Najnowsze wpisy, strona 2


ŚWIAT DUCHOWY
Autor: rasmarsom | Kategorie: ŚwiadomoŚĆ 
08 kwietnia 2024, 21:49

   Czym jest dusza? Dokąd ona wędruje po śmierci? Czy to wszystko jest takie banalne jak głosi "oficjalna nauka"? Rodzimy się jako przypadek Kosmosu, żyjemy i umieramy. Czy wtedy następuje koniec i to nasze życie nie ma głębszego sensu? Są powody dla których nauka tak to postrzega. Taki brak wiary w głębszy sens życia powoduje skupianie się tylko na materialnej stronie życia. Mieć więcej i więcej i więcej, bo przecież życie jest jedno więc trzeba je wykorzystać maksymalnie. Jesteś biedakiem na tym świecie to masz pecha, taki twój los. Źle trafiłeś. Jesteś chory poważnie to też nie miałeś czy miałaś szczęścia, a ponieważ zgodnie z nauką życie jest jedno to co zrobisz jak nic nie zrobisz. Po co nauka tak to postrzega? Żebyś biegł, gonił, żebyś próbował złapać marchewkę na kiju, żebyś się nie zastanawiał czy istnieje coś takiego jak dusza czy tym bardziej, że twoja dusza jest nieśmiertelna. Masz dążyć do lepszego domu, lepszego samochodu, większych wygód itd. itp., bo przecież życie jest jedno... Lecz ilu jest takich ludzi na świecie, którzy mają nieograniczone bogactwa i życie jak w bajce? Jest to niewielki procent i oni faktycznie mogą postrzegać naturę życia bardzo trywialnie i prymitywnie. Większość jednak walczy każdego dnia o przetrwanie, wielu umiera z głodu, wielu ginie w bezsensownych konfliktach zbrojnych, wielu ciężko choruje. Powiedz takim ludziom, że są tylko jakimś odpadem Kosmosu i ich życie nie ma sensu, bo niewiele mają, a do tego cierpią. Gdzie wtedy szukać pocieszenia? Do tego właśnie zostały stworzone religie. W gruncie rzeczy wszystkie opierają się na starożytnych wierzeniach. Wmawia się Nam, że Bóg sobie siedzi gdzieś na chmurze i decyduje o Twoim losie. Ma 10 rzeczy, których nie możesz robić, bo w przeciwnym razie trafisz do Piekła. Bóg ten ma jednak problem, bo jest tyle religii na świecie... Za kim bardziej jest? Za chrześcijaninem, islamistą, buddystą, hinduistą? Który jest jego naród wybrany? Przecież każda religia uważa, że to ona jest najprawdziwsza i ona wie co Bóg chce, żebyś robił i w co wierzył. Jesteś chrześcijaninem to masz świadomość, że rodzisz się z grzechem pierworodnym, ale na całe szczęście Jezus zmarł za Twoje grzechy i zgładził grzechy świata. Na dodatek zmartwychwstał... I co jest Twoim pocieszeniem w tym życiu? To, że jak nie będziesz mocno grzeszył to trafisz do Nieba i jak Jezus powtórnie przyjdzie to zmartwychwstaniesz. Zanim jednak do tego dojdzie masz klękać, przepraszać Boga, bać się Go, mieć poczucie winy, przepraszać za grzechy, prosić o przebaczenie. Jeżeli jednak nagrzeszysz to idziesz do księdza, spowiadasz się i on Ci daje rozgrzeszenie. Dlaczego on? Ponieważ tylko on ma bezpośrednią komunikację z Bogiem. Ty jej niestety nie masz... Jeżeli jej nie masz to jedyna szansa spotkania z Bogiem jest w kościele i tam ksiądz jako pośrednik wytłumaczy Ci o co chodzi w Biblii i jak masz ją rozumieć... Ja np. przeczytałem całe Pismo Święte i potem przez pół roku chodziłem do Kościoła co tydzień na mszę, żeby skonfrontować to czego się dowiedziałem z Biblii z naukami Kościoła. Zauważyłem, że teksty ze Starego Testamentu są pomijane, a dlaczego? Bo tam Bóg był bardzo srogi i zabijał, a przecież Bóg jest miłosierny... Chodziłem, żeby poczuć w Kościele Boga i pełniłem rolę obserwatora tego co mówią księża. Myślicie, że poczułem jakąś bliskość z Bogiem czy duchowość? Czułem tylko, że mam przepraszać, kajać się, klękać, mieć poczucie winy, bać się... Jak kiedyś księdzu powiedziałem, że Bóg jest pod każdym kamieniem i dla mnie mszą jest niedzielny bieg do lasu to ksiądz powiedział, że to nie tak i że msza kościelna musi być... Czytając Biblię sam czułem obecność Boga i jest tam naprawdę wiele mądrości. Czułem też obecność Boga w innych sytuacjach życiowych, ale czy poczułem Go w kościele? Nie przypominam sobie. Dążę do tego, że współczuję ludziom, którzy wierzą w jakąkolwiek religię albo w nic nie wierzą. Dla mnie wersja, że żyjemy tylko w świecie materialnym i umieramy i nic nie ma dalej nie trafia do mnie. Wersja chrześcijaństwa, które ma niewiele wspólnego z duchowością też do mnie nie trafia. Każda religia jest manipulacją i zamykaniem naszej świadomości do więzienia doktryn i wierzeń. Zacząłem więc w pewnym momencie życia szukać odpowiedzi dla siebie i myślę, że znalazłem. Tak sobie myślę czym może się pocieszać człowiek biedny albo chory, ale głęboko wierzący? Tym, że ten bogaty też umrze i może trafi do Piekła, a Ty trafisz do Nieba, bo Twoje życie jest ciężkie więc to jest Twój jedyny cel życia. Nie wiem jak w to wszystko można wierzyć, ale jak mówią "wiara jest ślepa". Czy ja kiedykolwiek wierzyłem w Kościół i jego nauki albo czy wierzyłem nauce, że życie jest tylko jedno? Długo się nad tym nie zastanawiałem, bo byłem zaprogramowany i uwarunkowany, ale w głębi duszy czułem, że jestem oszukiwany. Typowa sytuacja Neo z Matrixa. Czujesz, że jest coś nie tak, nie wiesz co, ale wiesz, że to co ci wmawiają od dziecka nie ma sensu. Nie szukasz jednak, bo może nie jesteś gotowy, może nie masz czasu, może nie wiesz gdzie szukać. Ja jednak w pewnym momencie życia musiałem znaleźć sens tego wszystkiego. W przeciwnym razie bym odszedł stąd w niewiedzy, a po tym czego się dowiedziałem byłoby szkoda.

   Takich dusz jak moja jest bardzo wiele na świecie. Zagubione, pomieszane, bo świat nowoczesny taki jest. Nie zgłębiamy natury człowieka, nie wgłębiamy się w to kim jesteśmy i skąd pochodzimy. Bóg jest najwyższą świadomością i tak to postrzegam. Jest wszystkim i wszędzie i w każdym stworzeniu. Każda forma życia ma w sobie cząstkę Boskości. Jesteśmy jak takie kropelki w Oceanie Boskiej Świadomości. To, że jesteśmy w tej inkarnacji na tej planecie to wyłącznie nasz wybór. Mało tego. Śmierć dotyczy tylko naszego ciała fizycznego, a nie duszy i świadomości. W innych wymiarach i częstotliwościach istniejemy dalej jako dusze i decydujemy czy znów pojawić się w ciele fizycznym na Ziemi czy innej planecie. Jesteśmy nieskończoną świadomością i żyjemy wiecznie jako dusze. Jesteśmy również energią tak jak wszystko wokół nas. Energią zagęszczoną do wibracji ciała fizycznego. Wyobraźcie sobie, że istnieje coś takiego jak prawo "karmy". Często się mówi, że karma wraca albo że co zasiejesz to zbierzesz. Jeżeli robisz komuś to co chciałbyś, żeby on zrobił Tobie to to wróci do Ciebie. Miałem kiedyś taką sytuację z bezdomnym na dworcu. Kupiłem mu hot-doga, herbatę i dałem kilka papierosów. Zwykły gest ludzki. Co się potem zdarzyło? Przez tydzień codziennie wygrywałem pieniądze w zakładach bookmacherskich. Jaki wynik meczu nie postawiłem to zamieniałem w złoto. Klasyczne prawo karmy. Jednak chodzi tu o coś więcej. Jeżeli w danej inkrnacji mocno nabroimy to poniesiemy tego konsekwencje po opuszczeniu tego ciała. Wspominam o tym nieprzypadkowo gdyż w początkach chrześcijaństwa w Biblii były wzmianki o reinkarnacji, ale zostały usunięte jako niewygodne. Nie dziwię się wcale. Wyobraźcie sobie, że nagle Kościół mówi, że nie ma się co zamartwiać i przejmować, bo przecież możemy mieć wiele żyć, a to jest tylko jedno z nich, które sami wybraliśmy wcześniej. Co by to spowodowało? Ludzie zaczęli by myśleć, zastanawiać się, być bardziej świadomi, zadawać pytania, słuchać siebie, swojej intuicji, swojej duszy. Każdy próbowałby znaleźć powód swojej inkarnacji. Każdy by się cieszył z doświadczeń, bo by wiedział, że jest tu tylko na chwilę. Czy wtedy chrześcijaństwo miałoby kontrolę nad człowiekiem? Nie miałoby żadnej, bo każdy by szukał swojej drogi. Każdy by szukał zadań, które ma do spełnienia w tej inkarnacji, żeby rozwijać duszę. Czy to nie jest piękne? Czy to by nie zburzyło wszystkich religii? Czy to by nie zburzyło podziałów między ludźmi? Pewnie, że tak, ale elicie rządzącej kimkolwiek oni są zależy na tym, żeby ludzkość była podzielona, walczyła między sobą, bo wtedy łatwiej jest rządzić. Dziel i rządź! Jesteśmy w tym wszyscy razem, a jednocześnie każdy z Nas jest wyjątkowy. W zasadzie nie ma się czym przejmować, bo przecież śmierć jest tylko przejściem w stan niefizyczny, w stan innej wibracji. Wszyscy mamy siedem podstawowych czakr. Są to wiry energii, które pomagają rozprowadzać energię w całym ciele. Jeżeli jakaś czakra działa źle to powoduje to dysharmonię i choroby. Czy to jest jednak takie proste, aby żyć w harmonii? W tych czasach jest o to coraz trudniej. Nasze pole elektromagnetyczne jest zakłócane różnymi sprzętami. Jest nam też ciężko połączyć się z innymi wymiarami czy częstotliwościami czy z wyższą świadomością. Potrafią to dusze wrażliwe. Większość jednak widzi tylko oczami i odbiera świat za pomocą zmysłów. Łatwo nam wtedy wmówić, że nie ma nic więcej. Na całe szczęście mamy Internet i widać, że coraz więcej jest ludzi, którzy się przebudzili ze snu, wyrwali z więzienia świadomości i żyją świadomie. Wszystkie informacje, których potrzebujesz są w Tobie. Masz też swoje Anioła Stróża i przewodników duchowych. Może się oczywiście zdarzyć, że przyszedłeś w tej inkarnacji, żeby wypełnić jakąś rolę, ale zapomniałeś o tym. Nie ma się czym martwić. Na poziomie duszy każde życie jest analizowane i są wyciągane wnioski. Ten tekst miałem już napisać przedwczoraj albo dziś rano. W czasie snu przenosimy się po prostu w świat duchowy i często dostajemy informacje, a ponieważ dwa ostatnie dni czytam o sprawach duszy więc po przebudzeniu tekst mi się pisał jakby w głowie i dziś i wczoraj. I sam nie wiem, ale to sprawdzę. Czy lepiej jest usiąść do pisania od razu jak pojawiają się myśli po przebudzeniu czy jednak można to zrobić później. Dotarłem na najwyższy poziom zrozumienia. Wyżej jest tylko Boska Świadomość. Jak większość z nas nie wiem jaki jest plan mojego życia. Nie wiem co mam robić. Jeżeli jednak będę uważnie słuchał to dowiem się jakie mam mieć kolejne doświadczenia. Odpowiedzi znajdziesz wszędzie. Czy to film, czy serial, czy książka czy piosenka czy inni ludzie. Komunikacja z innymi duszami może też dać odpowiedzi. Ja przez powiedzmy 2 lata życia dostałem bardzo wiele odpowiedzi na różne tematy. To był okres zdobywania wiedzy. Potem uznałem najwidoczniej, że wiedza którą posiadłem wystarczy mi i "usnąłem". Zostałem przebudzony, bo tego chciałem i wiem jak to wtedy działa. Dzieją się rzeczy niesamowite. Trafiasz codziennie na to czego potrzebujesz. Czułem się jak Neo prowadzony przez Morfeusza. Ja też dałem się prowadzić Boskiej Świadomości. Czułem codziennie jak wypełnia mnie Światło, a przecież poprzednie kilka lat życia to była ciemność i mrok. Wtedy nic nie czułem... Moją pasją jest sport i w to wsiąknąłem bez reszty w zasadzie. Nie jest to nic złego, bo przecież pasje są bardzo ważne w życiu, ale to było jednotorowe, a przecież jesteśmy wielowymiarowi. Trafiłem jednak na duszę kobiety-czarownicy, która obudziła we mnie wszystko na nowo. Wymiana informacji nastąpiła wzajemna, czyli ona mi uświadomiła moje talenty, a ja jej starałem się pomóc w rozwoju duchowym. To było niesamowite doświadczenie, bo przekazaliśmy sobie bardzo dużo energii. Zawsze lubiłem pisać więc wróciłem do tego. Natężenie nie jest zbyt mocne, bo więcej czytam. Do tego kreowanie podcastów na Youtube. To uderzenie kreacji było jednak tak potężne, że sam się już gubiłem w tym co mam nagrywać. Powstała dysharmonia, czyli za dużo energii i w różny sposób ją wyzwalałem. Śpiewanie nigdy nie jest złe, bo w ten sposób uwalniam duszę. Taniec jest również tym co mnie uwalnia. Niestety skupiłem się na polskiej polityce, a to zrodziło agresję. Teatr dla Gojów też nie był złym pomysłem czy czytanie mojej książki. Czułem jednak, że nie kontroluję tej potężnej energii. Mogła ona czynić zarówno dobro jak i zło. Wybuch był jednak potrzebny, bo ta energia przez kilka lat się skumulowała i musiała wyjść. Z czasem zauważyłem jednak, że idę w złą stronę i że powinienem iść do wyższej świadomości, która mnie uspokoi i przywróci harmonię. Wszystko to są procesy, bo przecież jesteśmy energią więc wiedziałem, że może się różnie dziać. Wróciłem do czytania książek, a nie robiłem tego wiele lat. Wróciłem do tych, które mi dużo dały w sensie rozwoju duchowego i też odkryłem nowe. Co prawda był mocny spadek energii, była kontuzja, ale harmonia wraca. Dotarłem aż do duszy, świadomości i energii, czyli na szczyt piramidy. Każde słowo pisane czy mówione, ale zapisane na nośniku przekazuje energię danej duszy. Dlatego też nagrywam słowo mówione mimo, że jestem zwykłym człowiekiem. Nie jestem sławny. Zauważyłem jednak moc energii. Kiedy miałem jej w nadmiarze i wylewała się ze mnie jak wulkan to sporo osób słuchało moich podcastów. W momencie utraty energii nikt już prawie mnie nie słucha. I tak to wszystko działa, ponieważ tworzymy też pole auryczne. Zauważcie, że jak macie je silne, jak macie pozytywną energię, jak macie moc w sobie, jak czujecie, że wszystko co robicie ma sens to wtedy wiele osób wręcz chce skorzystać z tej energii. Jeżeli jednak pojawia się dysharmonia i nie czujecie się dobrze ze sobą i czujecie, że tracicie moc to poruszacie się jak niewidoczny duch bez energii. Wtedy nagle ludzie gdzieś znikają. Jest tak dlatego, że lubimy sobie kraść energię. Jeżeli w jakiś sposób ją pozyskałeś to ludzie też jej chcą, ale ponieważ masz jej tyle, że możesz dawać i jeszcze ci zostaje to nie dzieje się nic złego. Dajesz wtedy światu światłość i jasność. Dwa miesiące tak czyniłem i wiele osób dostało zastrzyk energii przeze mnie. Niektórzy też niestety dostali złą energię. Większość jednak dostała bardzo pozytywną. W momencie jednak utraty energii nie możesz jej dać potrzebującym, bo jak masz to zrobić jak sam jej nie masz. Dlaczego najwięcej wiedzy i mądrości zdobywamy dzięki książkom? Dlatego, że wielu autorów zdawało sobie sprawę, że to o czym piszą nie ma szans na pojawienie się w mainstreamowej telewizji. Jest to więc najlepszy sposób, aby przekazać wiedzę i coś zostawić po sobie. Wiecie, że Sokrates został uznany za heretyka i skazono go na wypicie śmiertelnej cykuty? Jego dzieła zostały dopiero potem zrozumiane i docenione. Ludzie, którzy twierdzili kiedyś, że Ziemia jest okrągła również byli heterykami... Ja też mam zamiar coś po sobie zostawić czy to na blogu czy na Youtube czy na facebooku czy w formie książki. Każda nasza myśl wędruje do Oceanu Boskiej Świadomości. Nie ma więc co się bać jakiejkolwiek myśli, jakiegokolwiek spojrzenia na rzeczywistość. Większość z ustalonych norm wierzeń, zachowań i powszechnej wiedzy to kłamstwo i bzdury. Rodzimy się idiotami, ale w każdym momencie życia możesz to zmienić. Lepiej być uważanym za niezrównoważonego szaleńca czy wariata niż za idiotę. W tym stadzie owiec nigdy nie pójdę za resztą owiec. I to radzę każdemu z was, żeby pokazać swoją indywidualność i odłączyć się od stada. Co wtedy pomyślą inni? Gościu wierzy, że żyje wiele razy, wierzy, że jego dusza jest nieśmiertelna, wierzy w Reptalian i istoty pozaziemskie. On jest szalony. Chrześcijanin natomiast wierzy, że idzie do Nieba albo do Piekła i że zmartwychwstanie, wierzy, że rozstąpiło się morze i Mojżesz przeszedł, że była arka Noego, że były cuda Jezusa. Jednak jest oficjalna norma wierzeń i tego nie można podważać mimo, że wiele historii z Biblii to jak film science-fiction... Albo wiara w to, że pochodzimy od małpy i że ludzie prymitywni zbudowali piramidy... Hm kto tu jest szalony? Oficjalna nauka pełna nieścisłości i ludzie, którzy wierzą w to i żyją z tą wiedzą. Na szczęście ja się z tego wyrwałem i gorąco polecam otworzyć świadomość na wszystko co jest możliwe albo co jest uznawane za niemożliwe.

MOJA KARIERA BIEGACZA 10
Autor: rasmarsom | Kategorie: Sport 
15 marca 2024, 20:58

12/10/2014 rok MARATON POZNAŃ

Po Wrocławiu następnym startem był maraton w Poznaniu. Robiłem wszystko, żeby podtrzymać wysoką formę na treningach i czułem, że w Poznaniu mogę pobiec życiówkę. Przeziębienie przekreśliło jednak moje plany. Nie zdążyłem się wykurować i w zasadzie myślałem tylko czy warto biec przy takim osłabieniu. Mówią, że przy wysokiej formie łatwo można złapać infekcję. Moim celem było tylko to przebiec. Oczywiście ostatni raz spotkałem koleżankę. Myślę, że mailowo czy telefonicznie wsparłem ją mentalnie na tyle, że wiedziałem, że da radę. Spotkaliśmy się wieczorem przed maratonem w jakimś lasku. W dniu startu powiedziałem jej, że spotkamy się na trasie. Byłem z nią na pierwszym półmaratonie, byłem też na jej pierwszym maratonie i tak to się spięło klamrą. Chyba bardziej wierzyłem w przeznaczenie, że wśród 2000 osób gdzieś ją spotkam na trasie, a jednak tak się stało. Czy wtedy wiedziałem, że już się nie spotkamy z różnych przyczyn? Czy wtedy już ostatecznie stwierdziłem, że było fajnie, że było mnóstwo przygód, że było jakieś przyciąganie, ale, że nic więcej nie będzie? Czy teraz po latach reagowałbym inaczej? Z pewnością tak, ale ważne jest co się dzieje w danym momencie. Widocznie nie wiedziałem jak się do tego zabrać, a szkoda. Jak sobie poukładasz w głowie, że nie masz szans, bo nie z tej samej miejscowości, bo ona kogoś ma, bo wielu facetów się kręciło koło niej to jesteś na przegranej pozycji z góry. Sam siebie mimo znaków spychasz gdzieś w cień i uznajesz, że ma być tak jak jest. Tak czy owak najradośniejszy moment dla mnie na tym maratonie było spotkanie z nią gdzieś po 30 kilometrze. Moje plany sportowe się nie powiodły, ale przebiegłem 5 maratonów w rok. To też spory sukces.

25.10.2014 rok LOVE RUN ZATOŃ DOLNA 5,5km

Pojawiłem się też na Biegu Miłości. I wkradła się pomyłka z pamięcią moją. Na całe szczęście mam zdjęcia i to właśnie tego dnia postanowiłem prowadzić od startu. Wydawało mi się, że to było rok wcześniej. Jako zwycięzca z poprzedniego roku co prawda w parach chciałem coś zrobić wyjątkowego. Dzięki temu mam zdjęcia na których widać, że prowadzę od startu. Długo to nie trwało, ale pamiątka jest. Nie zapomnę miny tego chłopaka co biegł kolo mnie jakieś może 300 metrów. On naprawdę myślał, że jestem jego godnym rywalem w walce o zwycięstwo. Szybko dałem mu się zorientować, że nie walczę o wysokie miejsce.

   To był kolejny bardzo intensywny rok startów. Do końca roku nie wystartowałem już nigdzie. Doświadczeni koledzy mówili mi w listopadzie, żebym zrobił sobie odpoczynek od biegania tak na miesiąc. Oni wiedzieli coś czego ja nie wiedziałem. I faktycznie pamiętam jak wyszedłem na trening i poczułem przesyt i zmęczenie. Poczułem, że zachowuję się jak zawodowy biegacz. Straciłem gdzieś radość z biegania po drodze. Chyba faktycznie te dwa lata intensywnych startów zrobiły swoje, a przecież w 2014 roku pokonałem 4 maratony. Wyrzuciłem więc mp3 i stoper i następny trening zrobiłem w lesie gdzie zaczynałem. Po prostu ja, las i bieg dla samego biegu. Musiałem sobie odpowiedzieć na pytanie czy biegam, bo to kocham czy biegam po to, żeby startować na zawodach. Dziwne, ale poczułem, że coś się skończyło. Nie miałem ciśnienia na zawody. Zamknąłem pewien rozdział mojego życia. Chciałem to wszystko poznać, chciałem przebiec maraton chociaż jeden. Uznałem, że to mi wystarczy.

03.05.2015 rok BIEG TRANSGRANICZNY 10 km

W 2015 roku wystartowałem tylko na dwóch zawodach. Dwóch bardzo ważnych dla mnie, ponieważ na Biegu Transgranicznym debiutowałem w 2012 roku. 55:07 to mój czas więc widać, że nie miałem już parcia na bieganie typowo na czas. Biegałem dalej sobie oczywiście regularnie, ale bez żadnych oczekiwań co do czasów. Tak jakbym się wypalił. Może po prostu już tego nie potrzebowałem. Życie to jest doświadczanie i widocznie tyle miałem przeżyć i przygód przez ponad 2 lata, że nasyciłem się tym.

20.06.2015 rok BIEG O BŁĘKITNĄ WSTĘGĘ STARGARD 10 km

Wystartowałem też w Stargardzie, bo przecież tutaj ustanowiłem swój rekord życiowy na 10 kilometrów. W 2012 roku miałem tu czas 45:09, a 3 lata później 53 minuty. Widać więc, że luźno podchodziłem już do biegania. Oczywiście czas 53 minuty to nie jest jakiś dramat, ale regularnie na 10 kilometrów schodziłem poniżej 50 minut.

28.03.2016 rok BIEG DO PUSTEGO GROBU NOWA SÓL 10 km

W 2015 roku odszedłem również z klubu Hermes. Uznałem, że tak wtedy będzie najlepiej. Poznałem dziewczynę, bo w trakcie kariery amatorskiej marzyłem o miłości, koleżanka była blisko mnie na zawodach, ale czegoś mi zabrakło. Może to nie był czas wtedy na miłość? Nie wiem. Wiem, że poznałem dziewczynę i przestałem w ogóle biegać. Niosły mnie skrzydła miłości. Chciałem chociaż raz w życiu przeżyć taką miłość jak z filmu romantycznego. Udało mi się. Wymarzyłem sobie to i długo było naprawdę cudownie. Wilka jednak ciągnie do lasu i mimo, że w ogóle nie biegałem to wpadł mi pomysł wyjazdu na zawody w Wielkanoc. Pamiętam, że zrobiłem tylko 4 treningi w 2 tygodnie. Każdy miał 10 kilometrów długości. Nie wiedziałem na co mnie stać. Wtedy nie biegałem z pół roku bodajże. W Nowej Soli miałem czas 55:32 więc i tak nieźle, ale nie o to chodziło. Chciałem znów poczuć tę atmosferę zawodów i było super. Paradoksalnie wtedy paliłem tytoń. Po 5 latach bez palenia wróciłem do nałogu. To był mój ostatni start w życiu na zawodach jak do tej pory. Jeżeli chodzi o bieganie to po utracie dziewczyny po pół roku masakry emocjonalnej wróciłem do biegania i biegam do dziś z małymi dwoma czy trzema przerwami spowodowanymi kontuzjami drobnymi. To jednak były przerwy dwu albo trzytygodniowe jak teraz obecnie. Nie wyobrażam sobie życia bez biegania. Nie mam już żadnych ciśnień na określony czas, nieważne czy przebiegnę 5 czy 8 czy 10 czy 15 kilometrów. Po prostu biegam, mam swoje trasy, swój rytm. Po wielu latach mogłem sprawdzić jak biega ekipa mojego dawnego klubu i nadal są szybcy. Zdecydowanie szybsi ode mnie. Jeden z kolegów za chwilę będzie miał na koncie 100 maratonów, ale on biega sam, bo tak lubi. Zresztą ja też co nie przeszkadza w tym, żeby od czasu do czasu pobiegać razem. Tempo mamy podobne. Tak samo z Samurajem, bo przecież zawsze na zawodach byliśmy blisko siebie. Jakaś taka symbolika, bo to nie do końca jego wina, że biega wolniej. Pewnie ja też nie robię tyle, żeby biegać szybciej.

   Co do 2014 roku to okazało się, że był tak samo intensywny jak 2013 tyle, że spodobały mi się maratony. Dębno, Lębork, Wrocław i Poznań to miejsca gdzie spełniałem się jako maratończyk. Czułem, że w 2014 roku jestem lepszym biegaczem i szybszym. Marzec i maraton w Dębnie nastawiły mnie bardzo pozytywnie na cały sezon. Życiówka na 15 kilometrów w Kołobrzegu, czyli 1:13:41. Życiówka na 8 km, czyli 36:32 i życiówka na 5 kilmetrów, czyli 23:59. Zaowocowało to życiówką w kwietniu w Dębnie na maratonie, czyli 4:10. Nie zapomnę też oczywiście morderczego czerwca. Dwa biegi na ludzką wytrzymałość. Najpierw upał na półmaratonie w Grodzisku, a potem maraton na samej wodzie w Lęborku. Półmaraton Gryfa w Szczecinie był wyjątkowy ze względu na to, że to była rocznica poznania koleżanki i że dzięki niej leciałem jak torpeda. Oczywiście w moich wspomnieniach przewija się ona i w 2014 roku nie było inaczej. Jak to pięknie pisał Paulo Coelho, że Wojownik bez miłości nie jest spełnionym Wojownikiem. Tak właśnie się czułem. Tego mi brakowało wtedy do pełni szczęścia. Dlaczego to wszystko spisałem tak po kronikarsku? Pierwszy powód to to, że przytrafiła mi się kontuzja i nie mogłem biegać, więc postanowiłem powspominać. Drugi powód to to, że chciałem się przekonać ile pamiętam z tego wszystkiego. Trzeci to taki, że już dawno temu chciałem przez to przejść jeszcze raz po latach i odgrzebać w pamięci co się da. Pewnie jeszcze raz podsumuję to wszystko statystycznie i tak zbiorczo. Zrobiłem to wszystko nienawidząc kiedyś biegania. Zrobiłem to wszystko, bo chciałem poczuć na własnej skórze jak żyje sportowiec zawodowy. Udało mi się to. Spełniłem swoje marzenie. Pamiętajcie, że jeżeli macie marzenia w głębi duszy to nie porzucajcie ich nigdy. Czas na ich realizację przychodzi w niespodziewanym momencie. Jeżeli przestajesz marzyć, wierzyć i mieć nadzieję to w zasadzie "umarłeś" za życia. Ja na szczęście biegam dalej. Nawet dziś biegałem. Czy wystartuję jeszcze na zawodach? Nie wiem. Czy pobiegnę maraton? Nie wiem. Ja to prostu wszystko już przeżyłem więc nic nie muszę, ale mogę chcieć. Jeżeli masz jakiekolwiek marzenie uruchom je i zacznij realizować wtedy kiedy poczujesz, że to jest ten czas. Ja wiedziałem i czułem kiedy miałem ten czas i wszystko się działo jakby samo. Wszechświat i ludzie pomogą ci w tym, ale musisz być pewny, że tego chcesz na 100 procent. Wiem jak wygląda życie jak marzenia masz ukryte gdzieś głęboko w duszy i są zakurzone i zapomniane i nie masz siły, żeby je realizować i wiem też co się dzieje jak zaczynasz prawdziwie marzyć i to realizujesz. Wtedy jest po prostu PIĘKNIE.

 

 

CO MY TU ROBIMY 2?
Autor: rasmarsom | Kategorie: ŚwiadomoŚĆ 
15 marca 2024, 18:04

   Społeczeństwo jest tak ukształtowane, żebyśmy byli bez przerwy zajęci, stale w ruchu, żebyśmy się martwili o czynsz, pracę, kryzys finansowy, rosnące ceny żywności. Większość nie robi wdechu i nie myśli o co tu chodzi i co się dzieje naprawdę, bo jesteśmy ciągle zajęci. W społeczeństwie chodzi o to, że próbujemy przeżyć i stąd te nieustanne zmartwienia. Może w szkole powinni wprowadzić lekcje szczęścia. Co czyni Ciebie szczęśliwym, co sprawia, że czujesz się spełniony, co sprawia, że czujesz się dobrze ze sobą? Zamiast tego dostajesz lekcje algebry, której nigdy nie użyjesz w życiu. Mamy więc ten świat widocznego zamieszania z powodu sposobu w jaki działa. Tworzymy zdumiewającą technologię by rozbić w pył miasta pełne cywili. Jesteśmy na krawędzi ludzkiej ewolucji. Możemy zabić więcej ludzi jednym uderzeniem niż kiedykolwiek przedtem. W imię wolności zabijamy jako ludzkość w różnych konfliktach i to niewinne dzieci giną. Kogo to interesuje? Lepiej obejrzeć jakieś TV SHOW. Ludzie na całym świecie stają sie coraz grubsi podczas gdy inni umierają, bo nie mają co jeść. Wyrzuca się ogromne ilości jedzenia przecież. To staje się już normą, że dziennie ileś tam dzieci umiera z głodu na świecie i lepiej obejrzeć ulubiony serial niż się tym zajmować. W imię pokoju walczą w różnych konfilktach, a że dzieci tam giną... No cóż... To przecież tylko skutek uboczny. Jaką różnicę czyni zmarłym, sierotom i bezdomnym, czy szalonych zniszczeń dokonuje się w imię totalitaryzmu czy też w świętym imieniu wolności i demokracji? Nie ma żadnej różnicy dla tych ludzi.

   Pieniądze to też ciekawy temat. Idziesz do banku i pożyczasz pieniądze, które nie istniały i nie istnieją i jest to kredyt. Zapisujesz na to swój dom, samochód, ziemię i interes. Jeżeli nie spłacisz pieniędzy, które nie istnieją, zwanych kredytem wtedy ci ludzie, którzy pożyczyli Ci te nieistniejące pieniądze mogą zabrać twój samochód, biznes i dom. Jeden z największych przekrętów tego świata. Pieniężny przekręt banków. Banki pożyczają pieniądze, których nie ma, nie było i nigdy nie istniały. To jest całe DNA naszego społeczeństwa, to kontroluje wybór, kontroluje mobilność i oczywiście kontroluje społeczeństwo. Kto natomiast kontroluje pieniądze i przez to społeczeństwo? Maleńka grupa ludzi. Więc czy lepiej być manipulowanym i nie wiedzieć o tym czy być manipulowanym, ale o tym wiedzieć? Większość wybiera ignorancję, co jest na rękę rządzącym. Mamy więc nową religię celebrytyzmu, czyli podziw i plotki pseudogwiazd. Supermarket to nowa bogini. Jeżeli jednak chcesz się dowiedzieć co się dzieje na świecie to żaden problem. Ci ludzie powiedzą Ci wszystko co chcą w wiadomościach telewizyjnych. Ludzie, którzy kontrolują i posiadają przemysł mediów myślą, że te wiadomości są odpowiednie dla Ciebie byś to wiedział i postrzegał świat tak jak tego chcą. Po obejrzeniu takich Wiadomości w telewizji masz się bać, bo jest to świat w którym masz się bać cały czas. Musisz się bać, że będziesz mieć za mało pieniędzy, bać się tego co może się stać we wszystkich obszarach naszego życia i w przyszłości. Nieustanne ładowanie w głowę, że musimy to przeżyć. Chodzi o to, żebyśmy byli w ciągłym stanie strachu, że nie przeżyjemy. Dlaczego ten świat jest taki zwariowany i szalony, dlaczego jest odwrócony do góry nogami? Ktoś powie, że to wszystko są przypadki co się wydarza na świecie. Niestety jest to kalkulowane na zimno by tak to wyglądało. W tej konspiracji jest wiele poziomów wtajemniczenia. Są czarne garnitury, które manipulują tym do pewnego stopnia, ale są tylko tymi, którzy to rozgrywają jak w jakiejś grze. Sięga to o wiele głębiej.

   Powodem dla którego jesteśmy zmieszani gdy chodzi o świat i wszystko co w nim jest jest to, że nie mamy koordynatów. Nie wiemy jak zobaczyć rzeczy, które do siebie pasują. Płyniesz np. statkiem do określonego punktu i nagle pojawia się gęsta mgła. Może Ci się wydawać, że płyniesz w złym kierunku, a dlaczego? Nie masz koordynatów, które nadałyby sens, że płyniesz prawidłowo. Nagle jednak mgła ustępuje i widzisz, że jednak płyniesz prosto do celu. To jest taka symbolika do tego jak to wszystko działa na świecie. Nie masz koordynatów to jesteś w takiej mgle, a jeżeli je masz wtedy dopiero widzisz co się dzieje lub co się wydarzyło i staje się to oczywiste gdy połączysz te kropki.

  Kim jesteśmy? To jest kluczowe pytanie, którego większość sobie nie zadaje. Żyję prawdziwym życiem, muszę iść do pracy, żeby zarobić na życie. Ale kim jesteś? To tylko bzdury, cieszę się, że żyję. Bez tej wiedzy, tego koordynatu, nie zrozumiemy kluczowej części naszego udziału w tym życiu. Jesteśmy świadomością. Nie jesteśmy ciałem o którym myślimy, że nim jesteśmy. Ideą tego, żebyśmy myśleli, że jesteśmy tylko ciałem, jest umieszczenie nas w skorupach świadomości. Jeśli nie zrozumiemy, że jesteśmy świadomością, to nie będziemy rozumieli rzeczywistości, tego kim jesteśmy i rozmiaru tego. Tylko wtedy, kiedy dowiemy się kim jesteśmy, możemy poznać wolność. Jeżeli nie znamy natury rzeczywistości, tego kim jesteśmy i naszego udziału w niej jak możemy zrozumieć świat, jeśli nie rozumiemy rzeczywistości, która jest Światem. Dlatego jesteśmy zmieszani. Minister propagandy Goebbels powiedział : "Przez to staje się niezmiernie ważnym dla Państwa by użyło wszystkich swych sił, by przycisnąć dysydentów, ponieważ prawda jest śmiertelnym wrogiem kłamstwa i dlatego przez jej rozszerzenie prawda staje się największym wrogiem Państwa. Prawda, która jest najbardziej uciskana jest taka, że wszystko jest iluzją. Fizyczny świat jest holograficzną projekcją. Jest to iluzja fizyczności, iluzja solidności, ponieważ jesteśmy świadomością. Bardzo łatwo jest oszukać umysł - mózg, by postrzegał rzeczywistość w sposób w jaki to nie wygląda. Jest gościu, który rysuje obrazy na płaskich chodnikach, a jednak mózg odczytuje je jako trójwymiarowe. Dekodujemy rzeczywistość i to jak ją dekodujemy decyduje o rzeczywistości, której doświadczamy. To jest główny punkt do zrozumienia. Einstein powiedział, że rzeczywistość jest iluzją, aczkolwiek natarczywą. Myślimy, że jesteśmy fizycznymi ciałami i właśnie tym jesteśmy, bo tak myślimy. Otóż tak nie jest. Jesteśmy tym czego doświadczamy. Jest w nas wiele wielopoziomowych wymiarów. Ten jest jednym z nich, wymiar, który pozwala nam doświadczać tej rzeczywistości. Jeżeli chcesz coś podnieść to twoja świadomość tego nie zrobi, bo wibruje za szybko i nie jest dopasowana do zasięgu częstotliwości tego. Przybierasz więc zewnętrzną powłokę, która operuje w zasięgu częstotliwości tej rzeczy, której chcesz doświadczyć i dzięki powłoce cielesnej możesz współdziałać z tą rzeczą, czyli ją podnieść. Jesteśmy świadomością pracującą poprzez fizyczne ciała. Całe życie jest świadomością, energią poruszającą holograficzne formy nie wyłączając planet i wszystkiego co istnieje. Ludzkie ciało jest swego rodzaju teleskopem, który pozwala świadomości doświadczyć tej rzeczywistości. Rzeczywistość widocznego oddzielenia. Tyle, że to nie jest całość tego kim jesteśmy. Świadomość i ciało współdziałają podczas doświadczania tej rzeczywistości, ale ciało nie jest tym kim jesteśmy. Pole energetyczne, które nazywamy aurą to energia wychodząca z czubka głowy na zewnątrz i w odwrotnym kierunku. Jest to jak elektryczne wyładowanie energii idące poprzez ciało, które wyrzuca to pole elektromagnetyczne, które nazywamy aurą. Kiedy puszczasz napięcie przez przewód elektryczny wyrzuca on też pole elektromagnetyczne. To samo dzieje się z nami i tak samo dzieje się z Ziemią, ponieważ wszystko jest odbiciem wszystkiego innego i działa w ten sam sposób. Kombinacja genetyki ciała i pól elektromagnetycznych to CIAŁO-ŚWIADOMOŚĆ. Mamy więc wybór by połączyć poziom ciała-świadomości naszego doświadczania z wielką nieskończonością wszystkiego co jest. Możemy mieć dostęp do ogromnie rozszerzonego poziomu świadomości i percepcji i dostrzegać to czego nie możemy zobaczyć gdy tkwimy w rzeczywistości ciała. Jeżeli jednak tkwimy w skorupie ciało-świadomość i izolujemy się w tym to nasz poziom rzeczywistości, percepcji i tego co możemy postrzegać i do czego możemy rozszerzyć nasz umysł dla zrozumienia jest ogromnie przytłumione. Nasze pole auryczne jest zamknięte w tej skorupie postrzegania. Ludzie, którzy są nieskończoną świadomością działają tylko z poziomu ciała i zmysłów i o to chodzi manipulatorom. O maksymalne zamknięcie świadomości tego kim jesteśmy. Wtedy nie jesteśmy połączeni z czymś poza nami, nie mamy wewnętrznej inspiracji, intuicyjnej wiedzy stamtąd, czyli z nieskończonej świadomości. Wtedy nas mają w garści, bo patrzymy by ustalić kim jesteśmy i co się dzieje na zewnątrz przez oczy i uszy. Te informacje, które pobieramy tylko oczami i uszami kontroluje ten kto kontroluje media, edukację itd. O to im właśnie chodzi. Tylko w ten sposób mogą nas programować i manipulować. Ciało to tak jakby kosmiczny skafander. To tak jakby astronauta w Kosmosie myślał, że jest swoim skafandrem, a nie jest. Powstałby wtedy chaos i taki chaos mamy na Ziemi, bo myślimy, że jesteśmy swoimi skafandrami. Wtedy też mamy rasizm, bo jestem lepszy od Ciebie, bo mój skafander ma inny kolor. Niedorzeczne. Tyle, że co tu się dziwić jak jest to poza krawędzią ludzkiej wiedzy. Jesteśmy świadomością działającą poprzez ciało. Zobaczcie na martw ciało... Przecież tam nie ma żadnego życia, jest wręcz odpychające. Najlepiej wtedy spojrzeć na zdjęcie tej osoby żywej i porównać. Na zdjęciu ciało pełne energii, iskry, a w trumnie martwe. Takie dwa obrazy tej samej osoby. Wtedy rozumiemy czym jest życie, czym jest świadomość, ponieważ osoba na zdjęciu byla żywa, a drugi obraz to ta osoba martwa. Jesteśmy świadomością, ale zgubiliśmy się i identyfikujemy to kim jesteśmy z naszym ciałem. To poważnie zaburzyło zmysły naszego postrzegania i poprzez to naszą zdolność do bycia wolnymi. Energia, czy też rzeczywistość, której doświadczamy, którą widzimy naszymi oczami jest tylko zasięgiem częstotliwości, jest tylko tym i jest maleńka w całości w świetle widzialnym. Widmo elektromagnetyczne to 0.005% znanej energi istniejącej we wszechświecie, a więc 0,005% widzialnego światła to tylko częstotliwość, które nasze oczy mogą dekodować w tą rzeczywistość. Jest ułamkiem tego. Jesteśmy więc w zasadzie wizualnie ślepi w znaczeniu tego co istnieje w tej samej przestrzeni, której doświadczamy. To tylko stacja telewizji holograficznej, którą doświadczamy.

MOJA KARIERA BIEGACZA 9
Autor: rasmarsom | Kategorie: Sport 
13 marca 2024, 19:21

12/07/2014 rok STARE OBJEZIERZE 10 km

   Po czerwcu, w którym walczyłem o przetrwanie na dwóch biegach przyszedł lipiec i same miłe zawody. Na kameralnym biegu w Starym Objezierzu nie mogło nas zabraknąć. Tego dnia byłem naprawdę szybki i czułem się świetnie. 46:57 to jak na mnie fantastyczny czas. Jeden z lepszych w mojej karierze na 10 kilometrów. Na tej samej trasie rok wcześniej miałem czas aż o 3 minuty gorszy, ale wtedy miałem zajechane mięśnie. Była też moja koleżanka i wyprzedziła mnie niewiele, a Samuraj tym razem był jeszcze szybszy i wyprzedził mnie o 8 sekund, czyli klasyka, że przeważnie bardzo blisko siebie byliśmy.

19/07/2014 rok WAŁCZ 10 km

   Potem wybraliśmy się do Wałcza na bardzo fajne zawody. Wałecki bieg filmowy i bardzo dużo zawodników fajnie poprzebieranych w stroje z bajek czy filmów. Zastanawiałem się jak w niektórych strojach można biec, ale było bardzo kolorowo. Pamiętam też długi mostek, który bardzo się bujał. Ciekawe doznanie bardzo. Mój czas to 49:36 i tym razem to ja wyprzedziłem Samuraja o 15 sekund.

26/07/2014 rok MORYŃ 12.600 km

   W Moryniu również nie mogło nas zabraknąć. Cudowna i urokliwa miejscowość, w której można się zakochać. Mój czas to 1:01:15. Także lipiec był bardzo spokojny. Krótkie biegi w bardzo fajnych miejscach. Świetna zabawa no i w Starym Objezierzu poleciałem naprawdę szybko, więc wysoka forma była nadal.

03/08/2014 rok PÓŁMARATON NOTECKI

  Drugi rok z rzędu pojawiłem się na tym półmaratonie, ale czas miałem słaby, bo 1:58:33. Powoli myślami byłem przy maratonie we Wrocławiu we wrześniu. Ten rok pokazał mi na co mnie stać więc miałem jeden cel na Wrocław. Pobić życiówkę, a może nawet zejść poniżej 4 godzin. Nie wszystko jednak zależy od nas. Czułem się jednak coraz mocniejszy.

23.08.2014 rok BIEG SZLAKIEM DZIKA POLICE 10 km

   Bardzo fajny bieg i ciężki, bo w terenie. Jak jednak widzę po zdjęciach, to na metę wpadłem z jakąś dziewczyną, którą poznałem na trasie, czyli świetnie się bawiłem. Czas to 56:06. Widzę jednak, że sam bieg nie był dla mnie aż tak ważny. Postanowiłem się świetnie bawić.

31/08/2014 rok PÓŁMARATON GRYFA SZCZECIN

   Tego startu nie zapomnę również nigdy. Oczywiście była moja koleżanka i dostałem kolejny znak, który mnie totalnie zaskoczył. Czy ja byłem wtedy naprawdę aż taki głupi i ślepy? Tak czy owak tak mnie to zbudowało i dodatkowo powiedziała mi, żebym spróbował biec od początku mocno. Jak już wiecie działała na mnie więc po prostu przestawiła mój umysł na pstryk. Pomyślałem, że zrobię tak i zobaczymy co z tego wyjdzie. Pogoda była świetna, ja byłem w dobrej formie więc dlaczego nie pójść od początku na około 5 minut na kilometr. Dzięki niej nabrałem odwagi i leciałem jak na skrzydłach. Myślę, że poniósł mnie też ten znak, który otrzymałem przed startem. To myślę, że miało niebagatelny wpływ. Jeżeli dostajesz niespodziewany dowód sympatii to unosisz się nad ziemią. Poza tym przecież rok wcześniej przed tym biegiem poznaliśmy się. Taka rocznica znajomości. To był mój najlepszy półmaraton w życiu. Trzeba wziąć poprawkę, że organizatorzy zaliczyli niezłą wtopę. Bieg był krótszy o około 600 metrów. Nie zmienia to faktu, że i tak bym miał życiówkę. Uzyskałem czas 1:45:16, więc tak czy owak zszedłbym poniżej 1:48:00 spokojnie. Gdyby nie koleżanka to bym w życiu tak szybko nie pobiegł. Jakby wyczuła, że jestem w stanie trzymać tempo na 5:00 na kilometr. Tak też było. Na 10 kilometrze miałem czas 50 minut z groszami. Dostałem od niej skrzydła więc leciałem na nich. Słabnąć zacząłem bodajże dopiero 2 kiilometry przed metą. Byłem tego dnia w sztosie. Kobiety potrafią czynić cuda i ja to wiem. Genialny mój bieg i na dodatek za 2 tygodnie czekał mnie maraton we Wrocławiu. Nie mogłem nie myśleć o życiówce. Pamiętam, że w sierpniu zrobiłem sobie bieg na 30 kilometrów, potem ten genialny półmaraton w Szczecinie. Wszystko wskazywało, że jestem gotowy na czas około 4 godzin na maratonie. Koleżanka chciała natomiast zadebiutować w Poznaniu w październiku na maratonie. W tym okresie dużo rozmawialiśmy przez telefon i mailowaliśmy. Ja jednak już wiedziałem z czym się je maraton. Ona jeszcze nie. Na dodatek Poznań też miałem w planach, więc tam mieliśmy się znów spotkać. Jak się okazało po raz ostatni... Znaczy się nic się nie stało. Ja żyję i ona też. Ja biegam nadal, ale już na zawodach nie, a ona szaleje dalej na zawodach. Piszę tu o tamtym ponad roku, kiedy to życie pisało ciekawy scenariusz, jeżeli chodzi o nasze spotkania na zawodach. Nie wiem czy miałem szanse, ale na pewno nie byłem bez szans. Szkoda, że nie przekonałem się o tym. Po półmaratonie miałem dziwne odczucie. Zobaczyłem ją jak rozmawiała gdzieś dalej z jakimś chłopakiem i poczułem zazdrość. Mimo super startu, mimo miłego przywitania z nią, mimo, że mnie nastawiła fajnie na bieg to wracałem z poczuciem jakbym coś stracił albo kogoś bardziej. Bardzo dziwne uczucie. Jak jednak dostajesz znaki i szansę to walcz o miłość jak Wojownik. Tego mi zabrakło wtedy... Czasem nie warto się usuwać w cień i poddawać i myśleć, że ta kobieta nie jest dla mnie, ale dla kogoś innego lepszego, a ja mogę tylko czerpać garściami z chwil, kiedy byłem blisko niej.

14/09/2014 rok MARATON WROCŁAW

  Tak czy owak rozmyślania o koleżance odłożyłem na potem. We Wrocławiu bardzo chciałem pobiec szybko. Niestety pokonała mnie pogoda. Było za gorąco jak na maraton i wiedziałem po 10 kilometrach, że nic z tego nie będzie. Pisałem już o tym jak czekaliśmy na wszystkich uczestników i o tym, że 10 kilometrów biegłem z miłą kobietą, bo nudziło mi się i chciałem pogadać sobie. Wrażenia bardzo pozytywne miałem, ale żałowałem, że będąc wtedy w wysokiej formie nie mogłem tego wykorzystać. Czasami wszystko ciebie prowadzi do dokonania czegoś wielkiego dla siebie, ale natury nie przeskoczysz. We wrześniu też zdarzają się wysokie temperatury. To był mój jednak już 4 maraton w przeciagu roku, więc szalałem na maxa. Okazało się, że 2014 rok był lepszy niż 2013. Oczywiście wiedziałem, że za miesiąc biegnę w Poznaniu i przecież tam mogę powalczyć o życiówkę, bo temperatury w październiku są idealne na maraton. Myślałem wtedy, że co się odwlecze to nie uciecze. Jeżeli czujesz się w życiowej formie to trzeba to po prostu wykorzystać. Ja się tak czułem. Poznań jednak jak się okazało napisał inną historię, a w zasadzie choroba na tydzień przed. Wrocław mnie pokonał temperaturą powietrza za wysoką, a w Poznaniu po chorobie byłem za bardzo osłabiony. W kwietniu w Dębnie nie miałem żadnych oczekiwań i walnąłem 4:10. Widocznie czasami jak za bardzo czegoś chcesz to stają na drodze jakieś przeszkody.

MOJA KARIERA BIEGACZA 8
Autor: rasmarsom | Kategorie: Sport 
12 marca 2024, 16:32

   Po maratonie w Dębnie miałem 3 tygodnie przerwy od zawodów. W marcu przecież pobiłem życiówki i na 5 kilometrów i na 8 oraz na 15 kilometrów, a zwieńczyłem to maratonem gdzie też padła moja życiówka, ale o tym przekonałem się dopiero w późniejszej części sezonu. Początek 2014 roku wprost wyśmienity. Ciężko, żebym sobie nawet wymarzył coś takiego. Lepiej tego nie można było zacząć.

26.04.2014 rok GOZDOWICE 12 kilometrów

   Bardzo miły i kameralny bieg i znów spotkanie z koleżanką po długim czasie. Nie pamiętałem tego, ale zdjęcia z nią uświadomiły mi to. W jej towarzystwie czułem się fantastycznie. Są takie kobiety w których towarzystwie czujesz się lepszy niż sam siebie postrzegasz. Z perspektywy czasu szkoda, że nie mieszkaliśmy w tej samej miejscowości. Może dlatego nie czyniłem żadnych kroków i cieszyłem się za każdym razem jak się spotykaliśmy na zawodach. Może byłem zbyt nieśmiały, a szkoda, a może czasem jest tak, że lepiej się oszukiwać. Myślisz sobie, że jest fajnie razem i miło, ale na coś więcej nie masz szans. Po co burzyć znajomość nawet jak czujesz coś więcej. Jakbym się jednak zdobył na odwagę to chociaż bym wiedział o co chodzi. Czas to 58:02 więc całkiem całkiem. Na zawodach umiałem iść na całość, ryzykować, mieć odwagę, a w życiu jednak już taki pewny siebie nie byłem. To samo tyczyło sie kobiet. Znaczy nie miałem problemu nigdy w kontaktach z kobietami. To mi przychodziło naturalnie, ale chodzi mi, że jak coś czujesz to nie zostawiaj tego losowi. Dostajesz jakieś znaki to idź za ciosem nawet jak okaże się, że nic z tego. Ja nie spróbowałem więc mogę tylko snuć domysły. Tak czy owak wiem, że ciągnęło nas do siebie. Wspominając zawody i oglądając fotki mogę to dokładnie zobaczyć po latach. Nie ma przypadków, lecz jak nie ryzykujesz nie pijesz szampana.

1.05.2014 rok RESKO 10 kilometrów

  W poprzednim roku dwa razy startowałem dzień po dniu. Raz były to dwa biegi po 5 kilometrów, a za drugim razem 5 kilometrów i nazajutrz 10. W 2014 roku postanowiliśmy, że polecimy sobie dwie dyszki z jednym dniem przerwy. Z Reska pamiętam, że był to bieg w terenie i finisz z Samurajem. Miałem czas 50:04, a on był za mną 3 sekundy. To było dość częste u nas. Jakbym przeanalizował wszystkie starty to by wyszło pewnie, że zawsze dzieliło nas niewiele. Raz on był lepszy, raz ja. Czasem dochodziło do walki na finiszu.

03.05.2014 rok BIEG TRANSGRANICZNY 12,2 kilometra

Po Resku obowiązkowy był start u nas w mieście. Czas 58:37, czyli lepszy niż rok wcześniej o blisko 2 minuty. Niestety nic mi się nie wbiło w pamięć jeżeli chodzi o te zawody. Najbardziej byłem ciekawy jak mi się będzie biegło, bo przecież dwa dni wcześniej lecieliśmy Resko. Okazuje się, że można startować nawet dzień po dniu. Po maratonie to są takie kolejne wyzwania. Dopóki nie pokonasz maratonu to wydaje ci się, że półmaraton to bardzo długi bieg. Potem takie biegi 10 czy 12 kilometrowe są jak jakiś żart. Inaczej to odczuwasz, inaczej postrzegasz. Perspektywa postrzegania biegania kompletnie się zmienia.

17.05.2014 rok MYŚLIBÓRZ 10 kilometrów

  Nadszedł kolejny czas testów i sprawdzania swojej wytrzymałości. Po maratonie nie było dla mnie rzeczy niemożliwych więc szukałem ciekawych wyzwań. W Myśliborzu poleciałem 10 kilometrów w czasie 48:24, a więc szybko jak na mnie, ale nazajutrz wybrałem się na półmaraton. Takiego czegoś jeszcze nie praktykowałem.

18.05.2014 rok TARNOWO PODGÓRNE PÓŁMARATON

   Okazało się, że ta dwudniówka wyszła bardzo dobrze. W Myśliborzu się nie oszczędzałem i w Tarnowie też nie. Miałem czas 1:53:19 więc o prawie 2 i pół minuty szybciej niż rok wcześniej. Na dodatek mam z tego biegu fajny plecak. Jak jest forma i czujesz moc, to nawet można mocno wystartować dzień po dniu, co rok temu nawet by mi nie przeszło przez myśl.

25.05.2014 rok SIADŁO DOLNE 11 kilometrów

  Bieg z tego co pamiętam to w terenie i bardzo tam sympatycznie było. Koło 200 osób i byłem 51. Czas 53:19. Trzymałem wysoką formę od początku marca. W czerwcu mnie czekał kolejny maraton. Ciężko, żebym po Dębnie sobie odpuścił kolejny maraton. Tym bardziej, że nic mi nie dolegało i czułem się świetnie.

08.06.2014 rok PÓŁMARATON GRODZISK

   Jest wiele zawodów z których po wielu latach nie pamiętasz nic. Tego półmaratonu nie zapomnę z pewnością. Wrył mi się pamięć bardzo mocno jako jeden z najcięższych biegów pod względem temperatury powietrza. Było tak gorąco, że większość uczestników siedziała w cieniu i nawet nie truchtała przed biegiem. Ponad 2000 osób. Ja pamiętam, że troszkę potruchtałem w pełnym słońcu, ale szybko stwierdziłem, że zdążę w takim upale "umrzeć" na trasie. Wiadomo, że jak jest lato to jest też gorąco. Wiele takich biegów zaliczyłem, ale tutaj to było piekło. Bufety z wodą były bardzo często, były nawet baseny strażackie. Ludzie wskakiwali cali, żeby poczuć ochłodę. Ja oblewałem się cały i po 500 metrach byłem suchy jak wiór. Nigdy wcześniej ani później nie widziałem tylu ludzi nieprzytomnych. Leżeli na chodnikach, karetki bez przerwy jeździły na sygnale. Na szczęście nikt nie zmarł tam, ale to pokazywało, że warunki były piekielne. Przysłowiowy "trup ścielał się gęsto". Pierwszy raz w życiu i jedyny musiałem stanąć na półmaratonie i przejść do marszobiegu. Pamiętam, że to był jakiś 15 kilometr kiedy zdałem sobie sprawę, że nie ma sensu ryzykować omdlenia. 1:59:17 to mój czas, ale to nie miało tego dnia znaczenia. To była jakaś chora walka o przetrwanie. Godzinę czasu po biegu dochodziłem do siebie. Mogłem tylko przyjmować płyny. Dobrze, że piwo dawali za darmo, ale rozeszło się bardzo szybko. Biega się każdych warunkach i myślę, że każdy biegacz przeżył chociażby trening w dużym upale. Nie jest to mądre i rozsądne i te zawody takie były. Ciężko coś takiego odwołać jak staje na starcie 2000 osób. Nawet w głowie nie mogę sobie przypomnieć takiego upału na treningu. Nie chodzi nawet ile stopni było, ale to było bardzo suche powietrze i pełne słońce. Suszarnia po prostu. Wiadomo, że latem najważniejsza jest wilgotność powietrza. Mówią, że tam jest tak podobno co roku. Ja już tego nie miałem okazji sprawdzić.

22.06.2014 rok MARATON LĘBORK

   Tak to ciekawie się toczyło w tym 2014 roku, że początek był kosmiczny i życiówki w marcu, potem maraton Dębno, a potem różne starty wliczając w to weekend z dyszką i półmaratonem. Czerwiec natomiast to były biegi na przetrwanie. Do czerwca to w zasadzie była zabawa, ale najpierw Grodzisk i potworny upał, a potem maraton w Lęborku, gdzie biegłem na samej wodzie. Taki test dla mnie ile może znieść mój organizm. Okazało się, że bardzo dużo na tamten czas. Jest to oczywiście złudne myślenie, że nic ciebie nie pokona. Po czerwcu jednak czułem, że nic mnie nie jest w stanie pokonać. Żadne ciężkie warunki ani przeszkody w postaci upału czy braku pożywienia na maratonie. Człowiek jest w stanie znieść więcej niż się wydaje. Takie mordercze biegi to pokazały mi. Kolejne przesuwanie granic wytrzymałości ludzkiej.

27.06.2014 rok KRÓTKA NOC KLUBU BIEGACZA 7 kilometrów

   Ten morderczy miesiąc zakończył się spotkaniem corocznym grupy Hermes. Najważniejsze, że była znów ona. Z nią przecież biegłem pierwszy półmaraton, wygrałem bieg Zakochanych i tego dnia całą trasę pokonaliśmy razem. Jeżeli chciałem się przekonać o co chodzi między nami to nie było ani wcześniej ani później lepszego momentu. Zdarzyło się coś co można śmiało nazwać znakiem. Nie napiszę dokładnie co, ale byłem bardzo zaskoczony i to bardzo miło. Wszechświat dawał mi tyle znaków, a ja głupi nie sprawdziłem tego. Coś jak w tym kawale, że koleś prosi Boga, żeby wygrał milion w totolotka, a Bóg do niego mówi weź może wyślij kupon. Ja tak się zachowywałem właśnie. Szukałem w głębi duszy miłości, fajnej dziewczyny, a jak była blisko to nic nie robiłem, żeby się przekonać czy to tylko fajna znajomość czy coś więcej... Nie wysłałem przysłowiowego kuponu...