic, większych sukcesów nie osiągał. Przyszły one dopiero po 30tce! Być może dojrzał do tego, bo jest bardzo odporny psychicznie. Bardzo pracowity i zmotywowany. Nie poddaje się. Wyeliminował Rogera Federera w JEGO ŚWIĄTYNI!!! To się nie zdarza codziennie! Szwajcar wygrywał Wimbledon osiem razy i ma 20 tytułów wielkoszlemowych!!! Pamiętacie finał Australian Open z Cilicem? Przecież Chorwat miał go na widelcu. Nie dał rady jednak psychicznie. Każdy tenisista wie jak ciężko pokonać Rogera czy Nadala. Mimo, że oni coraz starsi są i przyplątują im się kontuzje. Taki Federer ma już przewagę psychologiczną na starcie meczu. I kto się spodziewał, że przegra z Andersonem? W piątym secie Kevin musiał utrzymywać swój serwis. Tak się ułożyło, że to Federer prowadził w gemach. Czekał aż Anderson się potknie, spali, nie wytrzyma presji. Przeciwko niemu były też trybuny zakochane w Szwajcarze. On to wszystko wytrzymał. Każde przełamanie oznaczało koniec meczu!!! I kto się złamał w końcu? Nie Anderson, a KRÓL TENISA i WIMBLEDONU!!! Przy stanie 11:11 to Roger nie wytrzymał. Popełnił dwa proste błędy i podwójny błąd serwisowy. To mu się nie zdarza. Nastąpiło przełamanie i szok na trybunach!!! Anderson musiał tylko wygrać swoje podanie, żeby przejść do historii tenisa i uczynił to. Nie zadrżała mu ręka. Nie przestraszył się jak Cilic na Australian Open, że ma mistrza na widelcu. Wygrał 13:11 i zaimponował mi bardzo odpornością psychiczną nie tylko w piątym secie. On przegrywał 0:2 w setach i w trzecim bronił piłkę meczową!!! A jednak się podniósł z gościem, który KOCHA TEN TURNIEJ i wygrywa go prawie tak często jak Rafael Nadal ROLANDA GARROSA. Jednego świątynia to mączka, a drugiego trawa:))

      Wczoraj mecz z Isnerem miał być przystawką przed daniem głównym. Co ciekawe to Isner namówił kiedyś Kevina do grania zawodowo w tenisa ziemnego i bardzo mu pomógł. Teraz spotkali się w najbardziej prestiżowym turnieju tenisowym na świecie i to w półfinale!!! Isner też potrafi świetnie serwować. Gra obu z racji wzrostu opiera się na serwisie. Dwa kolosy mierzące ponad 2 metry, więc spodziewałem się rozstrzygnięć w tie-breakach i małej liczby przełamań. I tak było : 7:6, 6:7, 7:6, 4:6... Miał rozstrzygnąć piąty set, który jak wiadomo nie kończy się tie-breakiem, ale musi dojść do przewagi dwóch gemów. Co to oznacza? Ktoś kogoś musi przełamać przy jego podaniu!!! I weź tu coś zrób jak obydwaj serwują z taka prędkością, że piłka tylko śmiga koło ucha. Do tego mają ponad 20 asów serwisowych na mecz. Jak się to ogląda to wydaje się to takie proste:)) Wystarczyło jednak potem obejrzeć Nadala z Djokovicem i zauważyć różnicę serwisów facetów mierzących mniej niż 2 metry... Oni podają sobie piłkę, a Isner z Andersonem wbijają gwoździe z serwisów. Wprowadzają do gry haha. John z Kevinem nie wprowadzają piłki do gry... Oni przeważnie serwisem kończą już wymianę i marzenia przeciwnika o odbiciu piłki... Wiem, wiem. Monotonne to, ale tak wygląda gra na trawiastych kortach. Kiedyś to było bardziej serv and volley za czasów Beckera, Sticha czy Edberga. Krótkie wymiany, bo przecież piłka na trawie odbija się bardzo nisko i nieprzewidywalnie. I tak sobie Isner z Andersonem nie szczędzili razów:)) Nikt nie chciał się pomylić... Isner wydawał się słabszy kondycyjnie, ale jak był w opałach przy serwisie to za chwilę odpalał trzy asy i po sprawie. I tak grali i grali i grali... Nadal z Djokovicem czekali, czekali, czekali na wyjście na kort... Kibice też czekali... Ktoś nawet krzyknął Vamos RAFA!!! I doszło do stanu 24:24!!! Już wiadomo było, że to drugi najdłuższy mecz w historii tenisa!!! 

     A jaki był najdłuższy mecz w historii tenisa ziemnego??? Kto tam grał i gdzie? Ano właśnie Isner z Mahutem na Wimbledonie w 2010 roku!!! Tyle, że oni zaczęli jednego dnia wieczorem, drugiego znów grali i skończyli trzeciego... Grali uwaga! 11 godzin i 5 minut!!! W piątym secie Isner wygrał 70:68!!!!!!!!!!!!!!!

      Więc teoretycznie przewagę doświadczenia miał Isner. I przy stanie 24:24 Isner serwuje. 0:15... I ten drugi punkt myślę, że decydujący i przejdzie do historii tenisa!!! Anderson przy odbiciu piłki upada, rakieta wylatuje mu z ręki, Isner jednak uderza piłkę tam gdzie Kevin się zbiera. Nie namyślając się długo chwyta rakietę w lewą rękę i przebija piłkę na drugą stronę. Wstaje i wymiana trwa dalej!!! Wygrywa punkt! 0:30 i szaleństwo na trybunach. Zmęczony Isner i już nie potrafi zaserwować asa. Anderson przełamuje go!!! Siada na ławeczce, zagryza bananem, ssa żel, wychodzi i wygrywa swoje podanie. KONIEC!!! 26:24 dla Andersona!!! Owacje na stojąco dla obu!!! 

    Anderson mówił, że wiele zawdzięcza Isnerowi. Był po meczu cały w emocjach. Mówił, że kiedyś gdy miał kontuzję prawej ręki to jakiś czas trenował lewą ręką, ale nie przypuszczał, że wykorzysta tę umiejętność w piątym secie przy stanie 24:24!!! Na dodatek w półfinale Wimbledonu grając ze swoim przyjacielem ponad 6 godzin!!! Ale piękną historię napisał ten wieżowiec z RPA!!! Obawiam się, że finał musi przegrać po takim MARATONIE. Nieważne czy z Djoko czy Nadalem chociaż oni będą mieli mniej czasu na odpoczynek przed finałem, ale przecież Anderson grał ponad 11 godzin w dwóch ostatnich spotkaniach!!! Można to porównać do obaw przed finałem mundialu jeżeli chodzi o dyspozycję Chorwatów. Jak będą wyglądać? Czy będą mieli siłę jeszcze? Czy Anderson w finale będzie miał siłę? Oj czeka nas ciekawa niedziela:))) Waleczne serce Anderson w finale Wimbledonu zagra o wielkie marzenie mając w nogach dwa maratony i Chorwaci, którzy mogą po raz pierwszy w historii zdobyć tytuł Mistrza Świata!!! Czy im starczy na to sił i mocy??? Oni rozegrają w zasadzie nie siódmy mecz, a ósmy!!! Będzie ciekawie w niedzielę zobaczyć jak działa fizjologia organizmu ludzkiego i ile mocy można jeszcze wydobyć ostatkiem sił jak się walczy o NAJWIĘKSZY CEL W SWOIM ŻYCIU I MARZENIE WRĘCZ ZE SNÓW! Takim z pewnością jest triumf na Wimbledonie dla każdego tenisisty i podniesienie Pucharu Świata dla każdego piłkarza! 

    Czy zobaczymy znów triumf ducha nad materią i coś mistycznego w wykonaniu Andersona i Chorwacji??? Nie wiem, ale sam przeżywałem coś takiego na maratonie z czym nie da się nic porównać. Biegniesz 2 godziny i doznajesz nagle czegoś takiego, że co prawda przez chwilę, czyli jakieś 15 minut nagle nic się nie liczy, nie ma jakby wszystkiego wokół, mija ból, czujesz, że możesz biec i biec. Jest tak lekko, przyjemnie, jakby łączysz się z jakąś niewytłumaczalną energią Boga czy kosmosu... Biegniesz nagle szybciej, dynamiczniej, a w środku czujesz tylko jakąś nieopisaną radość. Jest to niewytłumaczalne i to wiedzą Chorwaci i Anderson:))) I ja też tego doznałem:)) Tak jak oni nie zapomną tego do końca życia tak i ja nie zapomnę tych doznań ciała, ducha na maratonach. To wykracza poza świadomość ludzką. Dostajesz energię i nie wiesz skąd. Taką dostał Anderson i Chorwaci. Nie wszystko wytłumaczą na tym świecie naukowcy... Czułem biegnąc, że jestem wszystkim wokół i należę do tego, że to wszystko i ja to to samo. Ta sama energia... PRAWDZIWY MISTYCYZM nie dla ludzi myślących, że wszystko da się wytłumaczyć co da się ujrzeć, dotknąć, posmakować, usłyszeć... Nie dla ludzi osadzonych w rzeczywistości, którzy nie wiedzą, że żyją w fikcji. Tylko we własnym wyobrażeniu świata. Takie tematy opisałem jednak w książce i w miarę czasu umieszczę rozdziały na blogu, żeby może ktoś poczytał kto nie interesuje się za bardzo sportem. Tam zawarłem siebie, moją duszę, głębię i przemyślenia:)) Do następnego!!! VIVA ANDERSON , VIVA CHORWACJA!!! 

    

      

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz