Archiwum 29 lutego 2024


MOJA KARIERA BIEGACZA 4
Autor: rasmarsom | Kategorie: Sport 
29 lutego 2024, 21:29

 

26.05.2013 PÓŁMARATON TARNOWO PODGÓRNE

   Z tego biegu pamiętam to, że startowało aż 1000 osób, a jak na półmaraton to naprawdę spora liczba. Nazwano to Biegiem Lwa i w pakiecie startowym każdy otrzymywał taki fajny plecak. Używam go do tej pory. Czas to 1:55:43 więc jak na mnie słaby. Było bardzo dużo kibiców na trasie, a przecież biegaliśmy w małej wsi pod Poznaniem. Z całej tej kariery zapamiętałem to, że na biegach w Zachodniopomorskim było ubogo pod względem jedzenia po biegu, a w Wielkopolsce naprawdę można się było najeść do syta. Na Półmaratonie Gryfa dawali np. w Szczecinie po biegu tylko jakiś makaron z sosem pomidorowym i coś do picia. Dlatego bardzo się cieszyłem jak jechaliśmy gdzieś w rejony Wielkopolski. Ogólnie wrażenia z Tarnowa Podgórnego miałem bardzo pozytywne. Są takie miejsca w kalendarzu biegowym, że chcesz tam wrócić za rok. Za kilka dni 01.06 wziąłem znów udział w akcji Polska Biega. W porównaniu z rokiem wcześniejszym znałem już biegaczy z Hermesa. Oglądałem właśnie fotki i co ciekawe biegłem razem z Samurajem. Okazało się potem, że tam gdzie startowaliśmy razem to przybiegaliśmy do mety w prawie takim samym czasie. On zaczynał szybko, a ja wolno, ale przeważnie pod koniec się spotykaliśmy. Po prawie 10 latach okazuje się, że biegamy nadal w tym samym tempie, a przecież tyle lat minęło. Pewnie wolelibyśmy biegać szybciej, ale jak w to życiu są pewne przeszkody. Czy można się jednak pogodzić z tym, że nie wszystko zależy od nas? Samuraj ma wielkie serce do walki podobnie jak ja. Nieprzypadkowo tak go zwą. On walczy i będzie walczył, bo taki ma charakter. Ja na razie marzę, żeby palec do siebie doszedł i żeby łydka zaczęła pracować normalnie. Jest jedno zdjęcie z tej akcji Polska Biega gdzie jestem ja, Samuraj i SuperMario. On za chwilę będzie miał na koncie 100 maratonów... Trzeba być szalonym, żeby tego dokonać.

02.06.2013 rok PÓŁMARATON POCZDAM

  Tydzień wcześniej biegałem półmaraton i niby to nie jest jakiś nadludzki wysiłek, ale raczej nie startowałem tydzień po tygodniu w półmaratonach. Tutaj jednak zdarzyło się inaczej czego nie planowałem. Okazało sie, że ktoś opłacił startowe i nie mógł pobiec. Znalazło się wolne miejsce i ja wskoczyłem w nie. Pierwszy raz i jedyny mogłem wystartować w Niemczech. Oczywiście nie biegłem pod swoim imieniem i nazwiskiem więc przyjąłem na ten bieg inną tożsamość. Miałem jednak obawy czy Niemcy mi nie sprawdzą dowodu osobistego. Nie sprawdzili jakimś cudem. Znam nieźle niemiecki więc szybko się odnalazłem tam. Nigdy nie widziałem wcześniej tylu zawodników na starcie. Jak nastąpił wystrzał startera to ja przekroczyłem linię startu po 5 minutach. Nie pamiętam ile było osób. Myślę, że tak jak na dużych maratonach w Polsce, czyli 2000 osób. Ja uzyskałem czas 1:54:09, ale przeżycia były bardzo fajne. Biegacze wiedzą jak to jest przed samym startem gdy nagle jest potrzeba skorzystania z toalety. Oczywiście na dużych zawodach jest wiele Toy-toyów, ale zawsze miałem wrażenie, że im bliżej startu tym więcej ludzi czekało za potrzebą. Niejednokrotnie szukało się krzaków np. Ja nie zapomnę maratonu w Poznaniu jak nie miałem gdzie się załatwić i ruszyłem z dyskomfortem na trasę. Bez przerwy myślałem gdzie tu by pobiec w bok i ulżyć sobie. Nie było jednak gdzie i nagle cud się zdarzył. Naprawdę cuda się zdarzają. Biegnę i widzę przy krawężniku Toy-Toya. Jakby go tam specjalnie postawili dla mnie. Biegniesz, pełno ludzi, hałas i nagle wbiegasz do Toy-Toya i totalna cisza. Wychodzisz i biegniesz dalej. Tego nie zapomnę doznania tej takiej ciszy. Jakbyś na powiedzmy minutę czy dwie przenosił się w inny wymiar. Jakże ja jednak byłem szczęśliwy jak wracałem na trasę. Czasem człowiekowi mało do szczęścia potrzeba. To coś jak widzisz na pustyni fatamorganę tak ja ujrzałem Toy-toya w zasadzie na trasie. Tyle osób przed startem nagle chce korzystać z toalety, bo to stres po prostu. Ja w Poczdamie też miałem problem. Do startu 10 minut, a ja czekam w kolejce. Pogadałem sobie z miłą starszą parą Niemców i w zasadzie jak wyszedłem z toalety stanąłem na starcie i nastąpił wystrzał startera. Pamiętam też, że przyjechaliśmy tam na ostatnią chwilę busem więc trzeba było szybko ogarniać gdzie co jest. W zasadzie nie miałem żadnej rozgrzewki, może jakieś rozciąganie małe tylko. Miałem też wrażenie na trasie, że przez pierwsze 10 kilometrów bez przerwy kogoś mijam. Tłok był niesamowity. Dopiero po połowie dystansu troszkę się rozluźniło. Nigdy wcześniej ani potem nie miałem wrażenia takiego co do liczby miniętych osób. Biegłem prawie, że slalomem czasami. Zająłem 1050 miejsce więc jak ktoś odgrzebie wyniki to zobaczy, że to byłem ja, ale pod inną tożsamością. Jak miła Pani po biegu dawała dyplom to się zapomniałem na sekundę, że jestem Marcinem, ale szybko się opanowałem. Na dowód, że tam byłem mam zdjęcia. Organizacja oczywiście Ordnung mus sein. Jak na tamten etap mojej przygody z zawodami to było to największe przeżycie. Preludium przed startem w maratonie w którym też biegało 2000 osób jak w Dębnie czy Poznaniu czy Wrocławiu. Czy wtedy myślałem już o maratonie na poważnie? Półmaratonów miałem już na koncie coraz więcej. Marzenie o maratonie tkwiło we mnie, ale chyba jeszcze nie wiedziałem kiedy i gdzie i czy jestem gotowy. Czułem, że to zrobię. Czekałem tylko na jakiś znak kiedy to ma nastąpić. Startowaliśmy coraz częściej. Okres letni więc prawie co tydzień gdzieś biegałem na zawodach. Nie było czasu w zasadzie myśleć o maratonie.

 

 

09.06.2013 rok Karlino 15 km

   Trzeci weekend pod rząd i trzeci start. I każdy bieg przynajmniej z dystansem 15 kilometrów. Szaleństwo na całego. Bieg Papieski, który bardzo miło wspominam. Na godzinę przed startem odbyła się msza w plenerze. Było bardzo gorąco. Na dodatek wydawało się, że bez przerwy biegniemy prosto. Przed upałem ratowały nas drzewa rosnące obok drogi. Bardzo kameralny bieg, bo tylko 200 osób wzięło udział. I właśnie tutaj Samuraj mi uciekł od startu. Widziałem go jednak bez przerwy i obrałem go za taki punkt odniesienia. Ja miałem taką taktykę, że ruszałem wolniej. On szedł od początku na maxa. Wydawało mi się, że w pewnym momencie zacząłem się zbliżać do niego. Co prawda odległość była spora, ale to mnie napędzało. I faktycznie dogoniłem go na jakiś może kilometr do mety. Pamiętam, że za ciekawie nie wyglądał jak go mijałem. Był tam naprawdę duży upał. Dał się we znaki. Miałem czas 1:18:02, a Samuraj 1:19:23 więc mocno osłabł na końcówce. Tak czy owak coraz częściej spotykaliśmy się na trasie i zdarzały się nawet wspólne finisze. To był taki duży przeskok. Tydzień wcześniej tłum zawodników w Poczdamie, a tutaj tylko 200 osób. Metę zrobili na bieżni, ale pokrytej takim czarnym żwirem. Po tym ciężko polecieć na finiszu.

22.06.2013 rok STARGARD 10 km

   Nie mogło mnie zabraknąć w Stargardzie gdzie przecież rok wcześniej wykręciłem świetny czas. Znów spotkanie z rodziną i doping na trasie, ale jednak życiówki nie było. Z pewnością nastawiałem się na to, a tu jedynie 49:46. Niby w normie jak na mnie wtedy, ale jednak marzyło mi się zejście poniżej 45 minut.

29.06.2013 rok KRÓTKA NOC KLUBU BIEGACZA

  Tutaj oprócz biegu na 7,5 kilometra zdaje się najważniejsza była impreza całonocna nad brzegiem Odry po stronie niemieckiej. 40 uczestników samego biegu i nawet byłem 14. Jedno z najwyższych miejsc w karierze, ale tutaj oczywiście biegłem z Samurajem i doszło do finiszu między nami. Finisz był po bruku. W zasadzie z tego co pamiętam co cały czas biegliśmy razem. Wyprzedziłem go na finiszu, ale tempo mieliśmy naprawdę dobre na całym dystansie. Świetnie się bawiliśmy wszyscy potem i pierwszy raz w życiu dałem pokaz taneczny przy tak licznej grupie osób. Kocham tańczyć i nawet niektórym się to podoba. To naprawdę była wyjątkowa noc. Coraz lepiej się poznawałem z ludźmi z klubu. Żyłem pełnią życia o czym nawet bym nie pomyślał rok, dwa czy trzy lata wcześniej. Nie bałem się niczego i nikogo, nie bałem się, że ktoś uzna mnie za wariata. Robiłem wszystko tak jak czułem, a na tej imprezie chyba przeszedłem samego siebie. Nigdy nie można się hamować i blokować i myśleć co pomyślą inni. Zwyczajność, pospolitość i normalność jest dla mnie po prostu nudna. Nie lubię tylko jednego w życiu. Obrabiania tyłka za plecami... Tego nienawidzę. Ludzie boją się powiedzieć prosto w oczy co myślą o Tobie, boją się konfrontacji. Nie z każdym nam przecież po drodze jest. Wszystko co jest fałszywe i tak wychodzi prędzej czy później. Czasem jesteśmy tylko zaślepieni jak w filmie "Przebudzenie" gdzie bohatera oszukał i przyjaciel i kobieta, którą kochał. Niektórzy potrafią się świetnie maskować. Też nie jestem idealny. Nie żywię się jednak energią nienawiści, nie jestem wampirem energetycznym. Prędzej zniszczę siebie niż kogokolwiek. Zauważyłem jednak, że ludzie, którzy mówią co myślą odważnie, a różni się to od ustalonej normy są wyszydzani, wyśmiewani, obrażani i spychani na margines. Ja nauczyłem się tego, że właśnie takich słucham, bo oni coś wiedzą naprawdę. O tym to jednak w jakichś innych cyklach, bo ważne, że znów piszę. Na razie neutralnie i o sobie, ale przyjdzie czas na inne tematy też.

MOJA KARIERA BIEGACZA 3
Autor: rasmarsom | Kategorie: Sport 
29 lutego 2024, 17:15

  2013 rok to już było szaleństwo biegowe. Wstąpiłem do amatorskiego klubu Hermes i przygoda biegacza amatora rozkręciła się na dobre. Możliwości dalszych wyjazdów, poznanie innych pasjonatów biegania. Jak dla mnie to był bardzo szczęśliwy rok, a niby 13 jest pechowa. Do tego wymyśliłem sobie, że skoro Jezus zmartwychwstał w wieku 33 lat to ja też w pełni zmartwychwstanę. Dzień zawodów w weekend to była jak wycieczka. Zawsze lubiłem podróżować, bo jednak mam duszę wrażliwą, artystyczną i kocham piękno. W zasadzie tydzień w pracy to było czekanie na weekend i kolejny wyjazd. Ile takie zawody dają paliwa duszy i sercu, ile dają radości. Żyłem pełnią życia. Jak się przyjeżdża na zawody i wszędzie jest kolorowo, ludzie radośni, pozytywna energia aż się wylewa zewsząd to potem jak wracasz w poniedziałek do pracy swojej i jeszcze żyjesz zawodami to widzisz ludzi w pracy jakoś inaczej. Ja miałem mnóstwo energii mimo zmęczenia po zawodach, a ci ludzie wydawali mi się jakby przyszli umierać do pracy... To mi uświadomiło, że jak spełniasz swoje marzenia i masz pasje to życie staje się kolorowe i radosne. Możesz wtedy dawać innym światło, uśmiech i radość. Zazdroszczą wtedy tylko ludzie bez marzeń. Ja czerpałem garściami ze wszystkiego co widziałem i czego doznawałem.

16.02.2013 BIEG GÓRSKI GRYFINO

  W zimie rzadko się startuje na zawodach, ale ten wyjątkowy rok zacząłem u siebie w mieście. Odbywał się cykl biegów górskich i w jednym z nich postanowiłem się sprawdzić. Miałem za sobą już bieg na K-2 w Szczecinie, ale nie spodziewałem się, że dystans, który mi zajął tylko 16 minut i 4 sekundy może tak boleć. Mi się wydawało, że byłem bardziej wykończony niż po biegu na K-2. To były zdaje się 3 pętle i na każdej z nich dwie piekielne górki. Szczególnie jedna. Pod każdą z nich dawałem radę podbiec. 2 miesiące temu byłem na tej trasie po wielu latach i na żadną z tych górek nie podbiegłem. Można w 16 minut zrobić bardzo mocny trening siłowy w zasadzie. Takie podbiegi wzmacniają mięśnie. Może kiedyś jeszcze tam spróbuję potrenować. Po wielu latach nie trenowania na tych górkach pokazało mi to w jakiej wtedy byłem formie. Może teraz odcinam kupony jak to się mówi. Na początku jak zaczynasz biegać, a potem zaczynasz startować to poznajesz siebie, swoje ciało, swoje możliwości. Widocznie mi dyscypliny takiej starczyło na prawie 3 lata. Zawsze można zrobić coś lepiej, ale chodzi tu o motywację. Ja jak startowałem to naprawdę czułem się jak zawodowy sportowiec i tak żyłem. Jak masz cel to inaczej podchodzisz do treningów, bo jak celem jest zdrowie, kondycja, dobre samopoczucie to można biegać sobie spokojnie co kilka dni bez żadnych oczekiwań. Wolniej niż kiedyś byleby z radością. Dopiero jak biegacz nie może biegać z powodu kontuzji to docenia to bardzo tak jak ja teraz. Przypomniały mi się moje przygotowania mentalne przed maratonami. Dzień przed odcinałem się od całego świata. Mam kilka filmów motywacyjnych jak np. Wojownik Spokoju i dużo muzyki inspiracyjnej. Tak spędzałem dzień poza jedzeniem i piciem. Wizualizowałem sobie to jak będę biegł. Wsłuchiwałem się w siebie czy jestem gotowy, czy zrobiłem wszystko co mogłem czy nic nie boli, czy jestem świeży. Szukałem jakiejś dodatkowej siły mentalnej. Każdy maraton pokonałem więc moje przygotowanie sprawdzało się. W taki dzień przed startem niczym się nie rozpraszałem, z nikim nie gadałem i nie pisałem. Wiedziałem co chcę osiągnąć i że będę zdany sam na siebie. Tylko Ja, moje ciało, serce i dusza. Umysł też przygotowywałem do tego, wyciszałem myśli. Wyobrażałem sobie, że jestem Wojownikiem. Nauczyły mnie tego książki Paulo Coelho. Jeżeli wyobrazisz sobie coś o sobie i jest to pozytywne i napędza to niech to trwa w Tobie. W życiu zawsze ktoś może pomóc, na maratonie nikt ci nie pomoże. Chodzi mi, że nikt nie dobiegnie za Ciebie. Nie przekupisz nikogo, nie okłamiesz dla własnej korzyści, nie oszukasz nikogo. Wszyscy są równi wobec śmierci i tak samo jest na maratonie. Też wszyscy są równi. Czy jesteś bogaty czy biedny to wszystko zależy od ciebie. Jesteśmy niewolnikami, ale właśnie dlatego pokonywałem też maratony, żeby ujrzeć prawdziwie wolnych ludzi i to jaka jest siła w ludziach i wiara. Wtedy człowiek się uczy na nowo jak o tym zapomniał czy zapomina czasem, że warto wierzyć w ludzi. Nie przypominam sobie żadnej złej energii, żadnej agresji. Tam widać prawdziwe piękno człowieka i jego duszy.

 

  17.03.2013 rok BIEG ZAŚLUBIN KOŁOBRZEG 15 kilometrów

Sezon startowy tradycyjnie zaczyna się w Kołobrzegu na nietypowym dystansie 15 kilometrów. Podczas doświadczeń biegowych stwierdziłem, że moimi dystansami powinny być biegi właśnie na 15 kilometrów oraz na 30 kilometrów. Niestety takie dystanse są rzadkością. A dlaczego tak to wymyśliłem? Bo właśnie po 15 kilometrze na półmaratonach słabłem i tak samo na maratonach po 30 kilometrze. Co zapamiętałem z Kołobrzegu? Przede wszystkim było przenikliwie zimno, a pamiętam, że byłem przeziębiony i osłabiony. Dlatego też męczyłem się na trasie. Wynik 1:21:53 pokazuje, że w zasadzie biegłem, żeby dobiec. Można było sobie jednak do woli popatrzeć na morze. 13.04 przebiegłem sobie króciutki Bieg Przełajowy u mnie w mieście  w ramach treningu. Tak naprawdę czekałem co się wydarzy w dwóch następnych weekendach.

20.04.2013 rok ĆWIERĆMARATON MUZYCZNY PIŁA 10,5 kilometra

 

   Pamiętam, że do Piły pojechałem z bratem i przyjacielem. Czas miałem przyzwoity, bo 51:58. Tutaj jednak po raz pierwszy w życiu wymyśliłem sobie, że ustawię się na starcie na samym końcu. Skoro już widziałem po wynikach, że moje miejsce w stawce to mniej więcej połowa to bezsensu ustawiać się na przedzie. Ustawiając się na szarym końcu wymyśliłem sobie, że mam możliwość wyprzedzania dużej grupy osób i tak faktycznie było. Jeżeli bym wystartował z przodu to połowa ludzi na trasie by mnie wyprzedziła, a jak biegłem z końca stawki to ja wyprzedziłem połowę osób. Na mecie to i tak wychodzi na to samo, ale psychologicznie można się fajnie pooszukiwać. Chyba każdy woli wyprzedzać niż być wyprzedzanym. Dużo można zrobić ciekawego, żeby budować swoje ego. Dla mnie to były starty z końca i finisze. Jak teraz to wspominam to szkoda, że nie prowadziłem takiego pamiętnika po każdych zawodach. Z pewnością mógłbym teraz więcej napisać, bo pamięta się zawsze wyjątkowe chwile. Mam jednak zdjęcia z prawie każdych zawodów i wyniki dzięki czemu mogę sobie przypomnieć gdzie byłem. Czasami trzeba przekopać się przez tysiące zdjęć, żeby znaleźć siebie, ale było warto to robić konsekwentnie i ściągać na twardy dysk.

 

28.04.2013 SZCZECINEK - 10 kilometrów

   W Szczecinku bardzo mi się podobało. Bardzo fajne miasto z parkiem cudnym nad wodą. Tam się czułem jak u siebie. Zapamiętałem z tego biegu to, że na zdrowy rozum nie powinienem biec. Po tygodniu noszenia listów miałem tak zajechane mięśnie, że naprawdę się bałem czy nie zrobię sobie czegoś złego. Dlatego czas 51:54 był taki jaki był. Ciężko się biega bez świeżości, ale ogólnie podobało mi się tam bardzo. Jeszcze nawet zrobiłem finisz, bo jakiś koleś ruszył mocno gdzieś na 500 metrów przed metą. Ja głupi na zajechanych mięśniach postanowiłem, że ruszę z nim. Był jednak szybszy, ale dzięki niemu też nadałem sobie bardzo mocne tempo. I po zawodach był poczęstunek nietypowy, bo jedliśmy dzika. W ogóle dzięki zawodom byłem w wielu miejscach w których nigdy bym nie był, bo niby po co, a tak przed zawodami, w trakcie i po można zobaczyć kawałek świata. Może to za dużo powiedziane, ale trochę zwiedziłem. To prawda, że podróże kształcą. Wszystko co nowe i nieznane jest fascynujące i pociągające.

03.05.2013 rok BIEG TRANSGRANICZNY 10,5 kilometra

  Nie mogło zabraknąć też startu u siebie w mieście w Święto Konstytycji i czego mi brakowało podczas kariery biegacza amatora. Miłości jedynie więc szukałem i pamiętam, że byłem na tym biegu z pewną dziewczyną. Był to krótki epizod, bo miłości nie znajdziesz ot tak. Mnie nie interesowało bycie z kimkolwiek tak, żeby być tylko. Człowiek jednak całe życie szuka miłości, a często bywa tak, że pojawia się ona niespodziewanie. Jeżeli usilnie szukasz i cierpisz to nie znajdziesz, ale jak masz takie marzenie w głębi duszy i nie przejmujesz się samotnością i nie ubolewasz nad tym to wtedy ona się znajdzie. Podczas tego biegu już w połowie dystansu spotkałem młodego chłopaka, który szedł. Zagadałem do niego co się stało? A on, że nie ma siły już biec. Okazało się, że ma 15 lat i pomogłem mu. Zaczął biec ze mną i w zasadzie skupiłem się tylko na nim. Czas to 1:00:37 więc aż o 12 minut gorzej niż w debiucie, ale tu nie chodziło o mnie. Połowę dystansu wspierałem chłopaka ile mogłem. Biegliśmy do końca razem. Ile razy mówił, że nie da rady, a ja, że już kawałek, już blisko. Nawet go zmotywowałem do finiszu, bo on walczył o podium w swojej kategorii wiekowej. Przybiegł 2 sekundy za mną, ale wiecie jak się fajnie czułem jak on na dekoracji stawał na podium na trzecim miejscu. Można powiedzieć, że wprowadziłem go na podium. Wojownik nigdy nie wygra walki sam, ale jak widzi potrzebującego to zawsze pomoże mu w jego walce. Ja nie zapomnę jak go zobaczyłem jak szedł i jaki był pogodzony z losem, że nie da rady tego dnia. Nie pozwalałem mu w ogóle, żeby słuchał siebie. Nie pozwalałem mu, żeby nawet pomyślał, żeby przejść w marsz. Pewnie jakbym sam tam został w połowie to może i by trochę biegł, trochę odpoczywał. Może to był jego pierwszy tak długi dystans. Nie wiem... Wiem, że można dać pomoc drugiemu człowiekowi i wsparcie bezinteresownie. To się właśnie zdarza często na zawodach. Dajesz komuś energię i motywujesz go. Mi się to udało. Udało mi się sprawić, że ten chłopak uwierzył, że pokona siebie. Pewnie pierwszy raz w życiu zobaczył, że umysł go oszukał. Na tym polega samotność biegacza. Walka z myślami, że nie dasz rady. Zdolny do rzeczy wielkich jesteś dopiero jak pozwalasz tym myślom tylko przepływać, bo widzisz, że one z czasem znikają i przestają przeszkadzać. To jest tak jakby umysł ciebie testował. Chce mieć nad tobą kontrolę cały czas.