MOJA KARIERA BIEGACZA 10


Autor: rasmarsom | Kategorie: Sport 
15 marca 2024, 20:58

12/10/2014 rok MARATON POZNAŃ

Po Wrocławiu następnym startem był maraton w Poznaniu. Robiłem wszystko, żeby podtrzymać wysoką formę na treningach i czułem, że w Poznaniu mogę pobiec życiówkę. Przeziębienie przekreśliło jednak moje plany. Nie zdążyłem się wykurować i w zasadzie myślałem tylko czy warto biec przy takim osłabieniu. Mówią, że przy wysokiej formie łatwo można złapać infekcję. Moim celem było tylko to przebiec. Oczywiście ostatni raz spotkałem koleżankę. Myślę, że mailowo czy telefonicznie wsparłem ją mentalnie na tyle, że wiedziałem, że da radę. Spotkaliśmy się wieczorem przed maratonem w jakimś lasku. W dniu startu powiedziałem jej, że spotkamy się na trasie. Byłem z nią na pierwszym półmaratonie, byłem też na jej pierwszym maratonie i tak to się spięło klamrą. Chyba bardziej wierzyłem w przeznaczenie, że wśród 2000 osób gdzieś ją spotkam na trasie, a jednak tak się stało. Czy wtedy wiedziałem, że już się nie spotkamy z różnych przyczyn? Czy wtedy już ostatecznie stwierdziłem, że było fajnie, że było mnóstwo przygód, że było jakieś przyciąganie, ale, że nic więcej nie będzie? Czy teraz po latach reagowałbym inaczej? Z pewnością tak, ale ważne jest co się dzieje w danym momencie. Widocznie nie wiedziałem jak się do tego zabrać, a szkoda. Jak sobie poukładasz w głowie, że nie masz szans, bo nie z tej samej miejscowości, bo ona kogoś ma, bo wielu facetów się kręciło koło niej to jesteś na przegranej pozycji z góry. Sam siebie mimo znaków spychasz gdzieś w cień i uznajesz, że ma być tak jak jest. Tak czy owak najradośniejszy moment dla mnie na tym maratonie było spotkanie z nią gdzieś po 30 kilometrze. Moje plany sportowe się nie powiodły, ale przebiegłem 5 maratonów w rok. To też spory sukces.

25.10.2014 rok LOVE RUN ZATOŃ DOLNA 5,5km

Pojawiłem się też na Biegu Miłości. I wkradła się pomyłka z pamięcią moją. Na całe szczęście mam zdjęcia i to właśnie tego dnia postanowiłem prowadzić od startu. Wydawało mi się, że to było rok wcześniej. Jako zwycięzca z poprzedniego roku co prawda w parach chciałem coś zrobić wyjątkowego. Dzięki temu mam zdjęcia na których widać, że prowadzę od startu. Długo to nie trwało, ale pamiątka jest. Nie zapomnę miny tego chłopaka co biegł kolo mnie jakieś może 300 metrów. On naprawdę myślał, że jestem jego godnym rywalem w walce o zwycięstwo. Szybko dałem mu się zorientować, że nie walczę o wysokie miejsce.

   To był kolejny bardzo intensywny rok startów. Do końca roku nie wystartowałem już nigdzie. Doświadczeni koledzy mówili mi w listopadzie, żebym zrobił sobie odpoczynek od biegania tak na miesiąc. Oni wiedzieli coś czego ja nie wiedziałem. I faktycznie pamiętam jak wyszedłem na trening i poczułem przesyt i zmęczenie. Poczułem, że zachowuję się jak zawodowy biegacz. Straciłem gdzieś radość z biegania po drodze. Chyba faktycznie te dwa lata intensywnych startów zrobiły swoje, a przecież w 2014 roku pokonałem 4 maratony. Wyrzuciłem więc mp3 i stoper i następny trening zrobiłem w lesie gdzie zaczynałem. Po prostu ja, las i bieg dla samego biegu. Musiałem sobie odpowiedzieć na pytanie czy biegam, bo to kocham czy biegam po to, żeby startować na zawodach. Dziwne, ale poczułem, że coś się skończyło. Nie miałem ciśnienia na zawody. Zamknąłem pewien rozdział mojego życia. Chciałem to wszystko poznać, chciałem przebiec maraton chociaż jeden. Uznałem, że to mi wystarczy.

03.05.2015 rok BIEG TRANSGRANICZNY 10 km

W 2015 roku wystartowałem tylko na dwóch zawodach. Dwóch bardzo ważnych dla mnie, ponieważ na Biegu Transgranicznym debiutowałem w 2012 roku. 55:07 to mój czas więc widać, że nie miałem już parcia na bieganie typowo na czas. Biegałem dalej sobie oczywiście regularnie, ale bez żadnych oczekiwań co do czasów. Tak jakbym się wypalił. Może po prostu już tego nie potrzebowałem. Życie to jest doświadczanie i widocznie tyle miałem przeżyć i przygód przez ponad 2 lata, że nasyciłem się tym.

20.06.2015 rok BIEG O BŁĘKITNĄ WSTĘGĘ STARGARD 10 km

Wystartowałem też w Stargardzie, bo przecież tutaj ustanowiłem swój rekord życiowy na 10 kilometrów. W 2012 roku miałem tu czas 45:09, a 3 lata później 53 minuty. Widać więc, że luźno podchodziłem już do biegania. Oczywiście czas 53 minuty to nie jest jakiś dramat, ale regularnie na 10 kilometrów schodziłem poniżej 50 minut.

28.03.2016 rok BIEG DO PUSTEGO GROBU NOWA SÓL 10 km

W 2015 roku odszedłem również z klubu Hermes. Uznałem, że tak wtedy będzie najlepiej. Poznałem dziewczynę, bo w trakcie kariery amatorskiej marzyłem o miłości, koleżanka była blisko mnie na zawodach, ale czegoś mi zabrakło. Może to nie był czas wtedy na miłość? Nie wiem. Wiem, że poznałem dziewczynę i przestałem w ogóle biegać. Niosły mnie skrzydła miłości. Chciałem chociaż raz w życiu przeżyć taką miłość jak z filmu romantycznego. Udało mi się. Wymarzyłem sobie to i długo było naprawdę cudownie. Wilka jednak ciągnie do lasu i mimo, że w ogóle nie biegałem to wpadł mi pomysł wyjazdu na zawody w Wielkanoc. Pamiętam, że zrobiłem tylko 4 treningi w 2 tygodnie. Każdy miał 10 kilometrów długości. Nie wiedziałem na co mnie stać. Wtedy nie biegałem z pół roku bodajże. W Nowej Soli miałem czas 55:32 więc i tak nieźle, ale nie o to chodziło. Chciałem znów poczuć tę atmosferę zawodów i było super. Paradoksalnie wtedy paliłem tytoń. Po 5 latach bez palenia wróciłem do nałogu. To był mój ostatni start w życiu na zawodach jak do tej pory. Jeżeli chodzi o bieganie to po utracie dziewczyny po pół roku masakry emocjonalnej wróciłem do biegania i biegam do dziś z małymi dwoma czy trzema przerwami spowodowanymi kontuzjami drobnymi. To jednak były przerwy dwu albo trzytygodniowe jak teraz obecnie. Nie wyobrażam sobie życia bez biegania. Nie mam już żadnych ciśnień na określony czas, nieważne czy przebiegnę 5 czy 8 czy 10 czy 15 kilometrów. Po prostu biegam, mam swoje trasy, swój rytm. Po wielu latach mogłem sprawdzić jak biega ekipa mojego dawnego klubu i nadal są szybcy. Zdecydowanie szybsi ode mnie. Jeden z kolegów za chwilę będzie miał na koncie 100 maratonów, ale on biega sam, bo tak lubi. Zresztą ja też co nie przeszkadza w tym, żeby od czasu do czasu pobiegać razem. Tempo mamy podobne. Tak samo z Samurajem, bo przecież zawsze na zawodach byliśmy blisko siebie. Jakaś taka symbolika, bo to nie do końca jego wina, że biega wolniej. Pewnie ja też nie robię tyle, żeby biegać szybciej.

   Co do 2014 roku to okazało się, że był tak samo intensywny jak 2013 tyle, że spodobały mi się maratony. Dębno, Lębork, Wrocław i Poznań to miejsca gdzie spełniałem się jako maratończyk. Czułem, że w 2014 roku jestem lepszym biegaczem i szybszym. Marzec i maraton w Dębnie nastawiły mnie bardzo pozytywnie na cały sezon. Życiówka na 15 kilometrów w Kołobrzegu, czyli 1:13:41. Życiówka na 8 km, czyli 36:32 i życiówka na 5 kilmetrów, czyli 23:59. Zaowocowało to życiówką w kwietniu w Dębnie na maratonie, czyli 4:10. Nie zapomnę też oczywiście morderczego czerwca. Dwa biegi na ludzką wytrzymałość. Najpierw upał na półmaratonie w Grodzisku, a potem maraton na samej wodzie w Lęborku. Półmaraton Gryfa w Szczecinie był wyjątkowy ze względu na to, że to była rocznica poznania koleżanki i że dzięki niej leciałem jak torpeda. Oczywiście w moich wspomnieniach przewija się ona i w 2014 roku nie było inaczej. Jak to pięknie pisał Paulo Coelho, że Wojownik bez miłości nie jest spełnionym Wojownikiem. Tak właśnie się czułem. Tego mi brakowało wtedy do pełni szczęścia. Dlaczego to wszystko spisałem tak po kronikarsku? Pierwszy powód to to, że przytrafiła mi się kontuzja i nie mogłem biegać, więc postanowiłem powspominać. Drugi powód to to, że chciałem się przekonać ile pamiętam z tego wszystkiego. Trzeci to taki, że już dawno temu chciałem przez to przejść jeszcze raz po latach i odgrzebać w pamięci co się da. Pewnie jeszcze raz podsumuję to wszystko statystycznie i tak zbiorczo. Zrobiłem to wszystko nienawidząc kiedyś biegania. Zrobiłem to wszystko, bo chciałem poczuć na własnej skórze jak żyje sportowiec zawodowy. Udało mi się to. Spełniłem swoje marzenie. Pamiętajcie, że jeżeli macie marzenia w głębi duszy to nie porzucajcie ich nigdy. Czas na ich realizację przychodzi w niespodziewanym momencie. Jeżeli przestajesz marzyć, wierzyć i mieć nadzieję to w zasadzie "umarłeś" za życia. Ja na szczęście biegam dalej. Nawet dziś biegałem. Czy wystartuję jeszcze na zawodach? Nie wiem. Czy pobiegnę maraton? Nie wiem. Ja to prostu wszystko już przeżyłem więc nic nie muszę, ale mogę chcieć. Jeżeli masz jakiekolwiek marzenie uruchom je i zacznij realizować wtedy kiedy poczujesz, że to jest ten czas. Ja wiedziałem i czułem kiedy miałem ten czas i wszystko się działo jakby samo. Wszechświat i ludzie pomogą ci w tym, ale musisz być pewny, że tego chcesz na 100 procent. Wiem jak wygląda życie jak marzenia masz ukryte gdzieś głęboko w duszy i są zakurzone i zapomniane i nie masz siły, żeby je realizować i wiem też co się dzieje jak zaczynasz prawdziwie marzyć i to realizujesz. Wtedy jest po prostu PIĘKNIE.

 

 

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz