| Kategorie: Sport
27 lutego 2024, 21:51
To nie jest tak, że robię podsumowania z mojej amatorskiej kariery biegacza, bo już nie zamierzam nigdy wystartować w zawodach, ale do tej pory nie wspominałem tego. Jak się pozbieram po kontuzji to wiadomo, że wrócę do biegania. Miło jest jednak powspominać najpiękniejsze momenty w moim dotychczasowym życiu. Oprócz wspomnień mam pełno koszulek, medali, numerów startowych i innych gadżetów. Czego w ogóle zacząłem startować na zawodach? Myślę, że to była taka potrzeba spełnienia marzenia z dzieciństwa. Zawsze chciałem związać moje życie ze sportem. Na tym się najlepiej znam. Marzyłem o karierze piłkarza nożnego czy tenisisty ziemnego bądź stołowego, a jak by to się nie udało to o karierze dziennikarskiej. I w jakiś sposób te marzenia spełniłem. Pisałem dla portalu sportowego przez rok czasu jako dziennikarz. Wcześniej pisałem na blogu o wydarzeniach sportowych, żeby sprawdzić czy mam jakiekolwiek pióro dziennikarskie. Okazało się, że ten portal po przeczytaniu moich wpisów na blogu uznał, że nadam się. Bardzo fajna przygoda. Szkoda tylko, że niewiele artykułów skopiowałem na bloga. Coś tam jednak zachowałem. Sportowcem też byłem, bo co prawda amatorem, ale poczułem jak to jest. Lepiej się patrzy potem na trud sportowców i opisuje to. Pewnie dlatego jak już wystartowałem na pierwszych zawodach to pokochałem to. Bez grupy biegowej Hermes i bez tych wspaniałych ludzi byłoby to niemożliwe. Nadszedł czas, żebym popisał o sobie, o historiach z zawodów, o emocjach, bo jednak troszkę przeżyłem. Sam jestem ciekawy ile z tego pamiętam.
03.05.2012 BIEG TRANSGRANICZNY GRYFINO-MESCHERIN
Pierwszy start to był bieg na 10 kilometrów z Gryfina do Mescherin i z powrotem. Tradycyjny bieg, który odbywa się w moim mieście w Święto Konstytucji 3 maja. Bliskość Niemiec powoduje, że bieg odbywa się w dwóch państwach. Kto by pomyślał wtedy, że Konstytucja w zasadzie ma coraz mniejsze znaczenie, a i możemy doczekać czasów, że Polska będzie należeć do Niemiec. Skupmy się jednak na zawodach biegowych. Dostałem fajny numer startowy, bo 21. Trasę znałem i wymyśliłem sobie, że będę w pierwszej dwudziestce. Nie wiem skąd mi się to wzięło w głowie. Rzeczywistość okazała się zgoła inna. Mój poziom przez czas startów na zawodach to była połowa stawki. Jak dla kogoś kto nigdy nie biegał i nienawidził biegania to myślę, że to wystarczający poziom. Stresu było bardzo dużo co jest zrozumiałe. Biegałem wtedy z pomiarem pulsu. Ustawiłem sobie, że jak będzie puls 180 to wtedy to znak, że mam zwolnić. Pojawiał się wtedy sygnał dźwiękowy. Podczas biegu miałem wrażenie, że bez przerwy ten pulsometr mi dawał znać, że "umrę" zaraz. Było też bardzo duszno co zapowiadało burzę. Warunki były bardzo ciężkie, bo było mało tlenu w powietrzu. Biegło mi się bardzo dobrze. Nie wiedziałem na jaki czas mnie stać. Niewiele wiedziałem więc dawałem z siebie maxa. Czas 48:01 więc z perspektywy czasu w tej duchocie to był jak na mnie dobry czas. Nie pamiętam kiedy zrodził mi się ten pomysł startu, ale myślę, że przynajmniej 2 miesiące przed więc ostro się przygotowywałem. Urodziłem się w maju więc to też był dobry miesiąc na debiut. Nie wydarzyło się nic takiego co by mi bardzo zapadło w pamięć. Z pewnością przez cały dzień chodziłem dumny jak paw. Poczułem się sportowcem. Wielu biegaczy nigdy nie startowało pewnie w zawodach. Chodzi mi o amatorów, którzy biegają sami dla zdrowia. Nie każdy czuje taką potrzebę. Ja chciałem się po prostu sprawdzić, poczuć atmosferę, zobaczyć jak to jest. Jedni biegają sobie samotnie, inni wolą w grupach, a jeszcze inni jeżdżą na zawody. Wydarzyło się jednak coś proroczego. Jak dostałem numer startowy to wiedziałem, że 21 będzie dla mnie szczęśliwe. Nie wiedziałem jeszcze dlaczego... Okazało się, że po biegu losowano nagrody i miałem przeczucie, że coś wylosuję. Przeczucie mnie nie myliło, wygrałem torbę taką podróżną dla biegacza. To był znak, że nie mogę poprzestać na jednych zawodach. Potem wszędzie zabierałem tę torbę. To coś jak podróżnik dostaje tobołek tak ja dostałem tę torbę. Masz torbę sportową więc zacznij jeździć na inne zawody też. Jak to jednak zrobić, z kim itd. i gdzie... Tego jeszcze nie wiedziałem. Ta torba to był jednak znak. Po drugie spodobało mi się to wszystko. Wystarczy, że zamarzysz sobie, że może nie wiesz jeszcze jak i z kim, ale, że chcesz brać udział w wielu zawodach. Wysyłasz takie marzenie gdzieś w górę, a wtedy wszystko zaczyna się dziać jak marzysz. Nie możesz jednak wysłać do Wszechświata energii, że nie wiesz. Na zasadzie w sumie to marzę o czymś, ale czy ja wiem czy tak mocno, a może tak po cichutku, a może nie marzę w zasadzie, może to głupie... Wtedy to się nie spełni. Wszechświat oczekuje jasnej deklaracji. Musi być tym mocne pragnienie i przekonanie, że tak marzę o tym i chcę to zrealizować. Nie wiem jeszcze jak, ale bardzo chcę. Wysyłasz taką energię marzenia i wtedy znajdujesz wszystko co potrzebujesz i wszystkich, którzy Ci pomogą. Miałem tak kilka razy w życiu i wiem, że to działa. Nie wolno tracić wiary w marzenia. Utrata jakichkolwiek niszczy naszą duszę i serce. Poddajemy się tylko temu co jest, a wtedy nasze życie staje się smutne. Przecież każdy z Nas jest wyjątkowy i niepowtarzalny. O mnie często mówią, że jestem "wariat" i dla mnie jest to komplement. Nigdy nie umiałem być normalny i jak wszyscy. Pozytywni "wariaci" dają temu światu energię i światło. Bycie sobą nie jest łatwe i też czasami mam przemyślenia, że może coś napisałem komuś za ostro, że może nagadałem głupot, że może kogoś niewłaściwie oceniłem, że może to ja się mylę w wielu kwestiach, może nikt mnie nie rozumie. To jest zgubne myślenie bardzo. Na zasadzie zrobię coś czy powiem, ale co pomyślą inni... Jeżeli jednak nie wyrażasz siebie, swoich emocji to znaczy, że się blokujesz. Nie jesteś wtedy już sobą. Dopasowujesz się np. do większości. Myślisz jak większość. Zachowujesz się jak większość. Ja taki nie byłem, nie jestem i nie będę. Wyrażam siebie tak jak czuję w danym momencie. Lepiej mylić się, popełniać błędy, ale mieć własne przemyślenia i własne spojrzenie na świat. Ja jak biegałem na zawodach to sam na sobie wszystko sprawdzałem. Co mam jeść, ile mam trenować, ile odpoczywać. Nie ma żadnych gotowych szablonów, bo każdy z nas jest inny. Umiejętność wsłuchania się w siebie, w swoją duszę, serce i ciało. Na zasadzie, bo w tej książce napisano, że tak mam trenować albo w tej telewizji mówią prawdę o świecie. Poszukaj siebie w tym wszystkim i prawdy dla siebie. Ja nie miałem żadnej kontuzji jak biegałem na zawodach co oznaczało, że poczułem co jest mi potrzebne. Ktoś mądry powiedział, że jeżeli nawet jedna osoba zna prawdę o czymkolwiek to nie znaczy, że ta prawda przestaje istnieć. To jednak tematy na inny cykl. Zrobiłem sobie małą przerwę, ale wena tworzenia powoli, bo powoli, ale wraca. Tak czy owak trzeciego maja 2012 roku zacząłem swoją karierę biegacza amatora. Z nową torbą sportową, która przecież nie mogła leżeć zakurzona. Po coś mi ją dali. W życiu dostajemy sporo znaków, ale często je ignorujemy, a to błąd, bo jak zaczynasz je odczytywać to idziesz po prostu za tym.
27.05.2012 rok PÓŁMARATON KOLEŻEŃSKI SZCZECIN
Szybko znalazłem sobie nowy cel startowy. W tym samym miesiącu postanowiłem wystartować w Szczecinie w półmaratonie. Nie czekałem więc długo, żeby sprawdzić się na dystansie dłuższym. To był taki kameralny bieg, a uczestników była tylko setka. 1:45:03 to był mój czas więc jak na moje czasy z półmaratonów bardzo dobry. Do tego bieg odbywał się w lesie. Pierwszą dyszke i pierwszą połówkę przebiegłem bardzo szybko jak na mnie. To pewnie wynikało z całkowitej niewiedzy. Potem zaczynasz już poznawać swoje możliwości, wiesz kiedy jest szybko, a kiedy za wolno. Zaczyna się już kalkulacja, a najpiękniejsze w bieganiu jest właśnie to jak nic nie wiesz. Nie znasz trasy, nie znasz granicy swoich możliwości. Biegniesz ile sił w nogach, bo nie masz pojęcia kiedy będzie kryzys. To też jest właśnie piękno zawodów. Startujesz w nowym miejscu, nie znasz trasy. Na treningach to co innego. Nawet teraz jak biegam to mam kilka tras i ja mniej więcej wiem kiedy będę zmęczony, kiedy zwolnię. Wiem co mnie czeka, a to z czasem staje się monotonne. Nowe doznanie jest zawsze fascynujące. Wiesz na zawodach oczywiście w jakim czasie biegasz na kilometr. Sprawdzasz stoper i wtedy kontrolujesz to. Ja miałem coś takiego, że nie potrzebowałem stopera. Byłem tak wyregulowany, że potrafiłem wiele kilometrów trzymać tempo jakie chciałem. Stoper był tylko moim potwierdzeniem. Wiadomo, że na początku szukałem biegów w okolicy i kogoś kto mnie tam zawiezie. Jak widać wyzwań się nie bałem, bo bardzo szybko szarpnąłem się na półmaraton. To też było dobre, bo złapałem doświadczenie i już wiedziałem, że mogę startować nie tylko na 10 kilometrów. Wtedy jednak jeszcze nie znałem grupy, która jeździła razem na zawody. Sam odkrywałem nowe miejsca w najbliższej okolicy. Pełne szaleństwo to się zaczęło potem z grupą Hermes. Pierwsze kroki stawiałem jednak sam nie znając nikogo. Nie znałem żadnego biegacza wtedy. Typowy ja, czyli często indywidualista i kot chodzący własnymi ścieżkami, ale trzeba pamiętać zawsze w życiu, że jest wiele osób, które Ci mogą pomóc. Kiedyś o tym zapomniałem i zostałem całkowicie sam, a to się może skończyć dramatycznie. To też jest problem, bo jak mam gorszy okres to wolę, żeby świat i ludzie o mnie nie wiedzieli, że istnieję. Chowam się jak ślimak do muszli... Jak jesteś otwarty na świat i wyzwania to i świat się otwiera, a jak się zamykasz to i świat robi to samo. Jak teraz patrzę na zawody w których uczestniczyłem w 2012 roku to wcale nie było ich tak mało. O tym jednak w kolejnym wpisie, bo zbliża się noc. Palec daje znać o sobie, łydka o dziwo od południa jakoś mniej. Normalnie aż się boję wstać rano i poczuć ten ból pospinanej i zastanej łydki. Ból jest przyjacielem biegacza, ale tego bólu łydki nie nazwę przyjacielem. Bardziej ból taki jakby mi ktoś zadawał tortury. Biegacz i maratończyk to twardzi ludzie więc zniosę to i będę wiedział co mam robić, żeby wrócić do pełnej sprawności. Na razie to ja jednak marzę, żeby chodzić bez bólu, a co dopiero biegać... Widocznie tak ma być teraz i mam dostać lekcję cierpienia. Dostawałem znaki, że coś się zdarzy złego i faktycznie tak jest. Muszę się tylko wsłuchać w siebie, w serce i duszę i znaleźć odpowiedź czego to się stało i jaką mam z tego lekcję wyciągnąć. Może to być też kara za "coś", bo i takie myśli mam...