Archiwum 11 marca 2024


MOJA KARIERA BIEGACZA 7
Autor: rasmarsom | Kategorie: Sport 
11 marca 2024, 17:56

   Sezon tradycyjnie zaczyna się w marcu i potem już tylko nabiera rozpędu. Nie próżnowałem od początku marca. Nie wiedziałem co mnie czeka w 2014 roku, ale nadal byłem głodny kolejnych startów i wyzwań.

02.03.2014 rok GP NATURY 5 km SZCZECIN

  Zacząłem kolejny rok króciutkim dystansem, ale byłem zadowolony z formy oraz z czasu. 24:59 to bardzo dobry czas jak na mnie wtedy. W listopadzie 2013 roku na tym samym dystansie miałem czas 28 minut więc to pokazuje, że wtedy pod koniec roku byłem już zmęczony. Tutaj wszedłem mocno w sezon. W głowie miałem też kolejny maraton w kwietniu. Tym razem w Dębnie. Jak już zaliczyłem maraton po lesie to musiałem poczuć jak się biega klasycznie po asfalcie wśród 2000 uczestników.

16.03.2014 rok Kołobrzeg 15 km

  Nie mogło mnie zabraknąć w Kołobrzegu na biegu Zaślubin. Rok wcześniej byłem przeziębiony i było też przenikliwie zimno. Tamtego biegu nie wspominam dobrze. Za to ten mi wyszedł świetnie. 1:13:41 to mój czas. Rok wcześniej miałem 1:21:53. Padał bardzo mocno deszcz, ale nie przeszkadzało mi to w niczym. Co ciekawe przez całą zimę nie zrobiłem żadnego treningu, który by miał dystans dłuższy niż 10 kilometrów. Bieg w Kołobrzegu na 15 kilometrów to najdłuższy dystans jaki pokonałem od grudnia. Wiedziałem, że za 3 tygodnie biegnę maraton, ale nie nastawiałem się kompletnie na nic. Kompletnie nie wiedziałem jak jestem przygotowany. Dwa pierwsze starty jednak pokazały mi, że szybkość jest i to nawet na 15 kilometrów. Czułem się w wysokiej formie.

23.03.2014 rok SZCZECIŃSKA GUBAŁÓWKA 8 km

  Na tej samej trasie biegłem w grudniu i miałem czas 38:13. W marcu już 36:32. Naprawdę czułem się być może nawet w życiowej formie. Co bieg to poprawa wyniku i to nie o kilka sekund, ale przynajmniej o minutę albo więcej. Wiadomo, że to buduje mentalnie, ale pamiętałem, że to są przecież krótkie biegi, a mnie czeka maraton. Tak czy owak byłem zadowolony z szybkości i świeżości.

30.03.2014 rok GP NATURY 5 km SZCZECIN

   Ponownie wystartowałem w cyklu biegów na 5 kilometrów i na prawie 200 osób byłem 51. Mało tu wspominam miejsca, bo przeważnie byłem w połowie, ale w marcu byłem w takiej formie, że być prawie w pierwszej 50tce to duży sukces. No i oczywiście czas 23:59. O minutę lepszy niż na początku marca, a taki postęp to jest kosmos. Po prostu co start to ja latałem. Czułem się wyśmienicie. Może dlatego, że miałem głód startów? Może dlatego, że w zimie mało kilometrów robiłem biegiem. Chodziłem bardzo dużo, ale skąd ja mogłem wiedzieć jak się to wszystko przełoży. Okazało się, że jak na mnie to fruwałem. Startując gdzieś drugi raz masz już porównanie z poprzedniego roku. Ja w 2013 roku takich porównań czasów miałem niewiele, gdyż w większości miejsc byłem pierwszy raz. W 2014 roku mogłem już jednak sprawdzić czy robię postępy, czy stoję w miejscu albo może się cofam. Okazało się, że gdzie nie wystartowałem to biłem moje poprzednie czasy na tych trasach, a to mnie bardzo napędzało przed maratonem.

06.04.2014 rok MARATON DĘBNO

  O maratonie w Dębnie pisałem już sporo, ale teraz wiem już czego podchodziłem do tego na pełnym luzie. Po prostu starty w marcu pokazały mi, że do 15 kilometrów jestem w życiowej formie. To był okres, że naprawdę bawiłem się bieganiem. W 2013 roku poznawałem wszystko i zwieńczyłem to maratonem Puszczy Goleniowskiej. W marcu ja po prostu nie poznawałem siebie i swojej szybkości. Nikt nie mógł mnie przed maratonem zdołować, że nie dam rady, bo w zimie mało kilometrów robiłem. Miałem to gdzieś. Przed pierwszym maratonem byłem dobrze przygotowany i to czułem, że zrobiłem wszystko co mogłem. Półmaratony, a do tego na miesiąc przed bieg na 30 kilometrów z kolegami. Wtedy wiedziałem, że uda mi się. Miałem do tego podstawy. W Dębnie ja się chciałem świetnie bawić. Nic nie kalkulowałem, bo niby jak... Ja nie wiedziałem co się ze mną zacznie dziać gdzieś na 20 kilometrze. Czułem, że szybkość mam, ale to przecież 42 kilometry, a tu potrzebna jest wytrzymałość. Czy codzienne noszenie listów w zimie i robienie ponad 10 kilometrów, czy chodzenie po schodach i czy jeden trening w niedzielę biegowy na 10 kilometrów miały mi dać odpowiedź czy jestem gotowy na maraton? Pewnie, że nie. To była tak wielka niewiadoma, że byłem jak Forrest Gump. Ja na półmetku miałem czas 1:56:46 więc leciałem na czas poniżej 4 godzin. W zasadzie pierwszą połowę dystansu biegłem niewiele wolniej niż na półmaratonie. Podszedłem do tego z całkowicie wolną głową. Wiedziałem, że jestem szybki więc to wykorzystałem. Ani przez moment nie miałem myśli, że mam zwolnić, bo padnę. Po prostu cieszyłem się, że lecę. Biegłem na zasadzie co będzie to będzie. I wytrzymałem do 35 kilometra. To jest niesamowite. Właśnie ta niewiedza. Większość by powiedziała, że przy takim moim przygotowaniu nie mam szans dobiec nawet do 25 kilometra. Fantastycznie się biegnie jak jesteś świeży i nie masz żadnych oczekiwań. Pewnie jakbym robił wiele kilometrów zimą to bym się nastawiał na jakiś czas określony. Nakładał bym sobie do głowy wiele myśli, a tak suma sumarum okazało się, że do czasu 4:10 na maratonach już się nawet nie zbliżyłem, więc byłem w życiowej formie. Moja szybkość marcowa przełożyła się nawet na maraton. Finisz też był na pełnej szybkości. Co to wszystko pokazuje? Nie ma żadnych reguł, żadnych gotowych przepisów na bieganie. Każdy powinien to robić indywidualnie, testować siebie i swoje ciało. Mi taki trening pozwolił na życiówkę w maratonie. Komuś innemu by to nie starczyło. Miałem totalny luz psychiczny, zero presji na sobie. Umysł nawet mi nie mógł przeszkodzić w żaden sposób. Nawet jak by mi mówił, że nie dam rady to bym mu odpowiedział no i co i tak będę biegł. Mentalność i psychika to w sporcie podstawa, właściwe podejście. Ja to na własnej skórze poczułem jak to jest jak stajesz na starcie maratonu i cieszysz się, że będziesz biegł. Oczywiście sprawdzałem czas jaki mam kilometr po kilometrze, ale biegłem tak jak czuję, a nie tak jak mi pokazuje stoper. To był mój dzień i mój początek sezonu. Jeżeli walisz życiówki na każdym biegu w marcu to czujesz moc. Ja jak zacząłem biec w Dębnie to tak jakbym biegł półmaraton jeżeli chodzi o tempo. Moment w którym czujesz, że jest forma życiowa to nie zastanawiasz się czy za szybko czy za wolno. Po prostu fruniesz. Wiesz, że to jest tu i teraz. Ja tak się właśnie czułem w Dębnie, że zrobię taki bieg, którego nie zapomnę do końca życia i tak się stało, a sam finisz to była taka puenta. Kto z tych ludzi co dopingowali czy spiker wiedzieli, że to jest mój bieg życia? Przecież ja byłem 1272 na mecie, a jednak tym finiszem pokazałem, że piszę swoją historię. Po prostu zwariowałem jak ujrzałem metę. Postanowiłem, że zrobię najmocniejszy finisz w życiu i myślę, że zrobiłem. Na nogach, które były zmasakrowane po prawie 42 kilometrach. Ja po prostu to musiałem zrobić. 200 metrów , których w zasadzie nie pamiętasz. Wszystko dzieje się jak w szalonym filmie. Spiker wyczytuje moje nazwisko, ludzie klaszczą, a ja wariat mijam wszystkich i sprintuję. Tylko szaleniec może zrobić coś takiego. Na zdrowy rozum mogłem sobie coś zerwać. Ja widzę na tych zdjęciach jak mocno pracowały mięśnie ud. Widać prawie każdy mięsień na nogach. Tam się paliło wszystko. Tego dnia moc była ze mną i nic mi się nie mogło stać. Są takie momenty w życiu, że czego się nie dotkniesz zamieniasz w złoto. Taki był dla mnie początek sezonu zwieńczony maratonem. Takie moje "5 minut". Nie wiedziałem, że mogę tak szybko biegać, a jednak... Myślę, że każdy sportowiec czy to zawodowy czy amator czuje kiedy ma swój moment. Trzeba to wtedy wykorzystać na maxa, bo wszystko wtedy sprzyja. Często jest tak, że nie wiesz skąd to się wzięło i dlaczego akurat teraz. To nie ma znaczenia. Jeżeli przyszła moc i energia kosmiczna to wykorzystaj ją na 100 procent. Poczucie, że zdobywasz świat i on jest pod twoimi stopami. Ja tego doznałem i nie wiem skąd się to wzięło, ale to było cudowne uczucie.