MUNDIAL ZA NAMI, ALE PRZECIEŻ ŻYCIE SPORTOWE...


Autor: rasmarsom
Tagi: piłka nożna   mundial   mistrzostwa świata   tenis ziemny   lekkoatletyka  
19 lipca 2018, 11:23

   XXI Mundial przeszedł do historii. Teraz już tylko zostaną wspomnienia, które stopniowo się będą zacierać. Zapamiętamy najlepsze spotkania, najbardziej emocjonujące. Zapamiętamy wielkich przegranych i wielkich wygranych... Pewnie pokuszę się o jakieś podsumowanie dopóki wszystko to jest świeże w głowie i pamięci. Zawsze po takiej wielkiej imprezie jest uczucie pustki. Coś takiego jak po Igrzyskach Olimpijskich... Kończy się największe wydarzenie sportowe rozpalające wyobraźnię milionów kibiców na całym świecie. Tyle, że życie sportowe nie znosi pustki i ona zostanie szybko wypełniona kolejnymi emocjami i wydarzeniami. Ach... Pierwsze mistrzostwa świata jakie pamiętam to 1990 rok... Wczoraj znalazłem w moim archiwum wycinki z Przeglądu Sportowego. Moją pasję zacząłem właśnie od tych mistrzostw. Miałem 10 lat... Potem prowadzone zeszyty z wynikami, wielogodzinne oglądanie Eurosportu, ARD i ZDF... Uczyłem się sportu po angielsku i niemiecku. Teraz to mamy raj. Pełno kanałów sportowych, internet, wszystko można znaleźć w kilka sekund. Wtedy to był czas gazet. Sporo tego mam. Wszystko co najważniejsze zbierałem. Do tego około 30. zeszytów z wynikami, potem z lenistwa już tylko wycinki z Przeglądu Sportowego:)) Z czasem zbieranie tylko gazet w czasie trwania Igrzysk czy Mistrzostw Świata czy Europy w piłce nożnej. Teraz dotarcie do informacji jest banalne i proste. Wspomnienia po latach są piękne jednak. Tak też ten mundial będzie wspominany. Przeszedł już do annałów. Nie znaczy to, że nie dzieje się nic ważnego, bo przecież Wimbledon się skończył, a tam działo się, oj działo. Szczególnie w rywalizacji panów epickie boje, a u kobiet wielkie niespodzianki czy nawet sensacje. Do tego juniorski sukces Igi Świątek!!! Trwa Tour de France, a przecież we Francji trwa euforia z sukcesu piłkarzy. Fajnie im się to złożyło. Kolarze dziś wjeżdżają w góry i okaże się kto jest mocny. W lekkoatletyce Puchar Świata. Nowa impreza, Polacy rzucili tam wszystko co najlepsze i efektem drugie miejsce!!! Mamy Wunderteam!!! Oczywiście nie wszystkie kraje wystawiły najmocniejsze reprezentacje. Za miesiąc mistrzostwa Europy, dla najlepszych Diamentowa Liga. Tak czy owak jest to kolejne potwierdzenie przynależności Polski do ścisłej światowej czołówki i do jednej z kilku najlepszych reprezentacji na Starym Kontynencie. Tutaj akurat jesteśmy w pierwszej dziesiątce światowej i to nie przypadek. Piłkarze niby też są jeszcze, ale zaraz mogą troszkę spaść w rankingu FIFA po mundialu... Lekkoatleci natomiast od lat robią swoje i w Berlinie na mistrzostwach Europy będziemy świadkami worka medali. Myślę, że ponad 10:))) Tu jestem optymistą, bo Królowa Sportu w Polsce jest w świetnej kondycji!!! I tak to się dzieje. Zaraz też Ekstraklasa ruszy, polskie zespoły walczą w Pucharach... Pustka po mundialu już jest zapełniana dla kibica sportowego i nie ma czasu na nudę i brak emocji:)) 

 

EPICKIE BOJE, SUKCES IGI ŚWIĄTEK, SENSACJE, NIESPODZIANKI... NA WIMBLEDONIE NA BRAK EMOCJI I SENSACYJNYCH ROZSTRZYGNIĘĆ NARZEKAĆ NIE MOŻNA BYŁO!!!

 

    Halo tu Wimbledon!... Kto nie pamięta głosu Bohdana Tomaszewskiego? Jak on umiał komentować tę piękną dyscyplinę sportu. Kiedyś taką eksluzywną i tylko dla wyższych sfer. Młodzi komentatorzy powinni się uczyć, że nie trzeba mówić bez przerwy, że należy też się wyciszyć, pomilczeć, dać widzowi chłonąć widowisko. Nie trzeba wychodzić przed szereg, ale obserwować i nie gadać za dużo... Pan Bohdan to miał już. Wiedział kiedy mówić, a kiedy dać się napawać meczem. Odzywał się wtedy kiedy czuł, że ma coś ciekawego do powiedzenia. Czasami wydawało się, że go tam nie ma na stanowisku... Nic bardziej mylnego. On obserwował jak widz, chłonął emocje, analizował. Szkoda, że nie doczekał triumfu Kubota w deblu... Jak on komentował jednak ten najstarszy i najbardziej prestiżowy turniej na świecie to miało się odczucie uczestnictwa w czymś świętym, sakralnym, wyjątkowym. Jest wiele turniejów, są inne wielkoszlemowe, ale każdy tenisista i tenisistka marzy o zwycięstwie na londyńskiej trawie... Mekka tenisa, wszyscy ubrani na biało, kibice w kapeluszach... Zachowana tradycja od 150 lat. Magia i każdy kto tam gra to czuje. Każdy marzy o zapisaniu się w historii... W tym roku trafili do tej historii kolejni, niektórzy po raz pierwszy, niektórzy już któryś  raz, ale każdy zwycięzca zaznacza, że zwycięstwo tutaj jest wyjątkowe!!! Nie można go porównać ze zwycięstwem w innym turnieju... 

    Długo fani tenisa ziemnego nie zapomną turnieju męskiego!!! Za sprawą Kevina Andersona:))) To on wyeliminował Króla Wimbledonu i męskiego tenisa, czyli Rogera Federera!!! To on wytrzymał wojnę nerwów w piątym secie, on gonił wynik!!! I pierwszy Roger nie wytrzymał. Pięć godzin walki, a następnie mecz z Isnerem!!! Tutaj ponad 6 godzin walki. I ten wynik 26:24 i drugi najdłuższy mecz w historii!!! Najpierw epicki bój z Federerem i to Szwajcar miał piłkę meczową w trzecim secie! Z Isnerem też okazał się mocniejszy i fizycznie i psychicznie! Del Potro z Nadalem też rozegrali piękne spotkanie. Było tych spotkań kilka, które można oglądać wiele razy i napawać się. Jakby tego było mało to mieliśmy przecież półfinał Nadal-Djokovic!!! I panowie też przez dwa dni nie oszczędzali siebie! 5 godzin gry i to wracający do wielkiej formy Novak wygrał w piątym secie 10:8!!!! I w finale ani Nadala ani Federera, a przecież kibice ostrzyli sobie zęby na takie decydujące rozstrzygnięcie. Finał był prosty do przewidzenia. Obaj mieli w nogach co prawda długie spotkania, ale Anderson przebywał na korcie ponad 11 godzin!!! W dwóch spotkaniach! Znów był blisko zwycięstwa jak w US OPEN w tamtym roku, ale to jednak Serb po raz czwarty wywalczył tytuł na kortach Wimbledonu. Pierwszy tytuł wielkoszlemowy po powrocie na korty po kontuzji ręki! Dużo go to kosztowało i to wie on i jego rodzina. Piękny obrazek jak synek wołał z trybuny Tato... Djoko był wyraźnie wzruszony, bo pierwszy raz jego pięcioletni synek widział tatę na żywo z Pucharem za zwycięstwo w turnieju wielkoszlemowym i to jeszcze na Wimbledonie, świątyni tenisa. A Anderson? On i tak zrobił wiele i myślę, że jest szczęśliwy. Może jeszcze wygra turniej wielkoszlemowy. Będzie ciężko, bo wygrać z Nadalem, Djoko czy Federerem to sztuka. Wawrinka też tak miał, że nie mógł wygrać i w końcu kilka tytułów zdobył:)) A jeszcze przecież Murray też szalał:)) Oj tęsknią za Nim Anglicy... W półfinałach grało czterech tenisistów powyżej 30. roku życia i to też zasługuje na uznanie i podkreślenie. To był bardzo emocjonujący męski turniej do zapamiętania na długo!!! Trochę w cieniu mundialu, ale porwał też!!! Mnie bardzo, bo sam grałem w tenisa ziemnego i uważam, że nie ma piękniejszej dyscypliny indywidualnej. Świetna ogólnorozwojówka i spędzenie czasu, oczywiście jak się umie grać. Takie proste to nie jest. Trzeba wielu godzin, żeby czerpać z tego radość. 

      A co u pań się działo? Prawdziwy pogrom faworytek już w pierwszym tygodniu. Sensacja goniła sensację. Odpadła liderka Halep, Wozniacki, Stevens, Keys, Sharapova itd. Cała najwyżej rozstawiona dziesiątka. To się rzadko zdarza. Serena Williams miała rozstawienie, ale z numerem 25 bodajże. Miała przecież roczną przerwę macierzyńską, ale organizatorzy Rolanda Garrosa nie rozstawili jej. Na Wimbledonie taka sytuacja się nie mogła powtórzyć. Ona przecież ma w dorobku 23!!! tytuły wielkoszlemowe. 7 razy wygrywała na trawie w Wimbledonie!!! W półfinałach mieliśmy dwie Niemki : Georges i Kerber. Do tego Ostapenko i Serena Williams. Może i wiele zawodniczek z czołówki rankingu odpadło szybko, ale finał przypadkowy nie był. Zmierzyły się Andżelika Kerber i Serena Williams. Niemka miała tamten sezon fatalny, ale przecież wie jak się wygrywa turnieje Wielkiego Szlema. W 2016 roku dokonała tego w Australian Open i US Open. Mało tego. W Australii wygrała z samą Sereną!!! W Wimbledonie wtedy osiągnęła swój pierwszy finał tej imprezy i tam uległa właśnie Serenie... Kto był faworytką w sobotę? Dodam jeszcze, że w 2016 roku Kerber była liderką rankingu WTA. Wydawało się, że jednak Serena wygra mimo rocznej przerwy, ale... Triumfowała dość gładko Kerber. Amerykanka nie miała swojego dnia i nie grała na swoim poziomie. Kerber korzystała z prezentów i zasłużenie wygrała swój trzeci wielkoszlemowy tytuł. Do kompletu brakuje jej tylko Rolanda Garrosa. Co przemawiało za Kerber w finale? To, że wie jak się wygrywa z Sereną. To, że w drodze do finału miała ciężkie przeciwniczki jak Osaka, Bencic, Kasatkina, Ostapenko. Natomiast Serena, dzięki porażkom faworytek, miała łatwiejszą drogę. Po meczu Kerber ładnie mówiła, że Serena jest inspiracją dla wielu tenisistek i ludzi, że wróciła do sportu po urodzeniu dziecka i że dzielić z nią kort to zaszczyt. Andżelika pochodząca z Puszczykowa to bardzo wrażliwa i ciepła osoba. Często przegrywała mecze w głowie jak Halep. Jednak upór obu zaprowadził je na szczyty tenisa kobiecego. Miały zawsze umiejętności, ale brakowało tej chłodnej głowy. Pamiętam, że Kerber często płakała po porażkach. W sobotę miała kolejne swoje chwile triumfu, a Serena? Ona była dumna z siebie, że doszła aż do finału. To był jej dopiero czwarty turniej po urodzeniu córeczki!!! Co będzie jak wróci do swojej wielkiej formy np. na US OPEN w swojej ojczyźnie przy wsparciu publiczności? U pań może nie było epickich spotkań pod koniec turnieju, ale zapamiętamy nieprzewidywalność kobiecego tenisa i przesiew czołówki rankingu. Padały jak muchy:)) I Kerber to pierwsza Niemka wygrywająca Wimbledon po Steffi Graf! Mieli Niemcy swoje powody do radości po przegranym mundialu:)) 

     My też mieliśmy!!! Nasza nadzieja tenisowa, juniorka IGA ŚWIĄTEK wygrała swój pierwszy turniej wielkoszlemowy (juniorski oczywiście) i dołączyła do Olszy i sióstr Radwańskich, które mają takie samo osiągnięcie na Wimbledonie!!! Iga juz ogrywa się wśród seniorek na turniejach ITF. Widać, że zdobywa doświadczenie. Tutaj miała tylko lekkie problemy w półfinale, a tak wygrywała śpiewająco. Już w pierwszej rundzie wyeliminowała najwyżej rozstawioną tenisistkę. Grała jak w finale odważnie, zdecydowanie, podejmowała ryzyko. Dysponuje świetnym serwisem i widać, że ma potencjał. Uwielbia atakować i sam jestem ciekawy jak to dalej będzie wśród seniorek. Różni ją od Agnieszki Radwańskiej, że ma większą siłę fizyczną. Ma dobry serwis, mocne uderzenie i nie lubi się bronić. Całkowita odwrotność Radwy, a przecież Aga wygrała 20 turniejów WTA! Wygrała turniej na koniec sezonu dla najlepszych i była wiceliderką rankingu. Co brakuje jeszcze Idze? Za bardzo ulega emocjom i to widać było na Roland Garros kiedy przegrała z Amerykanką w półfinale. Jest bardzo ambitna i taka zadziora na korcie. Fizycznie dobrze zbudowana i waleczna. Ma duże papiery na namieszanie w kobiecym tenisie. Tu w finale od początku ze Szwajcarką widać było kto jest lepszy. Iga to jest taka hm Azarenka. Taka wojowniczka. Jakby to ująć... Obie mają urodę taką bardziej chłopięcą:)) Należą do tych dziewczyn, które latają na podwórku z chłopakami i grają w piłkę. Nazywa się to chłopczyce:)) Są troszkę mniej kobiece, że tak to ujmę. Np. spodenki zamiast spódniczki na korcie. Tyle, że uroda nie ma tutaj żadnego znaczenia. Liczą się inne walory tenisowe, a Iga je ma z całą pewnością. Iga nienawidzi przegrywać i to widać na korcie. Sam jestem ciekaw jak będzie jej się to zdarzać i jak będzie reagować. Mam nadzieję, że nie jak Aga, której jak nie idzie to snuje się po korcie obrażona na cały świat z tą taką minką... Oby Iga była inna i walcząca do końca w każdym spotkaniu jak np. Cibulkova czy Kerber czy Halep. Pamiętajmy jednak, że ona dopiero się uczy tenisa. Zobaczymy jak zacznie grać w większych turniejach, zbuduje ranking. Tenis Magdaleny Fręch mi nie pasuje, bo jest defensywny jak Agnieszki Radwańskiej. Magda Linette też coś zgasła w tym sezonie. Styl Igi mi natomiast bardzo pasuje, bo jest nowoczesny. Może dziewczyna zrobić fajną karierę. Czy na miarę Radwy? Pożyjemy, zobaczymy. Nie wiem jeszcze na jakim ona jest etapie mentalnie i jak będzie znosić ewentualne porażki. Czy będzie to dawać jej kopa czy osłabiać? Oby to pierwsze to wtedy będziemy mieli powody do radości może już za rok w Wimbledonie, bo zagra tam z dziką kartą jako triumfatorka juniorek w tym roku!!! W tamtym roku Kubot wygrał z Melo w debla, a w tym triumf juniorski Świątek. Do tego polski akcent, bo Kerber urodzona w Polsce. Coś Wimbledon lubi polski tenis:))) Mam nadzieję, że pan Bohdan to śledzi gdzieś z góry i jest dumny, że jeszcze Polska w tenisie ziemnym nie zginęła:)) 

 

   A co jeszcze ciekawego się działo? Alicja Rosolska ze Spears osiągnęły aż półfinał. Przegrały z póżniejszymi triumfatorkami Czeszkami Krejcikova/Siniakova. Ta para wygrała też Rolanda Garrosa, a więc mają swój czas. W finale grała kolejna Czeszka, 43-letnia!!! Kveta Peschke. Grała w parze z Melichar, która tę porażkę powetowała sobie w mikście. Razem z Peyą pokonali Azarenkę i Jamiego Murraya. Anglicy nie wygrali tym samym żadnego turnieju, bo ich rodak przegrał też w finale juniorów. W deblu kolejny raz wygrał Brian, ale Mike:)) Tyle, że nie z Bobem, ale z Jackiem Sockiem:)) Amerykanie byli najlepsi w tej rywalizacji i to w sumie tyle podsumowania. Było ciekawie, było emocjonująco, były sensacje, niespodzianki, wielkie mecze. Nie mogło być inaczej na Wimbledonie, czyli w świątyni tenisa ziemnego. Anglicy sukcesów nie mieli, ale na mundialu dzielni, młodzi piłkarze walczyli jak Lwy do końca. Na Wimbledonie nie spodziewali się pewnie wielkich rzeczy ze strony własnych tenisistów czy tenisistek. Tym bardziej na mundialu nie spodziewali się awansu Anglii do czołowej czwórki...

 

POLSKA DRUGA NA PUCHARZE ŚWIATA W LONDYNIE!!!

 

  W tamtym roku Polska drużyna zajęła drugie miejsce w Pucharze Europy. W przyszłym roku ten Puchar odbędzie się w Bydgoszczy. Nie ma co ukrywać, że mamy taki Wunderteam:)) To pokazała nasza kadra na Pucharze Świata w Londynie przez dwa dni. Jakby nie stanęli na podium to byłaby porażka. A dlaczego? Bo Polski Związek zmobilizował wszystkich. Przecież jest to czas zaraz po dużej pracy na treningach na miesiąc przed mistrzostwami Europy. Dla świata natomiast czas mityngów Diamentowej Ligi. W piątek odbył się taki w Rabacie. W wielu reprezentacjach nie było najlepszych i nie oszukujmy się. Nie patrzmy na to jak na jakiś niebotyczny sukces. Sukcesem jest, że Polska została zaproszona jako jedna z ośmiu federacji. To pokazuje nasze miejsce w czołówce lekkoatletycznej. U nas nawet dotarł Marcin Lewandowski, który w piątek startował w Rabacie. Pasował nam ten termin zaraz przed mistrzostwami Polski. Fajnie, że stanęli na podium, ale był to test nowego pomysłu. W każdej konkurencji technicznej tylko cztery próby. Najdłuższy bieg to 1500 metrów. Chcieli Anglicy to pokazać tak szybko, sprawnie i kompaktowo. W dwa dni 34 konkurencje i fajnie to wyglądało. Czy to będzie dalej w kalendarzu? Nie wiadomo... Dominację potwierdzili Amerykanie wysyłając mieszany skład. Brytyjczycy też chcieli być na podium i byli. Nie udało im się powalczyć z Polską o miejsce drugie w wyniku skurczu jednego członka sztafety. Tym samym nie pobiegli oni w ostatniej konkurencji... Jamajka nie obsadzała wszystkich konkurencji. Francuzi dopóki mogli to walczyli. RPA też nie ma takiego składu wyrównanego. Niemcy wypadli blado, ale też nie w najsilniejszym składzie i do tego Chiny. U nas za to wszyscy najlepsi, największe gwiazdy. Nie mogli nie stanąć na podium, umówmy się. 

    Swoje zrobił Marcin Lewandowski i Sofa Ennaoui na 1500 metrów. Widać, że łapią wysoką formę. Rywali jednak nie mieli... Rzuty to wiadomo. Wojtek Nowicki i Anita Włodarczyk pokazali klasę, czyli wygrali w rzucie młotem. To polska konkurencja. Anita jeszcze nie rzuca w tym sezonie poza 80 metr, ale spokojnie... Wojtek natomiast w Londynie rzucał słabo, ale wygrał. On jednak już rzuca w tym sezonie poza granicę 81 metrów!!! WOW!!! W dysku gorzej, bo Małachowski coś nie w formie jest. Kula to też nasza konkurencja. Michał Haratyk rzuca regularnie ponad 21 metrów i już chce ponad 22!!! Na razie raz się udało. Paulina Guba rzuca ponad 19 metrów i to zaczyna to robić też regularnie. Fajnie skakał Hoffmann i wygrał trójskok oraz Anna Jagaciak, która była trzecia. Klasę pokazał też Adam Kszczot na 800 metrów. Troszkę zawiódł Piotr Lisek w skoku o tyczce czy Bednarek wzwyż. Swoboda była zawiedziona swoim biegiem na 100 metrów... Większość jednak zrobiła swoje i dostarczyła zwycięstwa i punkty. Wyniki były różne. 

  Moment sezonu taki, że to był start z marszu po ciężkich treningach. Sukces jest i idzie w świat, ale jak spojrzeć na listy startowe to nie ma się tak bardzo czym podniecać... Ważne jest potwierdzenie do elity światowej, taki fajny duch zespołu i takie sukcesy napędzają zawodników i zawodniczki. Każdy chce być w tej reprezentacji i walczyć z orzełkiem na piersi. Fajne takie zawody drużynowe, bo jest mnóstwo emocji i liczenia punktów. W każdej konkurencji reprezentant Polski. Docenić należy osiągnięcie, ale przecież od kilku dobrych lat wiemy na co stać polskich lekkoatletów i lekkoatletki. Pudło musiało być!!! I było:))) Fajne jest też to, że nikt nie odmówił startu. Mogli przecież będąc w ciężkim treningu. Chcieli jednak walczyć dla Polski i troszkę też potestować dyspozycję. Za to szacunek, bo jest TEAM SPIRIT!!!:)) DAWAJ POLSKA!!! W tym przypadku akurat pasuje jak ulał:)) 

   

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz