| Kategorie: Sport
12 marca 2024, 16:32
Po maratonie w Dębnie miałem 3 tygodnie przerwy od zawodów. W marcu przecież pobiłem życiówki i na 5 kilometrów i na 8 oraz na 15 kilometrów, a zwieńczyłem to maratonem gdzie też padła moja życiówka, ale o tym przekonałem się dopiero w późniejszej części sezonu. Początek 2014 roku wprost wyśmienity. Ciężko, żebym sobie nawet wymarzył coś takiego. Lepiej tego nie można było zacząć.
26.04.2014 rok GOZDOWICE 12 kilometrów
Bardzo miły i kameralny bieg i znów spotkanie z koleżanką po długim czasie. Nie pamiętałem tego, ale zdjęcia z nią uświadomiły mi to. W jej towarzystwie czułem się fantastycznie. Są takie kobiety w których towarzystwie czujesz się lepszy niż sam siebie postrzegasz. Z perspektywy czasu szkoda, że nie mieszkaliśmy w tej samej miejscowości. Może dlatego nie czyniłem żadnych kroków i cieszyłem się za każdym razem jak się spotykaliśmy na zawodach. Może byłem zbyt nieśmiały, a szkoda, a może czasem jest tak, że lepiej się oszukiwać. Myślisz sobie, że jest fajnie razem i miło, ale na coś więcej nie masz szans. Po co burzyć znajomość nawet jak czujesz coś więcej. Jakbym się jednak zdobył na odwagę to chociaż bym wiedział o co chodzi. Czas to 58:02 więc całkiem całkiem. Na zawodach umiałem iść na całość, ryzykować, mieć odwagę, a w życiu jednak już taki pewny siebie nie byłem. To samo tyczyło sie kobiet. Znaczy nie miałem problemu nigdy w kontaktach z kobietami. To mi przychodziło naturalnie, ale chodzi mi, że jak coś czujesz to nie zostawiaj tego losowi. Dostajesz jakieś znaki to idź za ciosem nawet jak okaże się, że nic z tego. Ja nie spróbowałem więc mogę tylko snuć domysły. Tak czy owak wiem, że ciągnęło nas do siebie. Wspominając zawody i oglądając fotki mogę to dokładnie zobaczyć po latach. Nie ma przypadków, lecz jak nie ryzykujesz nie pijesz szampana.
1.05.2014 rok RESKO 10 kilometrów
W poprzednim roku dwa razy startowałem dzień po dniu. Raz były to dwa biegi po 5 kilometrów, a za drugim razem 5 kilometrów i nazajutrz 10. W 2014 roku postanowiliśmy, że polecimy sobie dwie dyszki z jednym dniem przerwy. Z Reska pamiętam, że był to bieg w terenie i finisz z Samurajem. Miałem czas 50:04, a on był za mną 3 sekundy. To było dość częste u nas. Jakbym przeanalizował wszystkie starty to by wyszło pewnie, że zawsze dzieliło nas niewiele. Raz on był lepszy, raz ja. Czasem dochodziło do walki na finiszu.
03.05.2014 rok BIEG TRANSGRANICZNY 12,2 kilometra
Po Resku obowiązkowy był start u nas w mieście. Czas 58:37, czyli lepszy niż rok wcześniej o blisko 2 minuty. Niestety nic mi się nie wbiło w pamięć jeżeli chodzi o te zawody. Najbardziej byłem ciekawy jak mi się będzie biegło, bo przecież dwa dni wcześniej lecieliśmy Resko. Okazuje się, że można startować nawet dzień po dniu. Po maratonie to są takie kolejne wyzwania. Dopóki nie pokonasz maratonu to wydaje ci się, że półmaraton to bardzo długi bieg. Potem takie biegi 10 czy 12 kilometrowe są jak jakiś żart. Inaczej to odczuwasz, inaczej postrzegasz. Perspektywa postrzegania biegania kompletnie się zmienia.
17.05.2014 rok MYŚLIBÓRZ 10 kilometrów
Nadszedł kolejny czas testów i sprawdzania swojej wytrzymałości. Po maratonie nie było dla mnie rzeczy niemożliwych więc szukałem ciekawych wyzwań. W Myśliborzu poleciałem 10 kilometrów w czasie 48:24, a więc szybko jak na mnie, ale nazajutrz wybrałem się na półmaraton. Takiego czegoś jeszcze nie praktykowałem.
18.05.2014 rok TARNOWO PODGÓRNE PÓŁMARATON
Okazało się, że ta dwudniówka wyszła bardzo dobrze. W Myśliborzu się nie oszczędzałem i w Tarnowie też nie. Miałem czas 1:53:19 więc o prawie 2 i pół minuty szybciej niż rok wcześniej. Na dodatek mam z tego biegu fajny plecak. Jak jest forma i czujesz moc, to nawet można mocno wystartować dzień po dniu, co rok temu nawet by mi nie przeszło przez myśl.
25.05.2014 rok SIADŁO DOLNE 11 kilometrów
Bieg z tego co pamiętam to w terenie i bardzo tam sympatycznie było. Koło 200 osób i byłem 51. Czas 53:19. Trzymałem wysoką formę od początku marca. W czerwcu mnie czekał kolejny maraton. Ciężko, żebym po Dębnie sobie odpuścił kolejny maraton. Tym bardziej, że nic mi nie dolegało i czułem się świetnie.
08.06.2014 rok PÓŁMARATON GRODZISK
Jest wiele zawodów z których po wielu latach nie pamiętasz nic. Tego półmaratonu nie zapomnę z pewnością. Wrył mi się pamięć bardzo mocno jako jeden z najcięższych biegów pod względem temperatury powietrza. Było tak gorąco, że większość uczestników siedziała w cieniu i nawet nie truchtała przed biegiem. Ponad 2000 osób. Ja pamiętam, że troszkę potruchtałem w pełnym słońcu, ale szybko stwierdziłem, że zdążę w takim upale "umrzeć" na trasie. Wiadomo, że jak jest lato to jest też gorąco. Wiele takich biegów zaliczyłem, ale tutaj to było piekło. Bufety z wodą były bardzo często, były nawet baseny strażackie. Ludzie wskakiwali cali, żeby poczuć ochłodę. Ja oblewałem się cały i po 500 metrach byłem suchy jak wiór. Nigdy wcześniej ani później nie widziałem tylu ludzi nieprzytomnych. Leżeli na chodnikach, karetki bez przerwy jeździły na sygnale. Na szczęście nikt nie zmarł tam, ale to pokazywało, że warunki były piekielne. Przysłowiowy "trup ścielał się gęsto". Pierwszy raz w życiu i jedyny musiałem stanąć na półmaratonie i przejść do marszobiegu. Pamiętam, że to był jakiś 15 kilometr kiedy zdałem sobie sprawę, że nie ma sensu ryzykować omdlenia. 1:59:17 to mój czas, ale to nie miało tego dnia znaczenia. To była jakaś chora walka o przetrwanie. Godzinę czasu po biegu dochodziłem do siebie. Mogłem tylko przyjmować płyny. Dobrze, że piwo dawali za darmo, ale rozeszło się bardzo szybko. Biega się każdych warunkach i myślę, że każdy biegacz przeżył chociażby trening w dużym upale. Nie jest to mądre i rozsądne i te zawody takie były. Ciężko coś takiego odwołać jak staje na starcie 2000 osób. Nawet w głowie nie mogę sobie przypomnieć takiego upału na treningu. Nie chodzi nawet ile stopni było, ale to było bardzo suche powietrze i pełne słońce. Suszarnia po prostu. Wiadomo, że latem najważniejsza jest wilgotność powietrza. Mówią, że tam jest tak podobno co roku. Ja już tego nie miałem okazji sprawdzić.
22.06.2014 rok MARATON LĘBORK
Tak to ciekawie się toczyło w tym 2014 roku, że początek był kosmiczny i życiówki w marcu, potem maraton Dębno, a potem różne starty wliczając w to weekend z dyszką i półmaratonem. Czerwiec natomiast to były biegi na przetrwanie. Do czerwca to w zasadzie była zabawa, ale najpierw Grodzisk i potworny upał, a potem maraton w Lęborku, gdzie biegłem na samej wodzie. Taki test dla mnie ile może znieść mój organizm. Okazało się, że bardzo dużo na tamten czas. Jest to oczywiście złudne myślenie, że nic ciebie nie pokona. Po czerwcu jednak czułem, że nic mnie nie jest w stanie pokonać. Żadne ciężkie warunki ani przeszkody w postaci upału czy braku pożywienia na maratonie. Człowiek jest w stanie znieść więcej niż się wydaje. Takie mordercze biegi to pokazały mi. Kolejne przesuwanie granic wytrzymałości ludzkiej.
27.06.2014 rok KRÓTKA NOC KLUBU BIEGACZA 7 kilometrów
Ten morderczy miesiąc zakończył się spotkaniem corocznym grupy Hermes. Najważniejsze, że była znów ona. Z nią przecież biegłem pierwszy półmaraton, wygrałem bieg Zakochanych i tego dnia całą trasę pokonaliśmy razem. Jeżeli chciałem się przekonać o co chodzi między nami to nie było ani wcześniej ani później lepszego momentu. Zdarzyło się coś co można śmiało nazwać znakiem. Nie napiszę dokładnie co, ale byłem bardzo zaskoczony i to bardzo miło. Wszechświat dawał mi tyle znaków, a ja głupi nie sprawdziłem tego. Coś jak w tym kawale, że koleś prosi Boga, żeby wygrał milion w totolotka, a Bóg do niego mówi weź może wyślij kupon. Ja tak się zachowywałem właśnie. Szukałem w głębi duszy miłości, fajnej dziewczyny, a jak była blisko to nic nie robiłem, żeby się przekonać czy to tylko fajna znajomość czy coś więcej... Nie wysłałem przysłowiowego kuponu...