Archiwum 01 marca 2024


MOJA KARIERA BIEGACZA 6
Autor: rasmarsom | Kategorie: Sport 
01 marca 2024, 19:44

  Po pokonaniu maratonu wydawało mi się, każdy krótszy bieg jest po prostu żartem. Przekroczyłem kolejne bariery bólu. Potem bieganie naprawdę staje się inne. To chyba jest tak jak ktoś zdobywa mniejszy szczyt, a potem zdobywa ośmiotysięcznik. 05.10 wystartowałem sobie w biegu przełajowym u mnie w mieście. W głębi duszy wciąż jednak żyłem maratonem.

06.10.2013 rok RAKONIEWICE 10 km

   Tydzień po maratonie wystartowałem w Rakoniewicach. Prawie 1300 osób na tak krótkim biegu to imponująca liczba. Czas to równe 49 minut. Wiedziałem, że do końca roku ja już nic nie muszę. Nie nastawiałem się na jakieś czasy wybitne. Swoje już zrobiłem.

26.10.2013 rok LOVE RUN ZATOŃ DOLNA 5.5 km

   Zastanawiałem się jakie mam sobie nowe cele stawiać i tego dnia chciałem poczuć pierwszy raz w życiu jak to jest prowadzić od startu. Była niewielka liczba uczestników więc postanowiłem wystartować bardzo mocno od początku. Chciałem poczuć chociaż przez kilkanaście sekund jak to jest prowadzić. I faktycznie tak się stało. Prowadziłem może jakieś 100 metrów. Zaczął mnie wyprzedzać chłopak, który chyba ujrzał we mnie rywala w walce o zwycięstwo. Dzięki temu mam fotki na których widać, że jestem liderem. O to mi chodziło. Zawsze coś znajdę, żeby się wyróżnić. Na tych zawodach jednak dokonałem czegoś co przejdzie do mojej historii. To był bieg miłości i zgadnijcie kto też brał w nim udział... Dziewczyna, którą poznałem w sierpniu w Szczecinie na Półmaratonie. Prowadzono klasyfikację dla zakochanych par. Ja z nią spotkaliśmy się na trasie, bo przecież nie ma przypadków. Postanowiliśmy, że wbiegając na metę złapiemy się za ręce. Spiker ogłosił, że oto wbiega pierwsza para zakochanych. Czy on wiedział coś czego ja nie wiedziałem ani ona? Może to było przeznaczenie... Nie wiem i się nie dowiem. Na dekoracji nagle wyczytali Nas, że wygraliśmy Bieg Zakochanych. Byliśmy w dużym szoku, bo przed zawodami pary, które rywalizowały w tej kategorii zapisywały się. My się nie zapisaliśmy. Nie wiedzieliśmy jak mamy zareagować więc trzymaliśmy się za ręce i odebraliśmy nagrody. Skopiowałem sobie nawet artykuł z gazety z mojego miasta gdzie jest wyraźnie zaznaczone, że wygrałem z koleżanką klasyfikację Zakochanych Par. Pierwszy i jedyny raz wygrałem. Odbyło się to w dziwnych okolicznościach, ale fakt jest faktem. Może dlatego chciałem prowadzić od początku ten bieg. Może czułem, że dziś wygram, ale nie wiedziałem jeszcze jak. To nie ostatni raz gdy się z nią spotkałem. Zadawałem sobie to pytanie z czasem czy to jest przyjaźń czy zakochanie. Nie wiem jak ona to wszystko odbierała. Zabrakło mi odwagi, żeby zaryzykować i się przekonać. Łatwiej mi było pokonać maraton. Tu chyba zostawiłem to tak, żeby było jak było. Tak czy owak nasze spotkania nie były przypadkowe. Pierwszy półmaraton jej w moim towarzystwie, potem wygrywamy Bieg dla Zakochanych. Może ktoś na górze dawał mi znaki, a ja myślałem sobie, że nie to nie ja. Gdzie ja do niej. Co ja sobie w ogóle wyobrażam. Miesiąc wcześniej czułem się jak zwycięzca po maratonie, a tutaj zostałem uwieczniony jako zwycięzca na kartach historii tego biegu. Wszechświat jak Ci sprzyja to dzieją się cuda, ale czasem musisz zrobić następny krok. Nigdy go nie zrobiłem jeżeli chodzi o tę koleżankę.

27.10.2013 rok GRAND PRIX SZCZECINA 5 km

   Następnego dnia pobiegłem sobie króciutkie zawody, czas to 25:26. Dzień wcześniej nie zmęczyłem się jakoś bardzo mocno, bo przecież Bieg Zakochanych miał tylko 5,5 kilometra chociaż pamiętam, że trasa łatwa nie była. Nazajutrz w Szczecinie trasa była jednak bardzo łatwa więc mogłem sobie pobiec.

08.11.2013 rok BALETY KLUBOWE

  Tego dnia wybawiłem się za wszystkie czasy. Coroczne balety klubowe gdzie mogłem pokazać mój potencjał taneczny i tak się też stało. Zatańczyłem też prawie z każdą kobietą, ale ta impreza dla mnie miała mieć inne znaczenie. Koleżanka z którą wygrałem Bieg Zakochanych miała też tu być, ale nie mogła. Nie pamiętam już dlaczego. Pamiętam jednak, że chciałem się przekonać czy coś nas łączy. Alkohol, taniec. To byłby idealny moment, żebym nabrał odwagi. Niestety nie stało się tak. Nie o to chodzi, że nie bawiłem się świetnie, ale brakowało mi jej na tej imprezie. Może to by było za dużo jak na ten cudowny rok. Pełno startów, podróży, debiut w maratonie i jeszcze miłość. Nieważne co w zasadzie, ale chociaż bym wiedział i chciałem się przekonać o tym. To była moja najlepsza impreza w życiu, ale nie pamiętam, żebym czuł się tak zdołowany jak wracałem do domu. Znów wracałem sam jak z zawodów. Często miałem takie dziwne poczucie, że każdy kogoś ma, a ja nie. Może to nie był czas na miłość. Może okazałoby się, że jestem dla niej tylko fajnym kolegą. Może tak miało być po prostu.

10.11.2013 rok GRAND PRIX NATURY 5 km SZCZECIN

   Kolejny start i czas 27:58. Krótki bieg. Tak się rozpędziłem, że zdarzały się weekendy, że startowałem dzień po dniu. Czy dla maratończyka jest coś niemożliwego? Absolutnie nie. Jeżeli chodzi o bieganie to był mój czas.

 

11.11 2013 rok GOLENIÓW 10 km

   Nazajutrz po Szczecinie pojechaliśmy na duże zawody. Pod koniec roku zawsze tam startuje dużo zawodników i przyjeżdżają też gwiazdy sportu polskiego. Było prawie 1000 osób. Była też koleżanka, której nie było na imprezie klubowej. Przyjechała ze swoją ekipą i był czas, że się widzieliśmy po zawodach. Z Goleniowa zapamiętam jednak, że większą część pokonałem z inną koleżanką. Jak już pisałem spodobało mi się bieganie w towarzystwie kobiet i tutaj znaleźliśmy sobie cel. Osiągnąć czas poniżej 50 minut. Taki czas przywoitości i daliśmy radę. Ja bez przerwy kontrolowałem czas i motywowałem ją, że damy radę. Musieliśmy jednak pociągnąć mocno końcówkę. Miałem czas 49:54, a ona 49:56. Bez przerwy wierzyłem, że nam się to uda, ona troszkę mniej. Niejednokrotnie się już jednak przekonałem, że jak w coś mocno wierzysz to ci się to uda. Jak zarazisz tą wiarą też kogoś to sprawisz, że uwierzy w to. To był kolejny raz, że komuś pomogłem na zawodach. I za każdym razem tej osobie udało się osiągnąć to o czym marzyła.

16.11 2013 rok BIEG GÓRSKI GRYFINO

   Już wiedziałem z czym to się je, a dystans to niby tylko 3 killometry. Uzyskałem czas lepszy niż na początku roku, bo 15:50. Zapamiętałem jednak z tego biegu to, że przegrałem z bratem, który biegał rzadko, a już tym bardziej na zawodach.

24.11.2013 rok GRAND PRIX SZCZECINA 5 km

   Okazało się, że brat postanowił pobiec na zawodach również w kolejny weekend. Dołożył mi prawie 2 i pół minuty, a na takim dystansie to jest przepaść. Ja miałem czas 25:12. Może to dlatego, że biegał na świeżości, a może ja słabłem z końcówką roku. To był przecież bardzo intensywny rok. Startów miałem co niemiara więc i kiedyś musiało przyjść zmęczenie.

15.12.2013 rok BIEG MARATOŃCZYKA 8 km SZCZECIN

  Bratu się chyba spodobało bieganie i trzeci raz wygrał ze mną, ale tylko o 20 sekund. Miałem czas 38:13. Pamiętam, że była fajna trasa i że biegło mi się fantastycznie. Co prawda nie starczyło to na pokonanie brata, ale ja się czułem świetnie w czasie biegu i po. Końcówka roku to już jednak były krótkie dystanse i w najbliższej okolicy.

21.12.2013 rok GORZÓW 5 km

  Ostatnim startem w tym roku był Bieg Mikołajkowy w Gorzowie i znów przegrałem z bratem... 24:36 to był mój czas i przegrałem z nim o 40 sekund.

  Cały rok był jednak ze wszechmiar udany. Na szybko naliczyłem 4 półmaratony, 7 dyszek i 3 15-kilometrówki i oczywiście maraton. Nie policzyłem jednak biegów, które miały mniej niż 10 kilometrów. Łącznie aż 28 dni z zawodami. Praktycznie co drugi weekend gdzieś byłem, a zdarzały się intensywne okresy, że co tydzień. Co jest warte zapamiętania? Przede wszystkim ludzie z grupy biegowej Hermes bez których to wszystko byłoby niemożliwe. Każdy miał swoje cele, marzenia i pragnienia, ale byliśmy w tym wszystkim razem. To nas łączyło. Realizowanie swoich pasji i marzeń z innymi jest pełniejsze. Niektóre wspomnienia są wciąż żywe, z niektórych biegów niewiele się pamięta, ale jak to się mówi : "byłem tam miód i wino piłem". I co jest piękne w tym wszystkim, że tego nikt mi nie zabierze. Nie wiedziałem co mnie czeka w 2014 roku, ale żar wcale we mnie nie gasł. Byłem gotowy na kolejne wyzwania i doznania. 2013 rok był jednak wyjątkowy w moim życiu, bo przecież przebiegłem pierwszy maraton. Liczba miejsc w których byłem jest imponująca. Wygrałem też pierwsze zawody w życiu co prawda w parze, ale zawsze. Nie wiedziałem co też myśleć o tej koleżance, bo nasze drogi jakoś dziwnie się łączyły.

MOJA KARIERA BIEGACZA 5
Autor: rasmarsom | Kategorie: Sport 
01 marca 2024, 17:03

07.07.2013 rok Jarosławiec 15 km

   Takich zawodów się nie zapomina. Urokliwa miejscowość nad samym morzem. Naprawdę piękne miejsce, ale w wyniku gorąca i trasy bieg był bardzo ciężki. Wiedzieliśmy, że pierwsze 5 kilometrów trzeba będzie pokonać po plaży. Nikt jednak, nawet Ci co tu startowali w poprzednich latach nie zdawał sobie sprawy co nam zafundują organizatorzy. Nastawialiśmy się, że będziemy biec brzegiem morza gdzie jest najłatwiej lecz jakież było zdziwienie nasze gdy okazało się, że pierwsze 2 i pół kilometra będziemy musieli pokonać w kopnym piasku. Niektórzy szli, niektórzy ściągali buty. Ja jednak próbowałem bez przerwy biec. Można sobie sprawdzić latem nad morzem jak się biegnie ponad 2 kilometry po piasku. Oczywiście jest to fajny trening na mięśnie, ale przecież cały dystans liczył 15 kilometrów. Powrót był już jednak brzegiem morza na całe szczęście. Nie pytajcie jednak jak się czuły moje mięśnie jak wybiegałem z plaży. Czułem się jakbym już miał w nogach 15 kilometrów, a jeszcze przecież zostało 10. Trasa i upał dawały się we znaki. Koleżanka przypłaciła to groźnym upadkiem na asfalcie. Nie chciała nawet poddać się opiece medycznej. Adrenalina długo trzyma, a biegacze czy biegaczki to twardzi ludzie. Jak dobrze smakowało potem piwo po takim wysiłku. Czas 1:24:20 też ciężko odnieść do czegokolwiek, bo przecież nie codziennie biega się w kopnym piasku. Typowy bieg na przetrwanie.

13.07.2013 rok STARE OBJEZIERZE 10 km

  Tydzień po Jarosławcu udaliśmy się do małej mieściny na bardzo kameralny bieg. Startowało tylko 40 zawodników. Takie miejsca mają jednak swój urok. Podejrzewam, że w ciągu roku niewiele się tutaj dzieje. Wygrałem nawet w losowaniu rakietę tenisową, którą już miałem okazję zagrać. Nie wiem skąd wiedzieli, że kocham tenis ziemny. Nie ma przypadków jak widać. Fajni ludzie, miła atmosfera. Kojarzę, że spotkałem na trasie człowieka, który opowiadał mi, że dzięki bieganiu wyszedł z alkoholizmu. Bieganie pomaga walczyć ze wszelkimi uzależnieniami. Ja wygrałem swoją walkę z depresją, inni też wygrywają ze swoimi uzależnieniami. Czas miałem 49:54, a więc bez szału. Pamiętam jednak, że tego dnia moje ciało nie pracowało tak jak chciałem. Długo doprowadzałem moje mięśnie do jako takiej elastyczności. Tydzień chodzenia z listami powodował, że nigdy nie wiedziałem jak się będę czuł w weekend na zawodach.

27.07.2013 rok MORYŃ 12 km

   Jedno z piękniejszy miejsc w okolicy. Cudowne jezioro i lasek kolo niego. Miejsce do jeżdżenia rowerami, do biegania i spacerowania. Bardzo ładnie wszystko zrobione. Urokliwe miejsce bardzo. Zawsze jest tam bardzo gorąco, ale jak ma być w pełni lata pod koniec lipca. Czas 59:22. Nie kojarzę, żebym biegał gdzieś indziej na takim dystansie. Miejsce do którego chce się wracać i często tam bywaliśmy nie tylko na zawodach. Po takim wysiłku w pełnym słońcu piwo czy piwa szybko powodują stan nieważkości. Sezon startowy w pełni więc rzadko zdarzały się weekendy jak widać bez startów. Zdrowie dopisywało, forma też więc świetnie się bawiłem poznając nowe miejsca.

03.08.2014 rok PÓŁMARATON NOTECKI

  Przyszedł czas na kolejny półmaraton na którym uzyskałem chyba najgorszy czas w karierze na tym dystansie. 1:58:33 to naprawdę bardzo słabo, ale przecież od czerwca startowałem prawie co tydzień. W pewnym momencie może nastąpić zmęczenie materiału czy gorszy dzień. Po drugie w tygodniu nie miałem pracy siedzącej więc kilometry z listami też miały wpływ na różną dyspozycję. Są takie dni, że czujesz, że to nie dziś więc wtedy nia nastawiasz się na jakiś wybitny czas. Czerpiesz radość z tego, że znów jesteś w nowym miejscu. Z tych zawodów akurat nie mam ani jednej fotki, a i wyniki było ciężko znaleźć. Startowało niewiele ponad 100 osób więc było kameralnie.

10.08.2013 rok Boleszkowice 8 km

  Kolejny miły i kameralny bieg. Mniej niż setka uczestników i mój czas 40:55. Dzięki biegom w takich małych miejscowościach człowiek jest w miejscach, w których nigdy by nie był.

25.08.2013 rok PÓŁMARATON GRYFA SZCZECIN

   To był niezapomniany półmaraton, ponieważ przed biegiem poznałe pewną urodziwą i bardzo pozytywną biegaczkę. Są takie kobiety, które po prostu swoim byciem, otwartością i energią powodują, że faceci wręcz lgną do nich. Ona taka była. Miała ten magnes w sobie i zdarzyło się tak, że pobiegłem z nią cały półmaraton. Ona debiutowała, a ja już jednak byłem doświadczony w półmaratonach. Pierwszy raz przebiegłem zawody z kimś. Na dodatek z kobietą więc czy można sobie wymarzyć lepsze towarzystwo. Czas 1:53:09 uzyskaliśmy gdyż razem wbiegliśmy na metę trzymając się za ręce. Ona nie mogła pojąć jak ja mogę cały prawie bieg gadać. Mówiła, że ja się nie męczę. Po prostu jakoś tak miałem i mam, że mogę biec i rozmawiać. To, że z nią biegłem dawało mi takie poczucie wyróżnienia. Ciągło mnie do niej od początku. Okazało się, że miała chłopaka i potem w życiu przekonałem się, że to nie ma znaczenia. Każdy wagon można odczepić. To, że ktoś kogoś ma to wcale nie oznacza, że układa im się, to nie oznacza, że będą razem do końca życia. Nie oznacza, że to jakaś wielka miłość. Ta dziewczyna po prostu przyciągała sobą. Są takie momenty w życiu, że trzeba zaryzykować. Tak czy owak to było dla mnie nowe doświadczenie. Biec prawie 2 godziny z kimś. Świetnie się czułem w trakcie biegu i po co jest zrozumiałe. Potraktowałem to jako fajną przygodę i nie wiedziałem czy ją spotkam jeszcze kiedykolwiek. Tak czy owak w czasie wielkiej liczby startów czułem się fantastycznie, ale jednak byłem sam, ale nie samotny. Marzyłem po cichu o poznaniu fajnej dziewczyny. Jeżeli czegoś mi brakowało w tamtym okresie to właśnie miłości. Tego dnia jednak czułem się bardzo wyjątkowo. Prawie 1300 osób, a ona mnie dostrzegła... Czułem się wybrańcem. W następny weekend czyli 01.09 w piątkę postanowiliśmy, że zrobimy sobie Bieg Twardziela na 32 kilometry po okolicznych wsiach. Zatrzymywaliśmy się, robiliśmy zdjęcia. Szalony pomysł, ale wypalił, bo biegacze mają w sobie gen szaleństwa. Ja już myślałem o debiucie w maratonie za miesiąc więc to było idealne sprawdzenie się. Ponad rok startów na zawodach, a szczególnie półmaratony udowodniły mi, że jestem w stanie posmakować czegoś o czym sobie marzyłem w 2012 roku.

22.09.2013 rok BIEG NA K-2 SZCZECIN

  Nie wiem czy to był dobry pomysł, żeby na tydzień przed maratonem wystartować w biegu, który jest bardzo ciężki i łatwo jest ulec kontuzji. Pamiętam, że przed rokiem 3 razy podkręciłem kostkę. Spodobało mi się jednak bieganie z dziewczynami. Bieg morderczy, a jednak natura faceta jest tak silna, że ja na potężnym zmęczeniu jak usłyszałem za sobą dwie niewiasty, które mnie zaczepiały to jakoś tak przestałem myśleć o biegu. Z jedną z nich nawet długi czas biegłem i rozmawialiśmy. Jakby nie patrzeć zwali mnie Rasputinem więc uwielbiałem, uwielbiam i będę uwielbiał kobiety. Ważne jest, żeby to szło też w drugą stronę. Takie sytuacje zaczęły mi się przydarzać. Nic sobie nie zrobiłem na tym biegu na szczęście. Czas 54:12 i jak oglądam fotki to zrobiłem sobie mocny finisz. Czy ja jednak pamiętałem coś ciekawego z trasy? Wiadomo zbiegi, podbiegi, jakieś mostki, schody, błoto itd. Może i dobrze, że te dwie dziewczyny mnie zaczepiły, bo jeszcze bym zaczął szaleć i skręcił kostkę, a tak biegło mi się jakoś tak lekko. Za tydzień nadszedł jednak mój wielki sprawdzian i test, czyli maraton. 28.09 w Puszczy Goleniowskiej. Opisywałem już emocje związane z tym startem. Po tym wyczynie poczułem się prawdziwym biegaczem, a w sercu i duszy Wojownikiem. Podjąłem walkę i wygrałem ją. Uczucie szczęścia i spełnienia, ale nie czułem, że to koniec czegokolwiek. To było takie tylko spięcie klamrą ponad roku biegania na zawodach. Trafiłem w poczet maratończyków, a sobie udowodniłem, że stać mnie na wyczyny o których nawet nie śniłem. Z perspektywy czasu to wszystko było jak jeden piękny, niekończący się sen. Sen z którego nie chcesz się obudzić. Są takie momenty w życiu, że tak się czujemy. Po ukończeniu pierwszego maratonu wszystko jest piękne. Czujesz się jakbyś zdobył świat.