Archiwum czerwiec 2017, strona 1


Falstart młodzieżówki w Lublinie... Słowacy...
Autor: rasmarsom | Kategorie: Sport 
Tagi: polska   piłka nożna   słowacja   euro u-21  
17 czerwca 2017, 16:03

   Największa impreza w tym roku w Polsce zaczęła się bardzo niemiło dla młodzieżowej reprezentacji. Miałem wrażenie, że niektórzy już dopisywali trzy punkty za spotkanie ze Słowacją. Zapomnieli jednak, że to nie jest dorosła reprezentacja, która idzie przez eliminacje do MŚ jak burza. Bezpośrednie zaplecze seniorskiej reprezentacji zaprezentowało się na tle Słowacji słabo, a przecież jeszcze mecze z obrońcami tytułu Szwedami i uznawanymi za faworytów grupy Anglikami... Dopóki piłka w grze to wszystko jest możliwe, ale nie widzę tego. Trzeba być naprawdę bujającym w obłokach marzycielem, żeby wierzyć w pokonanie Szwedów i Anglików...

 

STARE DEMONY REPREZENTACJI SPRZED ERY NAWAŁKI

 

   Nie tak miało być... Jak to powiedział Andrzej Iwan, że obudziły się stare demony. Wszyscy pamiętamy jak dorosła reprezentacja startowała na ME czy MŚ i zawsze nadzieje kończyły się po pierwszym przegranym spotkaniu...

Pierwszy mecz otwarcia po zwycięstwo albo przynajmniej remis, drugi o wszystko, a trzeci o honor. Kto nie pamięta meczu z Koreą Południową czy spotkania z Ekwadorem... Mieliśmy niby szczęście, że w pierwszych spotkaniach trafialiśmy na słabszy zespół, który trzeba było ograć. Pamiętamy też Grecję na ME w Polsce i na Ukrainie. Te demony odpędził Nawałka wygrywając rok temu na ME we Francji zgodnie z planem Irlandię Północną. W takim turnieju nie można przegrać pierwszego spotkania. Wczoraj wszystko się przypomniało... Tak grała dorosła reprezentacja sprzed ery Nawałki. Tak jakby nie wiedzieli co mają grać. Nie było drużyny. Nie było monolitu, szybkości, dynamiki. Nie było dobrej organizacji gry. Nasi zawodnicy byli też słabsi technicznie. To przecież była tylko Słowacja, czyli taki kopciuszek w naszej grupie. Mam wizję spotkań naszej dorosłej reprezentacji na turniejach mistrzowskich. Pierwszy mecz przegrany,a teraz przecież na drodze staje Szwecja... Obawiam się, że dobrze nie będzie. Szwedzi po pierwszym zremisowanym spotkaniu muszą wygrać. Pamiętajmy, że awansuje bezpośrednio tylko zwycięzca grupy i jeden zespół z trzech grup z drugiego miejsca do półfinałów. Po tym co chłopcy Dorny zaprezentowali w pierwszym spotkaniu ja tego nie widzę. Niezły ból głowy ma selekcjoner jak zestawić jedenastkę w następnym spotkaniu... Nie zazdroszczę. Trzeba postawić na tych w najlepszej dyspozycji i tych, którzy grali regularnie w klubach. Nie ma nic do stracenia już... Za dużo zawodników zawiodło.

 

SŁOWACJA POKAZAŁA MOC!!!

 

   Kto by się tego spodziewał po strzeleniu bramki już w pierwszej minucie przez Lipskiego. Zaczęło się fantastycznie. Chłopcy zaczęli na euforii i wydawało się, że będzie miło, spokojnie. Słowacy zainkasują z trzy bramki i nadzieje na półfinał zostaną rozbudzone. Przeciwnicy jednak nie spuścili głow, nie wystraszyli się tego, że grają pierwszy mecz z gospodarzem turnieju. Jest to bardzo trudne, bo przecież kibice pomagają jako dwunasty zawodnik i często też arbiter spotkania... Wielu fauli Polaków nie gwizdał na Słowakach i pomylił się dając żółtą kartkę zawodnikowi, który nie faulował. Powinna ta kartka zostać cofnięta, bo faulował jego kolega. Komentatorzy tego nie wychwycili czym byłem zaskoczony. Widocznie byli przerażeni, że młodzieżówka gra tak słabo... Marzyliśmy pewnie, żeby Polacy grali właśnie tak jak Słowacy. Pamiętajmy jednak, że oni wyeliminowali Holandię z tych mistrzostw. Nikomu nie trzeba chyba tłumaczyć jak wygląda szkolenie młodzieży w Holandii... Świetnie to ujął trener Słowaków mówiąc, że oni w eliminacjach przegrywali z Pomarańczowymi 0:2 i wygrali 4:2. Takie zwycięstwa w meczach o stawkę i punkty kształtują morale drużyny. To było widać wczoraj na boisku w Lublinie. Słowacy pokazali charakter. Przegrywać w pierwszej minucie spotkania z gospodarzami turnieju i się podnieść! To świadczyło o tym, że czują się mocni. Po tej bramce przejęli inicjatywę, zdominowali środek pola. Ten malutki "Terminator" biegał chyba na bateriach Duracell. On przez całe spotkanie zachował szybkość i dynamikę. Był dosłownie wszędzie i przykro było patrzeć jak jest arogancki w dryblingu... Prowadził grę Słowaków. Typowy dojrzały playmaker. Po tym spotkaniu wielu menedżerów zgłosi się do niego zapewne. Olbrzymi talent...

   Słowacy byli lepsi technicznie, zgrani ze sobą, lepsi mentalnie, szybsi, lepiej się ustawiający, dynamiczni. Naprawdę miło się patrzało jak grają. Grali swoje po utracie pierwszej bramki i czuli, że są lepsi i kontrolują spotkanie. Dość szybko wyrównali po makabrycznych błędach polskiej defensywy. Ta piłka nie miała prawa się znaleźć pod nogami zawodnika, który strzelił bramkę. Nasi ustawiali się za daleko od przeciwników, pozwalali im na zbyt wiele. Nie mieliśmy pomocników. Bardzo źle kryli chłopcy Dorny. Słowacy czuli się coraz pewniej na boisku. Czuli, że są szybsi i że mają kontrolę nad wydarzeniami na boisku. Kapustka doznał kontuzji, a to na nim miała się opierać kreatywność w ataku i tworzenie sytuacji. Linetty też miał być dużym wsparciem dla tej reprezentacji... W drugiej połowie Polacy mieli swoje sytuacje i mogli ten mecz wygrać będąc słabszą drużyną. To jest właśnie piłka nożna i piękno tego sportu. Słabsza drużyna może wygrać spotkanie. To nie łyżwiarstwo figurowe i nie przyznaje się ocen za styl. Jednak jak nie idzie, nie ma ducha walki w drużynie to i nie wykorzystuje się stuprocentowych okazji... Trzeba szczerze przyznać, że Słowacy byli świetnie przygotowani motorycznie i technicznie. To oni tworzyli drużynę i zasłużenie wygrali. Kwintesencją nieporadności chłopców Dorny była bramka na 2:1! Dwa podania z własnej połowy i wymanewrowana połowa polskiego zespołu. Do tego przewracający się Bednarek i nieszczęście gotowe... Przykro było na to patrzeć. I tak z taką grą Polacy mogli o dziwo wygrać. Przecież sytuacja sam na sam Stępińskiego powinna się zakończyć bramką... Do ataku nasi ruszyli dopiero przy stanie 1:2. Wtedy okazję miał Linetty i zwycięstwo przypieczętował genialną paradą bramkarz Słowaków. To była obrona meczu... Słowacy byli lepsi i szczęście wtedy pomaga też. Naszym jak nie szło tak nie szło do końca... Nasz bramkarz dostosował się do poziomu gry kolegów z boiska i też raził niepewnością i nieporadnością... Trzeba kibicować Słowakom dalej, bo fajnie się zaprezentowali na tle naszej ekipy i mogą namieszać w tej grupie. Ciekawy jestem jak to będzie wyglądać na tle silnej ekipy Anglii. Nasi za bardzo Słowakom nie przeszkadzali, a z Anglikami będzie całkiem inaczej. Anglicy muszą ten mecz wygrać, a Słowacy nie. Mają już przecież 3 punkty.


DLACZEGO EKIPA DORNY ZAPREZENTOWAŁA SIĘ TAK FATALNIE???

 

   Trenera Dornę czeka teraz dużo analizy materiałów po tym meczu i ból głowy jak zestawić jedenastkę na mecz ze Szwecją. Najbardziej podobała mi się wypowiedź Kapustki po tym spotkaniu. On nie owijał w bawełnę i przyznał, że Słowacy wygrali zasłużenie, bo dominowali w każdej strefie na boisku. Reszta piłkarzy zasłaniała się tym, że przecież mieliśmy okazje i można było ten mecz nawet wygrać. Byłoby to jednak niesprawiedliwe dla naszych południowych sąsiadów.

   Pierwszy mecz jest zawsze trudny na takim turnieju. Jest dużo niewiadomych jak zaprezentuje się drużyna. Porażka w pierwszym meczu praktycznie przekreśla szanse na wyjście z grupy. Dlatego tego pierwszego spotkania przegrać nie można! Nasi nie grali eliminacjach, a wtedy ciężko jest sprawdzić drużynę w meczu o stawkę. Mecze towarzyskie to nie to samo. Słowacy grali eliminacje i to było widać, że tworzą drużynę, która wie co ma grać i jak. Nasi niestety wyglądali trochę jakby grali w tym zestawieniu pierwszy raz. Pamiętajmy też, że ostatnie dwa spotkania towarzyskie z Włochami i Czechami nasi przegrali. To też mentalnie nie pomaga.

   Tragicznie zagrała linia pomocy całkowicie zdominowana przez Słowaków i tego niezniszczalnego "Terminatora"... Hurraoptymistyczne zapowiedzi tonował Tomek Łapiński mówiąc, że obawia się środka defensywy i środka pomocy. Grali tam zawodnicy, którzy ostatnimi czasy nie grali regularnie w swoich klubach. I to się potwierdziło. Nie mieli rytmu meczowego... Gierki na treningu to nie to samo. U Słowaków np. bramkarz nie grał od grudnia, ale nie przeszkodziło mu to być silną postacią swojej ekipy i pomóc wydatnie kolegom w zwycięstwie.

   Nie było też ducha tej drużyny. Słowacy się napędzali, ich bramkarz był wniebowzięty udaną paradą. Nasi grali jakby obok siebie. Zamyśleni, spuszczający głowy. Ta drużyna nie miała charakteru niestety. Nie tworzyła też monolitu. Nikt nie dał bodźca tej drużynie. Nie widziałem tam jakiegoś wojownika. Kapustka wolał już nawet nie grać w drugiej połowie jak zobaczył jak prezentują się koledzy. Boniek nie miał zachwyconej miny, a przecież nawet sędzia starał się jak mógł nam pomóc nie gwiżdżąc niektórych fauli naszych... Nasi wyglądali jakby byli nieprzygotowani fizycznie dobrze do tego spotkania. Niepewni siebie, mało dynamiczni. Wątpię, żeby jakiś zagraniczny menedżer wpisał sobie do kajetu jakieś nazwisko naszego gracza... Niby mieliśmy nazwiska, ale piłka nożna to gra zespołowa. Indywidualności mogą odmienić losy meczu, ale drużyna musi pomóc w tym.

   Z braku dobrej organizacji gry i braku dynamiki, motoryki i szybkości nasi popełniali sporo błędów. Nie kryli niekiedy wcale jak przy straconych dwóch bramkach. Zagubieni we mgle i to nie był stres tym, że grają u siebie i że turniej jest w Polsce. Jako drużyna byli słabo przygotowani. Selekcjoner ma o tyle trudną sytuację, że dostaje zawodników na zgrupowanie. Ci zawodnicy przyjeżdżają w różnej formie. Niektórzy po długich przerwach i zawsze jest ryzyko wystawienia takiego zawodnika nawet jeżeli ma nazwisko... Niestety z taką pomocą to my nic nie zrobimy Szwedom. Jeszcze jak nie zagra Kapustka, który może zawsze zrobić coś ekstra nawet w słabszej dyspozycji to nie mamy czego szukać już na tych ME...

   Co może zmienić trener przed meczem ze Szwedami? Wymienić słabe ogniwa, bo ten skład nie spełnił oczekiwań. Szybkości, dynamiki i motoryki już nie poprawi. Trzeba dać szansę tym, którzy grali regularnie w klubach. Zobaczymy jak będzie różnica fizyczna w starciu ze Szwedami. Pamiętajmy, że i Szwedzi i Anglicy cechują się świetnym przygotowaniem fizycznym. Jakoś marnie to widzę, ale jak rzekł Tomek Łapiński ten turniej to szansa na pokazanie się poszczególnym zawodnikom. Szansa na znalezienie lepszego klubu. I chyba tak trzeba będzie patrzeć na to. Jeżeli odstawaliśmy od Słowaków to co dopiero będzie na tle obrońców tytułu Szwedów. Szwedzi charakteryzują się świetną organizacją gry w defensywie i siłą fizyczną. Możemy nawet nie mieć tyle sytuacji co ze Słowacją, a każdą trzeba będzie wykorzystać. Przez 70 godzin niewiele da się poprawić. Można zrobić roszady w składzie i liczyć na cud. Liczyć, że chłopcy będą wyglądać lepiej motorycznie, bo bez tego nie da się wygrać ze Szwedami. Trzeba biegać jak mały "Terminator"...

   Cuda w sporcie się zdarzają i to jest piękne... Oby to nie był "Potop Szwedzi"... Po wczorajszym spotkaniu ciężko szukać powodów do optymizmu... Jakby udało się jakimś cudem wygrać to zawsze chłopcy by mieli trzy punkty na koncie. Nawet jakby potem przegrali ze Szwecją i Anglią to nadzieje by były do ostatniego spotkania. W tym wypadku mecz z Anglią może być już tylko ważny dla "Dumnych Synów Albionu".

 

 

Saneczkarstwo : Mój tekst z ig24.pl
Autor: rasmarsom | Kategorie: Sport 
Tagi: saneczkarstwo   puchar świata  
17 czerwca 2017, 12:35

Saneczkarstwo – PŚ w Park City: Repilov wygrywa jedynki. Nasi przyzwoicie.

Marcin Jaskuła,

KRÓL ROLAND GARROS JEST TYLKO JEDEN!!!
Autor: rasmarsom | Kategorie: Sport 
Tagi: tenis ziemny   nadal   roland garros  
16 czerwca 2017, 13:34

   Nie mogło być inaczej w tegorocznym Roland Garros. Rafael Nadal pokazał, że po dwóch latach przerwy można znów być najlepszym. Pewnie niewielu wierzyło w jego tak triumfalny powrót. Prawdziwy wojownik jednak nigdy się nie poddaje! Wygrać 10 razy Turniej we Francji to jest po prostu kosmos! Nie miał sobie równych i w zasadzie to nikt Go nawet nie zmęczył specjalnie. Andy Murray w takiej formie i tak zrobił dużo dochodząc do półfinału. Novak Djokovic przeżywa wyraźny kryzys. Stan Wawrinka zrobił wszystko co mógł dochodząc do finału, ale tam tylko statystował Królowi Rafie. Nowa wschodząca gwiazdka tenisa, czyli Dominic Thiem zobaczył jak wiele się musi jeszcze uczyć od Mistrza Nadala. Rogera Federera nie było, bo szykuje formę na ulubioną trawę. Tegoroczny turniej miał jednego faworyta i obyło się bez niespodzianki. Zadawano sobie tylko pytanie czy ktoś jest w stanie zatrzymać Hiszpana. Dlatego rozgrywki pań miały większą dramaturgię i przyniosły nieoczekiwaną zwyciężczynię. U panów emocji było naprawdę niewiele...

 

NIEKWESTIONOWANY KRÓL ROLANDA GARROSA RAFAEL NADAL

 

   Stało się tak jak się miało stać... W tym sezonie na kortach ziemnych Rafa przegrał tylko raz z Dominikiem Thiemem. To było jednak w Rzymie, a nie w Paryżu... U "siebie" Hiszpan dał lekcję tenisa młokosowi, którego określa się jako następcę Wielkiego Króla Mączki. Dużo jeszcze jednak przed nim. Łączy go to, że jest tytanem pracy na treningach jak mistrz. Mecz półfinałowy  przypominał walkę mistrza z uczniem. Jedyne co mieli takie samo to przepaskę na czole. Przepaska wojownika. To miał być najtrudniejszy bój dla Hiszpana, ale okazał się spacerkiem. Austriak nie był w stanie w żaden sposób dobrać się do skóry mistrzowi. Nie zagrał już tak dobrze jak z Djokovicem, a może po prostu Rafa był tu za mocny dla każdego. Przekonał się o tym też Wawrinka w finale. On wygrał by nawet gdyby każdego seta grał ktoś inny. Załóżmy, że pierwszego Murray, następnego Thiem i kolejnego Wawrinka. I pewnie Nadal wygrał by w tym roku każdego seta. Zresztą przecież on nie stracił seta w całym turnieju! Przeszedł przez turniej jak burza i wydaje mi się, że bardziej się spocił i zmęczył na treningach...

   To było jego już 10. zwycięstwo w Paryżu. Śmiem wątpić by ktokolwiek tego dokonał w przyszłości. Tym cenniejsze zwycięstwo, bo po dwóch latach przerwy. W tym czasie Nadal zmagał się z kontuzjami i nie wiadomo było czy znów wróci na szczyt. Tak poznaje się prawdziwych mistrzów sportu. Łatwo jest jak idzie, bo wtedy wszystko przychodzi tak naturalnie. Gorzej jak zaczyna się kryzys, kontuzje, porażki. Jak jesteś na szczycie to nie myślisz o tym, że możesz spaść. idziesz po swoje. Jeżeli jednak upadasz to potem musisz włożyć jeszcze więcej pracy w powrót na szczyt. To się udaje tylko prawdziwym mistrzom, a Rafa kocha tenis, ceglaną mączkę i Roland Garros. Bez tego nie mógłby żyć. Wydaje się, że urodził się z rakietą w dłoni i przyszedł na świat na ceglanej mączce. Poruszał się po korcie w każdym spotkaniu jak kot. Robił co chciał i był maksymalnie skoncentrowany i skupiony na swojej grze. Przeciwnik nie miał znaczenia. Robił to samo co Ostapenko. Grał sam ze sobą. Żaden przeciwnik nie zmusił go nawet do dekoncentracji czy zasiania ziarenka niepewności. Niszczył wszystkich po kolei. McEnroe powiedział, że wygrać z Nadalem na ceglanej mączce w grze do trzech wygranych setach to jak polizać się po łokciu... Wydawało się, że Thiem wygra przynajmniej jednego seta po tym co pokazał w starciu z Djokovicem. W finale też kibice mieli nadzieję, że Wawrinka chociaż się przeciwstawi w jakimś secie. Szwajcar też był bezradny i uznał klasę Hiszpana mówiąc po meczu, że przeprasza za swój występ i że Rafa był po prostu za dobry. Nadal był bardzo wzruszony po finale, bo wiedział ile pracy włożył w to, żeby znów stać się Królem Prayża po dwóch ciężkich latach. Takie zwycięstwa smakują najlepiej i najbardziej poruszają w głębi. Przypomina się sportowcowi jak był kontuzjowany, jak miał przerwę, jak musiał znaleźć siłę, żeby znów podjąć próbę wspięcia się na szczyt. Nie można się w takiej chwili nie wzruszyć, bo pojawiają się obrazki jak były próby zwątpienia w sens tego, że uda się wrócić i wygrać po raz dziesiąty... Hiszpan jest prawdziwym wojownikiem i dopóki istnieje nawet jeden procent szans na to, że zdoła osiągnąć najwyższą formę to podejmie wyzwanie, bo to jego życie. Urodził się po to, żeby zwyciężać. W tym roku dokonał tego w zadziwiającym stylu zmiatając rywali z kortu. Był bardzo głodny zwycięstwa tutaj w Paryżu. Wrócił w wielkim stylu! Wyglądał najlepiej fizycznie ze wszystkich zawodników tu. Fruwał po tym korcie. Poruszał się z taką zwinnością jak za najlepszych lat. Nikt nie był w stanie chociażby mu zagrozić. Tak się wygrywa dziesiąty raz Rolanda Garrosa w wieku 31. lat. Czapki z głów przed wojownikiem z Majorki!!!

 

RESZTA, CZYLI TŁO RAFY W PARYŻU

 

   Reszta wielkich zawodników była tylko tłem i w cieniu występu Nadala. Tenis męski nie przynosi takich niespodzianek jak kobiecy i tu nie wyskoczył żaden "diabeł z pudełka". Hierarchia w światowym męskim tenisie jest ustalona od lat, czyli Murray, Federer, Nadal, Djokovic i Wawrinka. Oni między sobą dzielą się triumfami w Turniejach Wielkiego Szlema od wielu lat. Dobił do tej Wielkiej Czwórki Stan Wawrinka obdarzony najpiękniejszym uderzeniem z bekhendu jaki świat tenisowy widział. I tak teraz ta piątka się tasuje. Decyduje dyspozycja podczas turnieju, a często też dyspozycja dnia.

ROGER FEDERER - jego w Paryżu zabrakło, ale wielki mistrz gra już coraz mniej, a korty ziemne to nie jest jego ulubiona nawierzchnia. Jego priorytetem jest teraz rodzina. Szykuje formę na Wimbledon. Tam zobaczymy pokaz elegancji. Warto popatrzeć, bo tak pięknie technicznie nikt nie gra. Do tego wygląda to tak jakby Szwajcar nie wkładał w uderzenia zbyt wielkiego wysiłku. Niesamowite czucie ma ta już ikona tenisa i uznawany za najlepszego tenisistę w historii. Na jego grę zawsze patrzy się z przyjemnością i podziwem. Na ten kunszt lekkości, techniki, elegancji na korcie. Ustawianie się na korcie, czytanie gry. To jest prawdziwa poezja tenisa.


ANDY MURRAY - numer jeden rankingu.
Długo się piął na szczyt, ale w tym sezonie nie jest w wielkiej formie. Waleczne serce ze Szkocji pokazał jednak, że nie będąc w najwyższej formie niewiele mu zabrakło do awansu do finału. Pojedynek z Wawrinką w półfinale był najlepszym pokazem tenisa w tegorocznym męskim Roland Garros. Obaj szli na wyniszczenie, a Andy jak zwykle biegał do każdej piłki i fenomenalnie wygrywał przegrane piłki. Brakło mu jednak już sił w piątym secie. Wszystko włożył w tie-break czwartego seta, którego jednak przegrał... Tak czy owak Wawrinka miał rację, że Murray w najwyższej formie tu nie był, a i tak zrobił swoje i obaj panowie w półfinale dali piękny pokaz tenisa.

 

STAN WAWRINKA - Szwajcar oprócz Nadala był w Paryżu w najwyższej formie. Może jeszcze Thiem, ale on trafił na Nadala w półfinale. Stan robił co mógł w finale, ale nic nie wskórał. Osiągnął swój kolejny finał turnieju Wielkiego Szlema i pierwszy raz przegrał w finale! Trzy razy wcześniej zawsze wygrywał finał turnieju Wielkiego Szlema. Co on mógł jednak zrobić Nadalowi. Był też zmęczony z pewnością po boju z Murrayem w półfinale. Zawsze blokowała go psychika, ale od czasu pierwszego wygranego turnieju Wielkiego Szlema kiedy to pierwszy raz od dawna wygrał ktoś spoza Wielkiej Czwórki jest już pewny swojej gry. Zebrał doświadczenie i jest teraz zagrożeniem dla każdego. Pokazuje to odważna wypowiedź przed półfinałem, że Murray nie jest w najlepszej dyspozycji. Otrzaskał się Szwajcar w tej elicie tenisowej, ale na Andy'ego trzeba uważać zawsze. On się nie poddaje i zawsze walczy do końca i wyciąga piłki, których nikt nie jest w stanie nawet powąchać. Mistrz gry defensywnej tak jak Stan jest mistrzem gry z bekhendu jednoręcznego.

 

NOVAK DJOKOVIC - Serb ma wyraźny kryzys w swojej pięknej karierze. Każdy wielki sportowiec coś takiego przeżywa i teraz padło na niego. Długi czas wydawał się nie do pokonania i przykro było patrzeć jak przegrywa z Thiemem 0:6 w trzecim secie w zasadzie bez walki. Zmienił trenera i wie, że musi jakoś przetrwać ten regres formy. Chyba sam Austriak nie sądził, że w ćwierćfinale rozprawi się Novakiem w trzech setach. Djoko jest cieniem siebie teraz...

 

Warto jeszcze wspomnieć o dobijającym do światowej czołówki Dominicu Thiemie. On zrobił swoje i dotarł do półfinału. Już potrafi wygrywać z tymi największymi na swojej ulubionej nawierzchni, czyli na mączce. Ma już na rozkładzie Nadala w Rzymie, a teraz Djokovica w Paryżu. Potrafi pojedyńcze mecze rozegrać świetnie. Brakuje jeszcze stabilizacji, doświadczenia w grze z tymi największymi i to było widać w starciu z Nadalem. Jednak on wciąż się rozwija i jest bardzo młody więc wszystko przed nim. Mówi się, że w przyszłości będzie nowym numerem jeden światowego tenisa. Ma wszystkie papiery do tego. Na dodatek bardzo mocno pracuje na treningach. Bardzo poukładany chłopak w głowie. Musi się jednak jeszcze dużo uczyć mentalnie, bo gra na najwyższym poziomie wymaga silnej psychiki. Coś może mu o tym powiedzieć Wawrinka, który często przegrywał z samym sobą na korcie. U Stana te demony jednak odeszły. Czasami potrzeba na to nawet kilka lat.

 

Teraz turnieje przygotowujące do Wimbledonu i zawodnicy otrzaskują się z krótkim sezonem gry na trawie. Tu decyduje serwis i return. Całkiem inna gra niż na mączce. Piłka odbija się bardzo nisko więc to korty dla naprawdę sprytnych tenisistów. Krótkie wymiany, serwis, return, wolej. Tu decydują inne rzeczy. Dlatego bardzo te korty lubi Jurek Janowicz. Wczoraj pokonał Dimitrova, a takie zwycięstwa budują przed Wimbledonem. Agnieszka Radwańska na razie wycofuje się z turniejów, bo ma kłopoty ze zdrowiem. Pewnie jej forma będzie niewiadomą na Wimbledonie jak nie zagra w żadnym turnieju przed...

ROLAND GARROS oczami komisarza tenisa RasMarSoma...
Autor: rasmarsom | Kategorie: Sport 
Tagi: tenis ziemny   nadal   ostapenko. roland garros  
14 czerwca 2017, 14:06

NADAL W SPÓDNICY

Kto by się tego spodziewał, że 20-letnia Łotyszka wygra Turniej Wielkoszlemowy Rolanda Garrosa? Konia z rzędem temu kto obstawił zwycięstwo Ostapenko! Jelena wykorzystała świetnie fakt, że tegoroczny turniej mogło wygrać kilkanaście zawodniczek. Przecież nie było ani Sereny Williams ani Marii Sharapovej, a Kerber odpadła już w pierwszej rundzie z Makarovą... Muguruza, która wygrała rok temu, była w słabszej formie. Wielką szansę zmarnowała Simona Halep... Nawet dla mnie - po ćwierćfinale ze Svitoliną - była murowaną kandydatką do zwycięstwa. Gospodarze liczyli na Mladenovic, ale ona nie wytrzymała psychicznie boju z Baczinsky. Mecz był przerywany dwukrotnie i warunki były ciężkie. Pliskovej nie brałem pod uwagę aczkolwiek zaskoczyła mnie w starciu półfinałowym, bo bardzo poprawiła grę na ceglanej mączce. Podobnym stylem jak Halep grała Baczinsky, ale i ona nie dała rady napędzonej Łotyszce. Tak jak Ostapenko bezkompromisowo grała Svitolina, ale ona posypała się w starciu z Halep.

Ostapenko natomiast przechodziła kolejne rundy i toczyła trzysetowe boje. To był jej czas. Jej "5 minut". Ostatni raz nierozstawionym zawodnikiem, który wygrał na kortach we Francji był Gustavo Kuerten i to była wzruszająca historia. Kibice nie zapomną jak po finale narysował na korcie serce. Podejrzewam, że podobnie by zrobiła Mladenovic, ale ją zżarła presja gospodarzy. Z Muguruzą szalała, a ze Szwajcarką nie potrafiła opanować nerwów, wiatru i nie mogła wejść w mecz. Natomiast młodziutka, ambitna, uderzająca z piekielna siłą malutka Ostapenko nie oglądała się na rywalki i robiła swoje. Robiła to z taką młodzieńczą fantazją i werwą, że aż było miło patrzeć. Zero kunktatorstwa, zero zmian stylu gry. Nieważne jaki był wynik w danym momencie to ona grała jak zaprogramowana. Non stop atak. Dużo niewymuszonych błędów, ale też ogromna ilość piłek bezpośrednio wygrywających. Myślę, że ta uśmiechnięta dziewczyna z Rygi zdobyła sympatię całego tenisowego świata i wniosła świeży powiew do kobiecego tenisa. Ona po prostu czuła się tu fantastycznie, czerpała radość z każdego meczu i z każdego punktu. W finale kibicowałem właśnie jej, ale długo wydawało się, że nic z tego. Jelena jednak walczy do samego końca.

Porównałem ją do Nadala, chociaż to może nazbyt odważne... Chodzi mi o to, że Ostapenko grała sama i ona dyktowała w każdym meczu warunki na korcie jak Wielki Mistrz Rafa. Nie patrzała kto jest po drugiej stronie siatki, nie bała się, nie miała respektu dla rywalki. Grała bez przerwy swoje. Podobnie gra Rafa. Wydaje się, że jest tylko on, kort i rakieta, a przeciwnik nie ma znaczenia i jego gra. Tak właśnie serca kibiców zdobyła Jelena. Przy okazji podczas turnieju obchodziła 20-ste urodziny. Wyliczono, że forehand ma szybszy niż Murray. Piękne jest to, że wygrał tenis odważny i atakujący, a nie tenis skupiony na obronie i popełnianiu mniej niewymuszonych błędów. Wygrała odwaga. Wygrało nieustanne parcie do przodu i kończenie piłek przy każdej nadarzającej się okazji. Mogła przegrać kilka gemów z rzędu, a i tak nie zwalniała ręki i dalej atakowała. Czy to bekhand czy forehand czy cross czy linia czy wolej. Prawie każdą piłkę chciała zabić. Warunków fizycznych jakichś fantastycznych nie ma, ale jej budowa pozwala na uderzanie piłek z wielką siłą. Zaszokowała świat. To jest wlaśnie piękne w sporcie, że nikt na nią liczył. Pewnie ona sama na siebie też nie. Po prostu wychodziła na kort i grała ciesząc się. Nie widać było po niej nerwów. Szybko zapominała o ostatniej piłce i grała dalej swoje aż do skutku. Bardziej było widać taką pozytywną złość, że piłki nie chcą wchodzić w kort, ale wciąż miała wiarę i nadzieję, że jak zacznie wchodzić to przeciwniczka nie będzie w stanie się jej przeciwstawić. Tak właśnie zmiotła Wozniacki w ćwierćfinale w trzecim secie. Tak właśnie rozprawiła się z Baczinsky w trzecim secie. I nadszedł Wielki Finał...

 

HALEP NIE WYKORZYSTAŁA BYĆ MOŻE ŻYCIOWEJ SZANSY...

Wydawało się, że jednak Rumunka. Ona świetnie spisywała się na kortach ziemnych w tym roku. Poznała już smak zwycięstw w turniejach WTA w przeciwieństwie do Łotyszki. Ostapenko nie wygrała żadnego turnieju! Halep była już w finałach turniejów Wielkiego Szlema. Na dodatek zwycięstwo dawało jej pozycję liderki rankingu. Mieć w finale niedoświadczoną Ostapenko i tego nie wykorzystać... To się jej będzie śniło po nocach, bo druga taka szansa może nie przyjść... Do tego uwielbia grać Simona na mączce. Jej styl tu bardzo pasuje. Biega do każdej piłki jak Murray. Popełnia mało niewymuszonych błędów. To bardzo ważne na takich wolnych kortach. Stylem obronnym można tutaj dużo ugrać. Siła uderzeń nie ma aż takiego znaczenia jak i serwis. Trzeba biegać, przebijać piłki, mało psuć i od czasu do czasu zaatakować oraz mieszać grę.

Rumunka ma nowego trenera. Poprzedni odszedł, ponieważ nie umiał opanować jej słabej psychiki. Nie mógł wpłynąć na nią, żeby wierzyła w siebie. Wydawało się, że ma to za sobą... Ale tylko wydawało się... Szła przez turniej jak burza aż do ćwierćfinału. Grała jak prawdziwa amazonka. Przypomnijmy, że ona dla tenisa zrobiła naprawdę bardzo dużo. Zmniejszyła sobie piersi... Niegdyś była znana jako najbardziej biuściasta tenisistka co jej bardzo przeszkadzało w grze. Normalnie jest to atrybut kobiety, ale w tenisie było przeszkodą. Poświęciła swoje walory, żeby wejść na wyższy poziom gry.

W ćwierćfinale dokonała tenisowego cudu! Przegrywała ze Svitoliną już 1:5 w drugim secie! Svitolina dosłownie zmiatała ją z kortu potężnymi uderzeniami. Halep postawiła jednak wszystko na jedną kartę i zaczęła grać odważniej, atakować. Przemieniła się, bo już nie miała nic do stracenia. I wygrała mecz, którego nie miała prawa wygrać. Svitolina natomiast przegrała ze sobą. Za wcześnie uwierzyła, że jest po meczu. Już nie zatrzymała w trzecim secie rozpędzonej Rumunki. Czasami jedna piłka wygrana może odmienić losy meczu. Była taka piłka u Halep. Piłka, która zabiła Svitolinę... W tie-breaku drugiego seta przy stanie 7:6 dla Simony. Wtedy Halep trafiła w siatkę, ale piłka jakimś cudem przeszła na drugą stronę kortu. Szczęście sprzyja lepszym. Tym sposobem pogrążyła przeciwniczkę, a sama uwierzyła, że wygra przegrany mecz w którym długo nie istniała. Obudziła się jednak jakimś cudem. Tenis ziemny to taki sport w którym możesz przegrać z samym sobą...

Po tym spotkaniu Halep pokazała, że jest prawdziwą wojowniczką i wydawało mi się, że nikt ją nie zatrzyma. Wydawało się, że po takim meczu jej psychika jeszcze się wzmocni. W półfinale dzielnie stawiała opór Pliskova, ale Simona kontrolowała spotkanie. Wygrała znów w trzech setach. Było widać, że jest pewna siebie, skoncentrowana i wie co ma grać. Czeszka naprawdę rozegrała bardzo dobre spotkanie.

I wielki finał... Życiowa szansa dla Halep... Wiedziała, że Łotyszka będzie grać swoje, czyli atakować. Skupiła się na obronie i popełnianiu małej ilości błędów. Bardzo ostrożna taktyka i czekanie na błędy rywalki. Mało kończących uderzeń... To przynosiło skutek do staniu 3:0 w drugim secie. Obędzie się bez niespodzianki? Wygra ta co ma wygrać? To będzie monotonny finał i jednostronny, czyli Rumunka przebijająca wszystko co możliwe, a Jelena strzelająca po autach i w siatkę? Oczywiście kończących uderzeń też nie zabrakło, ale to było za mało... I od stanu 3:0 Jelena zaczęła trafiać coraz więcej... Tak jak siatka pomogła Simonie w ćwierćfinale tak w finale takie szczęśliwe uderzenie zaprezentowała Łotyszka. Uderzyła piłkę, która nawet w kort nie szybowała. Trafiła w słupek na końcu siatki i piłka cudem wróciła na kort po stronie Halep. Była to piłka na wygranie gema kolejnego przez dzielną Ostapenko.

Rozpędziła się Łotyszka i poczuła krew... Halep nie zmieniła gry, nie zaczęła atakować i zapłaciła za to wysoką cenę. Nie slajsowała piłek, nie grała skrótów. Mało atakowała. Dalej czekała, aż Jelena zacznie się mylić. Nic takiego nie nastąpiło. Ze Svitoliną umiała zmienić swoją grę, która nie dawała rezultatów. W finale już tego nie uczyniła. Czy przegrała we własnej głowie? Z pewnością tak. Przecież wszyscy stawiali na nią i byli ciekawi jak zaprezentuje się Ostapenko. Ona jednak mogła przegrać i nikt by nie miał pretensji, a Simona musiała to wygrać! Stare demony w głowie jednak wróciły i zgubiła pewność siebie. Nie wytrzymała naporu przeciwniczki. Jelena natomiast poczuła wielką szansę i wykorzystała ją. To był jej turniej marzeń. Halep była bardzo smutna, bo była w wielkiej formie. Przewaga doświadczenia, wieku. Wygrane turnieje WTA, finały turniejów Wielkiego Szlema... Wszystko stało za nią. Rywalka jednak nie miała żadnej presji. Mogła grać bez obciążenia psychicznego. Mogła grać swoje jak w każdym spotkaniu i jak sama przyznała cieszyć się z każdego spotkania na tych kortach. Cieszyła się aż do końca i do ostatniej zwycięskiej piłki. Dokonała wielkiego czynu. Jak idzie to nie zastanawiasz się dlaczego. Grasz z pasją i sercem do walki, nie boisz się nikogo. Wiesz, że przy stylu atakującym wszystko zalezy od Ciebie. Będziesz trafiać to wygrasz, a jak pudłować to przegrasz. Ona jednak kompletnie nie zmieniała stylu gry dopasowując się do wydarzeń na korcie czy gry przeciwniczki. Szła po swoje. Ktoś jej zadał pytanie co czuła przy stanie 0:3 w drugim secie. Ona odpowiedziała, że przecież jakby przegrała to by się nic nie stało, bo to Rumunka była faworytką ,więc grała swoje czekając jaki wynik to przyniesie. Przyniósł największy sukces w karierze, która tak naprawdę dopiero przed nią. Już w jakiś sposób jest spełniona, a ile jeszcze przed nią. W Paryżu nikt nie zapomni tej młodziutkiej, uśmiechniętej i bardzo emocjonalnej dziewczyny. Tak pięknie cieszyła się po każdej piłce z taką młodzieńczą werwą i entuzjazmem. Cieszyła się z każdego wygrywającego uderzenia po dziewczęcemu. Pięknie się to oglądało. Należało jej się to za to tę brawurę i odwagę i walkę do końca w każdym spotkaniu.

Simona pewnie swoje szanse będzie jeszcze miała na wygranie turnieju wielkoszlemowego, ale czy w finale trafi na tak niedoświadczoną zawodniczkę. Śmiem wątpić...

 

CO DALEJ Z OSTAPENKO?

To jest genialne pytanie... Historia sportu zna takie jednorazowe gwiazdy. Nagle ktoś w danym dniu na kogo nie stawiano szokuje świat sportu. To jest jego czy jej dzieńi potem już tego nie powtarza nigdy. Są to piękne i niezapomniane historie jak wygrywa ktoś z drugiego, a nawet trzeciego szeregu. Zwycięstwa faworytów stają się nudne, a zapamiętuje się tych nieoczekiwanych zwycięzców. Tu i teraz nie wiadomo dlaczego i jak osiągają życiową formę. Mają te swoje "5 minut" i je wykorzystują. Wiele zawodniczek lepszych i bardziej doświadczonych jak chociażby Agnieszka Radwańska może nie wygrać nigdy Turnieju Wielkiego Szlema. Ta młokoska uczyniła to już w wieku 20 lat... Czy jest to początek wielkiej kariery czy po prostu dwutygodniowy przebłysk geniuszu tenisowego? Wszyscy eksperci się zastanawiają nad tym, bo przecież dziewczyna ma tak wiele atutów. Ma świetny atakujący styl, umie skończyć piłkę i bekhandem i forehandem i po linii i po crossie. Nie boi się chodzić do siatki i kończyć akcji półwolejem. Jest bardzo odważna, ale to cecha młodości. Powinna poprawić drugi serwis. Przed nami Wimbledon i oczy świata tenisowego już będą zwrócone na Ostapenko. Już nie będzie anonimowa. Już nie wyskoczy jak Filip z Konopii. Przy zachowaniu tego stylu gry, zdrowia i odpowiedniej trenerce może jeszcze sporo namieszać. Najlepsze jest to, że ona już nic nie musi. Zdobyła przecież skalp o którym marzy wiele tenisistek jak chociażby Halep... Ma papiery na wielkie granie pod nieobecność Szarapovej czy Williams. Wimbledon będzie bardzo ciekawy w wykonaniu pań. Moje serce ta dziewczyna zdobyła, bo cudowny jest taki świeży powiew, taka radość z samej gry. Entuzjazm. Potem już zawodniczki grają z kamienną twarzą jakby bez emocji i kalkulują... Grają pod daną przeciwniczkę. Niech ta Łotyszka dalej gra tak jak gra i niech jej to sprawia wielką radość. Przy okazji wszystkim kibicom, którzy podziwiali na Roland Garros jej niesamowite kończące uderzenia. Jej wolę walki, ambicję i nie spuszczanie głowy. Dopóki piłka w grze wszystko jest możliwe. Przekonała się o tym i szczęśliwie i boleśnie Halep... Jelena nie mogła tego przegrać w finale, bo to by nie była tak cudowna historia. Drugi jest zawsze pierwszym przegranym... O zwycięzcy się pamięta... Zobaczymy co będzie pisać dalej na korcie ta uśmiechnięta dziewczyna, która już zdobyła serca kibiców na całym świecie... Pod uwagę brano kilkanaście tenisistek, ale nie Łotyszkę. Było wiadome, że to może być ciekawy turniej i był naprawdę arcyciekawy. Od fazy ćwierćfinałów było co oglądać. Dwa trzysetowe półfinały z walką do samego końca i piękny finał. Lepiej się obserwowało turniej kobiet niż mężczyzn. I trzeba już bacznie obserwować dalszą karierę niesamowitej dziewczyny z Rygi.

 

WYSTĘPY POLAKÓW I POLEK

 

Warto poświęcić kilka zdań... Agnieszka Radwańska przyjechała po dłuższej przerwie i nie można było liczyć na zbyt wiele. Ceglana mączka nie pasuje do jej stylu gry z kontry. Było widać, że jest bez formy. Ona ma przyjść na Wimbledon i jak co roku będą wielkie nadzieje. Ostapenko może wygrać Roland Garros to czego Radwa ma nie wygrać Wimbledonu? Kiedy jak nie teraz, bo przecież lata lecą, a nie gra Szarapova i Williams. Z każdą inną Agnieszka w formie i na trawie jest w stanie wygrać. Tutaj już było widać przed pierwszym spotkaniem jak sobie spokojnie poprawiała piękne włosy i upinała w kok jakby była na wybiegu dla modelek, a nie na korcie w Turnieju Wielkoszlemowym. Przyjechałam, pograłam trochę, zobaczyłam w jakiej jestem w formie i odpadłam przed fazą ćwierćfinałową, czyli jak zawsze we Francji. Niewiele można napisać, bo z Cornet wyglądało to dramatycznie słabo... Ale czas na trawę teraz i znów nadzieje... A jak się nie uda znów to czekanie na jesień kiedy to Radwa szaleje w Azji na szybkich kortach. Wtedy już jest po turniejach Wielkiego Szlema i zawodniczki mają dość sezonu. To wtedy czas Radwy właśnie. I ostatni turniej najlepszej ósemki, który wygrała. Jest to jej największe dokonanie w karierze.

 

To tyle o Agnieszce. Teraz może Jurek Janowicz trapiony kontuzjami. Przegrał w pierwszej rundzie i nie powalczył za wiele z mało znanym Japończykiem. Dla niego teraz każda runda, którą przejdzie w turnieju ATP jest sukcesem. Przed nim również ulubiona trawa. Tam na Wimbledonie osiągał największe sukcesy w karierze jeżeli chodzi o Turnieje Wielkoszlemowe.

Nasze deble łączone z zawodnikami i zawodniczkami z innych krajów oraz miksty też sukcesów nie przyniosły. Iga Świątek w turnieju juniorskim zaszła do ćwierćfinału jak przed rokiem, ale mówi się, że ma dziewczyna papiery na granie. Kolejny wielki talent polskiego tenisa. Melodia przyszłości. Tu była rozstawiona bardzo wysoko, bo z piątką, ale przegrała dość gładko z Rosjanką w ćwierćfinale...

Magda Linette

Dziewczyna robi wielkie postępy i już przechodzi rundy w turniejach WTA. Harmonijnie się rozwija i tutaj była najjaśniejszym punktem naszej ekipy. Rozegrała bardzo dobre spotkanie przeciwko Svitolinie. Przeszła dwie rundy. Sama Svitolina mówiła, że prawie przegrała drugiego seta. To pokazało Magdzie, że jest w stanie powalczyć na równych zasadach ze światową czołówką. To daje jej szansę na dalszy rozwój i pięcie się w rankingu WTA. Bardzo dobrze to wyglądało ze Svitoliną i tak przegrać można jak najbardziej. Napędziła lekkiego stracha faworytce. Także zrobiła tyle co mogła Madzia. A teraz czekamy na turnieje WTA przygotowujące do występu na Wimbledonie i na sam Wimbledon. Będzie ciekawie z pewnością i oby z lepszymi występami reprezentantów Polski.