Najnowsze wpisy, strona 16


WSTĘP MOJEJ KSIĄŻKI: "TERAZ I NIE...
Autor: rasmarsom | Kategorie: z pogranicza sportu 
Tagi: książka   rasputin   teraz i nie wiem  
22 grudnia 2016, 11:25
12
WSTĘP
Poruszę w tej książce moim skromnym zdaniem najciekawszą koncepcję wszechświata. Taka,
która jest odpowiedzią na wszystkie problemy. Taka, która nic nie wymaga. Taka, która nic nie
potrzebuje. Taka, która po prostu jest. Taka, która wzbudza tylko śmiech. Taka, która pomoże całej
ludzkości, żeby się ostatecznie przebudziła i weszła przebudzona i przygotowana do kolejnej tak
zwanej ery. Do Ery Wodnika, która zacznie się w 2150 roku.
Poruszę w tej książce bardzo dużo zagadnień z wielu sfer życia. Opowiem o swoich przeżyciach,
pasjach, zainteresowaniach. Poruszę tematy psychologiczne i filozoficzne.
Będzie to taka dysputa, która i tak prowadzi do nikąd. Ponieważ wszystko już było. Nie ma
przeszłości ani przyszłości. Jest tylko teraz. I nawet jak piszę teraz, a Ty czytasz Czytelniku to
to już było. Jest tylko TERAZ. A to już było:)) A tego co będzie też nie wiemy, bo jesteśmy tylko i
wyłącznie w TERAZ. Zamknij oczy i wyobraź sobie, że nie ma przyszłości ani przeszłości, że
jesteś w TERAZ i NIE WIESZ. Po prostu nie wiesz. Masz doświadczenia, przeżycia, zastanawiasz
się i myślisz o wszystkim, ale i tak nie wiesz. Więc zamknij oczy... TERAZ i NIE WIEM. A teraz
zacznij czytać tę książkę gdzie w każdym rozdziale trafisz na tę samą PRAWDĘ. Jedyną, unikalną i
trwającą czy tego chcesz czy nie...
Prawdę, którą będziesz kochać i uwielbiać, która Ci nie zrobi krzywdy, nie zabierze
pieniędzy, nie będziesz przed Nią klękał, nie będziesz płakał, nie będziesz miał chęci
zemsty ani żadnych złych emocji. Ponieważ jesteś w teraz a to już było i wciąż nie
wiesz. Ponieważ jesteś w teraz. Osiągnij najpiękniejszy stan nie wiem. Nic nie ma
znaczenia, bo to już się odbyło, a tego co będzie nie wiesz. BO JESTEŚ TYLKO W
TERAZ... Zapraszam do lektury.....
Saneczkarstwo: mój tekst z ig24.pl tam jest...
Autor: rasmarsom | Kategorie: Sport 
Tagi: saneczkarstwo   puchar świata  
22 grudnia 2016, 10:52

 saneczkarze-w-lake-placid

saneczkarze-w-lake-placid

 

Saneczkarstwo – PŚ w Park City: Podwójne zwycięstwo Hamlin, Rosjanie wypadają z sanek, a Polacy słabo… 

Marcin Jaskuła

Za nami już ostatnie emocje saneczkarskie w tym roku. Początek sezonu obfituje w szereg niespodzianek i sensacji! W nocy polskiego czasu jedynki kobiet wygrała Amerykanka Erin Hamlin. Triumfowała również w sprincie. W sprinterskich jedynkach mężczyzn wygrał Włoch Dominik Fischnaller! W dwójkach piąty raz w sezonie na najwyższym stopniu podium stanęli Eggert z Beneckenem. Ewa Kuls i Natalia Wojtuściszyn pojechały słabo, a Chmielewski z Kowalewskim zajęli ostatnie miejsce w sprincie…

I tak oto zakończyły się zmagania saneczkarzy i saneczkarek za oceanem. Na dwóch torach amerykańskich i jednym kanadyjskim rywalizowano tydzień po tygodniu w trzech zawodach Pucharu Świata. Ciekawe jest to, że Lake Placid, Whistler i Park City gościło też olimpijczyków. Lake Placid nawet dwa razy w historii, ale tor ten został przebudowany i zmodernizowany. W Whistler zawodnicy i zawodniczki startowali w 2010 roku na igrzyskach olimpijskich w Vancouver. Natomiast Park City gościło saneczkarstwo w 2002 roku na igrzyskach w Salt Lake City. Gdyby nie to, że w tych miejscach spotkali się najlepsi sportowcy świata w dyscyplinach zimowych, to te tory pewnie by nie powstały…

W Park City – w ten weekend – rozegrano już czwarte zawody Pucharu Świata w tym sezonie. W Nowym Roku rywalizacja przeniesie się do Europy. 5 i 6 stycznia karuzela Pucharu Świata zawita do Koenigssee. Tam też przy okazji zostaną rozdane medale w mistrzostwach Europy. Pod koniec stycznia zaplanowano najważniejszą imprezę sezonu przedolimpijskiego, czyli mistrzostwa świata, które odbędą się w Innsbrucku. Oprócz Koenigssee czekają nas jeszcze 4 przystanki w Pucharze Świata. Najciekawiej będzie oczywiście podczas próby przedolimpijskiej w Pjongczang. Poznamy nowy tor i koreańską organizację. To przed nami, a co działo się w nocy w stanie Utah?

Pamiętamy perturbacje pogodowe między Lake Placid, a Whistler. Potężna śnieżyca skutecznie uniemożliwiła transport sprzętu. W wyniku tego organizatorzy musieli zmienić całkowicie harmonogram zawodów. Wydawało się, że w Park City wszystko będzie przebiegać sprawnie… Natura to jednak potężna siła nad którą człowiek nigdy nie zapanuje, chociaż usilnie próbuje. Znów śnieżyca w piątek dała znać o sobie… Znów mieliśmy tylko jeden ślizg dwójek. Wczoraj rozegrano sprinty, a można rzec, że saneczkarze dawno nie mieli okazji rywalizować w dwóch ślizgach! Trzy ostatnie zawody to w zasadzie sprinty… Widocznie aura nie lubi panów w dwójkach. Nie wyjaśnię jednak dlaczego…

Wczoraj czasu amerykańskiego pogoda była łaskawsza. Duży mróz i piękne słońce. Nosa miała amerykańska telewizja NBC, która postanowiła transmitować jedynki kobiet! A skąd taka decyzja? W tamtym sezonie w Lake Placid trzy Amerykanki stały na podium, a wygrała Erin Hamlin. W tym roku w Lake Placid szalały Kanadyjki, a żadna Amerykanka nie stanęła na podium. W Whistler wygrała Alex Gough przed dwoma Niemkami. Warto wspomnieć, że w piątych zawodach Pucharu Świata w tym roku mamy piątą zwyciężczynię! Huefner, Geisenberger, Eitberger, Gough i wczoraj Hamlin. To sprawia, że każde zawody są bardzo pasjonujące i okazuje się, że za oceanem można z Niemkami wygrywać. Podobnie jest przecież w rywalizacji panów. Niemcy za oceanem tak dobrze sobie nie radzą jak w Europie. Tyle, że teraz karuzela PŚ przeniesie się na dobrze im znane tory i czyżby wszystko miało wrócić do niemieckiej normy i stanie się nudno? Zacznijmy jednak od startu naszych pań i naszej dwójki mistrzów świata do lat 23.

Saneczkarze

POLACY SŁABO…

Cóż tu można napisać? W sumie niewiele… Wojciech Chmielewski z Jakubem Kowalewskimnie poprawili piętnastej lokaty z piątkowych zawodów i w sprincie byli na ostatnim miejscu. Niemniej dało im to kolejne, ważne punkty w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Z kwalifikacją do Pjongczang nie będą mieli żadnych problemów. Za ocean polecieli po naukę nowych torów. Zebrali doświadczenie, które z pewnością zaprocentuje w przyszłości.

Zamknij

Startowały też po raz pierwszy w sezonie dwie nasze panie: Ewa Kuls i Natalia Wojtuściszyn. Pierwszy raz awansowała do zawodów Natalia i Ewie było raźniej. Panie zjeżdżały w drugim ślizgu jedna po drugiej. Taka wewnętrzna rywalizacja. Suma sumarum Ewa była 21. To jej najgorsze miejsce w tym sezonie. Natalia była 23. Było to ostatnie miejsce niestety, ponieważ zawodów nie ukończyła Rosjanka Ivanova… Na miejscu szesnastym zawody ukończyła… Argentynka.

JEDYNKI KOBIET – NBC MIAŁO NOSA Z TRANSMISJĄ! 

Dodajmy, że równolegle z zawodami Pucharu Świata Kanadyjczycy i Amerykanie bili się o medale w mistrzostwach Ameryki. Dzień wcześniej tytuł zgarnęli w dwójkach Mortensen z Terdimanem. Zdetronizowali Kanadyjczyków (Walker/Snith). W jedynkach po tytuł sięgnął Tucker West detronizując Chrisa Mazdzera. Tu jednak gospodarze mieli apetyty na trzecie zwycięstwo Westa z rzędu. Tym razem mistrz świata do lat 23. zajął czwarte miejsce, a wygrał… mistrz świata juniorów Rosjanin Repilov. W młodości siła, odwaga, brawura i szaleństwo. „Stary wyga” Loch za oceanem sobie nie radzi. Dwa szóste miejsca i jedno piąte chwały mu nie przyniosą… Z drugiej strony to dobrze, że zawodnicy z USA, Włoch i Rosji ucierają noska Niemcom. To podnosi zainteresowanie saneczkarstwem i mamy nieoczekiwane rostrzygnięcia. Początek tego sezonu mamy więc bardzo interesujący!

U pań przed tygodniem wygrała Kanadyjka Alex Gough. Tuż za nią były Niemki: Geisenberger i Huefner. W Lake Placid wygrała Huefner odpierając atak Kanadyjek. Alex była wtedy trzecia. Wczoraj znów stanęła na najniższym stopniu podium. Trzecie miejsca polubiła, gdyż ma w dorobku dwa brązowe medale MŚ (2011 i 2013). W Winterbergu natomiast wygrała Geisenberger, a w sprincie Eitberger. W Park City pierwszy raz w tym sezonie żadna Niemka nie stanęła na podium! To się zdarza bardzo rzadko! NBC miało nosa z transmisją na żywo ze stanu Utah. Wygrała bowiem Erin Hamlin! Druga była jej koleżanka Emily Sweeney. Taka sama kolejność była w mistrzostwach strefy Pacific-American. To też wydarzenie bez precedensu w światku saneczkarskich kobiecych jedynek. Pierwsza trójka w zawodach PŚ była taka sama jak w mistrzostwach Ameryki! Kibice, którzy mieli okazję śledzić transmisję w NBC byli z pewnością przeszczęśliwi. Hamlin w dwóch ślizgach nie pozostawiła złudzeń rywalkom. Wygrała po raz trzeci w karierze. Wcześniej triumfowała przed rokiem w Lake Placid i jest przecież sensacyjną mistrzynią świata z 2009 roku właśnie z Lake Placid! Poza tym jest aktualną brązową medalistką olimpijską z Soczi. W tamtym roku w Park City była druga. Sweeney dość nieoczekiwanie stanęła na drugim miejscu podium. Większe szanse dawano Summer Britcher, która w tamtym roku wygrała tutaj dwa razy (klasyczne jedynki i sprint). Wczoraj trzecia z Amerykanek była piąta. Mieliśmy dzień amerykańsko-kanadyjski. A co z Niemkami? Bardzo utytułowane i doświadczone Geisenberger i Huefner znalazły się poza podium! To taki przedświąteczny cios dla Niemek. Natalie była czwarta, Huefner szósta, a najmłodsza z nich Dajana Eitberger ósma…

SPRINT RÓWNIEŻ DLA ROZPĘDZONEJ HAMLIN! A TEAM RUSSIA CHYBA MIAŁ CIĘŻKĄ NOC…

Erin miała wczoraj po prostu swój wielki dzień! Troszkę inaczej sytuacja wyglądała z Rosjanami. Tylko Roman Repilov potwierdził, że zakochał się w torze w Park City z wzajemnością. Miłość od pierwszego wejrzenia przeżył też Włoch Dominik Fischnaller. Emily Sweeney też nie może narzekać… Toru w Park City nie pokochały Niemki. Rosjanie natomiast fantastycznie jeżdżą od początku sezonu. Wczoraj było jednak coś nie tak. Nie wiem co oni robili w nocy, ale widocznie spali źle… Tatyana Ivanova pozazdrościła Romanovi, że ten wygrał w piątek i sama chciała tego dokonać w sobotę. Wszystko było super po pierwszym ślizgu. Zajmowała świetne drugie miejsce! W drugim ślizgu wypadła z sanek i nie mogła wziąć udziału również w sprincie rozegranym kilka godzin później. Być może już myślała o prezentach pod choinkę i o zbliżających się świętach Bożego Narodzenia. W jej ślady poszedł kolega z reprezentacji – Stepan Fedorov… Semen Pavlichenko, który był drugi w Lake Placid też jeździł w Park City słabo, ale Stepan poszedł dalej i powtórzył wyczyn koleżanki. Czyżby się umówili na ślizganie się po torze na tyłkach? Przy tej szybkości wcale nie jest to śmieszne. Fedorov mocno uderzył w ścianę toru. Wyglądało to groźnie… Dzięki ekwilibrystycznym umiejętnościom z powrotem położył się na sanki, ale spadł z nich znów… Na szczęście nic mu się nie stało i o własnych siłach opuścił tor. Dorobił się zapewne tylko paru siniaków i wróci w rodzinne strony na święta troszkę obolały. Razem z Ivanovą powinni wygrzać tylną część ciała przy kominku i choince w te piękne święta. Mają pamiątkę z toru Park City. Do wesela, czyli do startu w Koenigssee zagoi się z pewnością.

Hamlin uzyskała czas 32.881 i pewnie wygrała po raz drugi w Park City. Druga była znów Sweeney. Mistrzyni olimpijska z 2010 roku Tatjana Huefner stanęła na najniższym stopniu podium. Tym samym objęła prowadzenie w generalnej klasyfikacji Pucharu Świata. Zgromadziła w sześciu startach 430 punktów. Druga jest Geisenberger, która w sprincie była dopiero ósma! Na trzecie miejsce wskoczyła Hamlin, a czwarta jest Gough. Kolejne miejsca zajmują Eitberger, Sweeney i Britcher. One w sprincie były odpowiednio na szóstym, drugim i czwartym miejscu. Piąta była Gough.

SPRINT PANÓW DLA FISCHNALLERA!

Kto by się tego spodziewał? Nie wygrał sprintu Niemiec, nie dał rady Rosjanin, nie udało się też Amerykaninowi! Zrobił to Włoch Dominik Fischnaller! To jego trzecie zwycięstwo w karierze. Ostatni tydzień ma wyśmienity. Był piąty w Whistler, trzeci w piątek w klasycznych jedynkach, a wczoraj niespodziewanie wygrał sprint. Tucker West był dopiero szósty. Pavlichenko zajął 11. miejsce, a Fedorov wypadł z sanek. Drugi zawodnik gospodarzy Chris Mazdzer był 10. Austriak Wolfgang Kindl, który był trzeci w Whistler i drugi w piątek, popełnił fatalny błąd i cudem utrzymał się na sankach. A co z Niemcami na czele z Lochem? Było zdecydowanie lepiej niż w piątek, kiedy to żaden z nich nie stanął na podium! Felix Loch był czwarty i w czterech startach za oceanem ani razu nie był w pierwszej trójce! Dodatkowo zawalił sztafetę Niemcom w Lake Placid. Nie będzie dobrze wspominał wojaży kanadyjsko-amerykańskich… Lepszy nastrój ma z pewnością Andi Langenhan. On był wczoraj trzeci i drugi raz w przeciągu tygodnia stanął na najniższym stopniu podium. Przywiezie swojej przyjaciółce dwa medale… Piękne prezenty urodzinowe i pod choinkę. Erin Hamlin wygrała jedynki i sprint. To samo chciał uczynić Rosjanin Roman Repilov. „Młody gniewny” był o włos od zwycięstwa. Przegrał z Dominikiem o… uwaga: 0.005 tysięcznych sekundy, czyli o błysk płozy! Tak czy owak będzie wspominał Park City bardzo miło. Przy okazji święta spędzi jako lider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Niewiele traci do niego Loch i KIndl. Małe różnice punktowe dzielą zawodników zajmujących miejsca od 4 do 8. Raptem 24 punkty. Ci panowie to West, Pavlichenko, Fischnaller, Ludwig i Langenhan.

PODRAŻNIENI EGGERT Z BENECKENEM WYGRYWAJĄ PO RAZ PIĄTY!

I na koniec została nam rywalizacja sprinterska dwójek. Od Whistler zawodnicy przyzwyczaili się, że odbywa się tylko jeden ślizg. Wiadomo, że jest to o tyle trudniejsze, że nie mają oni szans na poprawę rezultatu w drugim ślizgu… Musieli się do tego przyzwyczaić ze względu na złe warunki pogodowe. Myślę, że ten co jeździ na dole nie jest z tego powodu smutny, że odbywa się jeden ślizg. Kolega przecież przez prawie minutę przygniata go swoim ciałem… Nie sądzę, żeby to było przyjemne… Proszę jednak nie uruchamiać zbytnio wyobraźni, bo stworzyć dwójkę saneczkarską jest naprawdę bardzo trudno. Potrzeba na to wielu lat. Przykładem są Włosi – Oberstolz z Gruberem. Są ze sobą od 1998 roku. Która z par małżeńskich może się pochwalić takim stażem? I oni nadal zjeżdżają szybko! W sprincie otarli się o podium. Podobny staż mają bracia Sics z Łotwy. Andris i Juris to medaliści olimpijscy i w piątek zajęli drugie miejsce! W sprincie poszło im gorzej. Doświadczeni są też Amerykanie – Mortensen z Terdimanem. Wczoraj po raz drugi w tym sezonie stanęli na podium. Zajęli trzecie miejsce. A kto wygrał? Oczywiście Toni Eggert i Sascha Benecken. To już piąty triumf Niemców tej zimy. Przegrali tylko raz w piątek z Wendlem i Arltem. Obrońcy Pucharu Świata w sprincie byli gorsi od kolegów o 0.055 tysięcznych sekundy. Takie same miejsce zajmują w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata i próbują gonić Eggera z Beneckenem. Trzecie miejsce zajmuje kolejna niemiecka para – Geueke/Gamm.

I to tyle z Park City. I to tyle z trzech startów saneczkarzy za oceanem. Karuzela Pucharu Świata wraca już na początku stycznia do Europy. A jak w tym wszystkim wypadli nasi? Cudów oczekiwać nie mogliśmy i takich nie było. Maciej Kurowski po wpadce w Lake Placid zajął dwa razy 24. miejsce. Ewa Kuls miała dwa równe i udane starty. Gorzej jej poszło w Park City. Natalia Wojtuściszyn z pewnością ucieszyła się, że awansowała z Pucharu Narodów i mogła brać udział w Pucharze Świata. Taki prezencik na święta. Chmielewski z Kowalewskim poznali nowe tory i z każdym startem było coraz lepiej. W Park City zajęli dwa razy piętnaste miejsce. Czas teraz na przelot do kraju i odpoczynek świąteczny w rodzinnym gronie. Czas na reset. Jeszcze słowo o Mateuszu Sochowiczu. Debiutant w Pucharze Świata na razie zbiera doświadczenie na treningach z najlepszymi i w Pucharze Narodów. Miejmy nadzieję, że zbierze tego owoce i nauka nie pójdzie w las. Ma na szczęście blisko doświadczonego Kurowskiego, który z pewnością wspiera i służy radę.

A więc do siego roku! Sanki wrzucić do piwnicy, odpoczywać i świętować oczywiście z umiarem, bo przytyć nie można… Dużo zdrowia, unikania kontuzji, zadowolenia z każdego ślizgu i miejsc na miarę możliwości życzy redakcja ig24.pl i redaktor Marcin Jaskuła. W przyszłym roku życzymy oczywiście połamania sanek i ślizgu po torze na tyłku!

Pyeong Chang 2018 - Saneczkarstwo: Niemka...
Autor: rasmarsom | Kategorie: Sport 
Tagi: pyeongchang   saneczkarstwo   naturalizacja  
20 grudnia 2016, 15:49

 Naturalizowanie w sporcie jest już zjawiskiem bardzo powszechnym tak jak i doping... Zmiana barw narodowych przez sportowców jest już w tych czasach na porządku dziennym. Wzbudza to emocje, ale nikogo to już nie dziwi. Niemka Aileen Frisch od przyszłego roku będzie przywdziewać barwy Korei Południowej. W Pjongczang nie będzie już śpiewać hymnu: "Deutschland, deutschland uber alles", ale trudniejszy południowokoreański... 

Taka oto wiadomość dotarła do nas, że Koreańczycy szukają sportowców, którzy wystartują w ich barwach na igrzyskach olimpijskich w Pjongczang w 2018 roku. Nie jest to nic dziwnego, bo czy ktoś widział Koreańczyka zjeżdżającego na sankach? Wiemy, że gospodarze igrzysk mają prawo wystawić swoich zawodników i zawodniczki w każdej dyscyplinie. Taki jest przywilej każdego gospodarza największej imprezy czterolecia. A co zrobić jak w jakiejś dyscyplinie nie ma się żadnych tradycji i nikt nie uprawia tego sportu? Saneczkarstwo jest tego świetnym przykładem. Ale na wszystko znajdzie się sposób... Wiecie już jaki? Naturalizacja sportowca czy sportsmenki, którzy w swoim kraju nie mają szans zakwalifikowania się na igrzyska. Ze względu oczywiście na dużą konkurencję. Niemcy są tego świetnym przykładem. Saneczkarstwo u nich to jeden ze sportów narodowych. Pamiętajmy, że w Pjongczang może wystartować tylko trójka saneczkarzy i saneczkarek i dwie dwójki z jednego kraju! Rywalizacja wewnętrzna jest więc tam ogromna! Nie pojadą na zimowe igrzyska zawodnicy i zawodniczki, którzy regularnie w PŚ zajmują miejsca w pierwszej dziesiątce. Nie pojadą też tacy, którzy będą mieli w dorobku miejsca na podium w zawodach Pucharu Świata! Kwalifikacje na igrzyska budzą zawsze kontrowersje, bo jak wiadomo liczy się udział. Nie jest istotne czy dany kontynent ma tradycje w jakiejś dyscyplinie sportu i często się zdarza, że słabsze drużyny czy sportowcy zabierają miejsca tym lepszym... Zgodnie z zasadą, że cały świat ma brać udział w tej największej imprezie czterolecia. Dochodzi wtedy do zabawnych scen na arenach igrzysk. Pływak z jakiegoś biednego kraju prawie się topi w basenie, wioślarz czy kajakarz przypływa daleko za przedostatnim zawodnikiem, biegacz przybiega na 100 metrów kilka sekund za resztą stawki... Mieliśmy też Kenijczyka biegającego na nartach... To jest właśnie piękno igrzysk olimpijskich i takie obrazki pamiętamy jeszcze bardzo długo. Ważny jest przecież udział całego świata w tym przedsięwzięciu. Nawet jeżeli dany zawodnik czy zawodniczka uprawia daną dyscyplinę od niedawna i nie wygląda jak zawodowiec, ale jak totalny amator. Ma jednak pamiątkę na całe życie. Może się chwalić tym, że startował czy startowała na największej imprezie czterolecia z najlepszymi w danej dyscyplinie sportu. Niewielu może się tym pochwalić na całym świecie.

flaga-niemiec

Przykłady "farbowanych lisów' mamy w każdym kraju. W niektórych nie budzi to już żadnych emocji. Najgłośniejszy przypadek ostatnich lat to oczywiście reprezentacja Kataru w piłce ręcznej! Gospodarze stworzyli sobie "wieżę Babel", co odbiło się szerokim echem nie tylko w światku piłki ręcznej. Polska reprezentacja odczuła to na własnej skórze...

Pamiętamy też mistrzostwa Europy w 2012 roku w piłce nożnej... Zlepek naturalizowanych zawodników nie przyniósł jednak żadnego efektu. Niektórzy nie znali nawet hymnu narodowego. "Polska wieża Babel" PZPN-u i Franciszka Smudy nie dała żadnego efektu i przykro było patrzeć na taką drużynę pod flagą biało-czerwoną...

Kolejny przykład z dobrze nam znanego polskiego podwórka to Chińczycy grający dla Polski w tenisa stołowego. To ich sport narodowy i nie dziwne, że wyjeżdżają do innych krajów i reprezentują inne barwy. U siebie nie łapaliby się w kadrze ze względu na ogromną konkurencję, a w takiej chociażby Polsce są najlepszymi zawodnikami i zawodniczkami.

Naturalizacja budzi jakiś niesmak, ale tak już jest w tych czasach. Zawodnicy i zawodniczki zmieniają barwy narodowe jak rękawiczki. Jeżeli mogą to robić i startować pod egidą i flagą innego kraju to to czynią. Mają szansę wtedy startować w największych imprezach w danej dyscyplinie i zdobywać medale dla kraju o którym wcześniej czytali na Wikipedii... Często nie znają nawet hymnu i wygląda to komicznie albo żałośnie... Taki jednak jest współczesny świat i naturalizacji nie zatrzymamy oraz tego przemieszania kultur, religii, języków, tradycji. Mamy do czynienia z biblijną "WIEŻĄ BABEL", a jak wiemy z historii, nic dobrego to przynieść nie może... Chyba, że komuś zależy, żeby to właśnie powodowało chaos i zamieszanie...

Koreańczycy już zwerbowali dwóch rosyjskich biathlonistów. Mają też już sześciu naturalizowanych hokeistów. Dwaj łyżwiarze figurowi z USA i Rosji również przechodzą proces naturalizacji.

W saneczkarstwie natomiast Niemka Aileen Frisch jest już pewna, że za ponad rok, w lutym 2018 roku, będzie na igrzyskach olimpijskich w Pjongczang reprezentować barwy Korei Południowej. Jest z tego bardzo zadowolona, bo w niemieckiej reprezentacji nie miałaby szans się przebić. Jesienią 2015 roku zakończyła karierę ze względu na brak perspektyw w Niemczech, a ma przecież dopiero 24 lata. Na jej nieszczęście w kadrze naszych zachodnich sąsiadów rywalizacja jest przeogromna. Rękę do Aileen wyciągnęli na szczęście... Koreańczycy. Frisch mieszka już w Seulu i uczy się hymnu Korei Południowej. Jest to niezbędny warunek do startu w nowych barwach. Dostała już zgodę pocztą elektroniczną i "kamień spadł jej z serca"...

W koreańskim kombinezonie wyścigowym wystartuje już na początku stycznia w Koenigssee, w zawodach Pucharu Świata. Aileen w 2012 roku została mistrzynią świata juniorek. W 2013 roku była piątą zawodniczką na MŚ seniorek w Whistler! Dzięki Koreańczykom ponownie będzie mogła robić to co kocha i zjeżdżać na sankach. Pewnie nie takich jak na zdjęciu... Na takich być może zjeżdżała po zakończeniu kariery w niemieckich barwach. Gdzieś z dziećmi na górkach i pagórkach... Od stycznia 2017 roku położy się już na profesjonalnych sankach i bedzie mknąć po torach lodowych z prędkością 100 km/h. Ciekawe jak będą patrzeć na nią koleżanki z kadry Niemiec... Ciekawe co na to Niemcy, którzy są dumni ze swojego pochodzenia... Niemka Koreanką! Wiem jednak co by powiedział na to Czesław Niemen... "Dziwny jest ten świat". Sami oceńcie czy te naturalizacje są dobre czy złe, potrzebne czy nie. Sportowcy z pewnością się z tego cieszą, bo mogą nadal uprawiać zawodowo swoją ukochaną dyscyplinę sportową. Z boku jednak wygląda to i komicznie i żałośnie, ale tego nie zatrzymamy przecież... Nie możemy zabierać człowiekowi prawa do spełniania się zawodowo pod flagą innego kraju. Nawet jeżeli wcześniej nie znał tego kraju, tradycji, hymnu, języka, obyczajów... Przecież w niczym to nie przeszkadza. Wszystkiego się można nauczyć jak człowiek chce. Dobrze, że nie wymagają od Niemki, żeby miała skośne oczy... Zawsze można je przymrużyć idąc z flagą koreańską na otwarcie igrzysk i śpiewając dumnie hymn Korei Południowej...

flaga-korei-poludniowej

BIEGI NARCIARSKIE - JUSTYNA KOWALCZYK: Dla...
Autor: rasmarsom | Kategorie: Sport  z pogranicza sportu 
Tagi: justyna kowalczyk   biegi narciarskie  
20 grudnia 2016, 15:18

 "BRAVE HEART" biegów narciarskich. "Najlepsza z najlepszych" w historii tej dyscypliny. Kto nie płakał jak Justyna Kowalczyk wygrywała z Marit Bjoergen na 30 km klasykiem w Vancouver? Kto wierzył w nią w Sochi jak startowała z pękniętą stopą i w ciężkich warunkach pokonała nie tyle rywalki co siebie i zdobyła drugie złoto igrzysk olimpijskich, ale tym razem na koronnym dystansie 10 km klasykiem? A kto był z nią jak była zdyskwalifikowana za doping przed Turynem? Uwierzcie, że było ich niewielu, bo jeszcze nie była "Królową Nart", ale już kochała swoje "nartki". Nie poddała się wtedy, nie załamała, nie porzuciła nart i walczyła samotnie o swoje marzenia jak Mel Gibson, który walczył o wolność Szkotów. Ona przemierzała lasy na nartach, a on wzgórza na koniu... Walczyli o swoje marzenia i wolność i oboje wygrali! 

brave-heart

NASZA JUSTYNKA z Kasiny Wielkiej - WIELKA KRÓLOWA NART 

Zacznę od wielkiego podziwu za to czego dokonała na biegowych trasach. Dostarczyła nam wielu wzruszeń, radości i łez szczęścia. Byliśmy, jesteśmy i będziemy dumni z tej charakternej góralki z Kasiny Wielkiej. Może ma czasem za długi język i za to płaci, ale jest sobą zawsze! Można nie zgadzać się z nią, ale trzeba szanować jej zdanie. Nawet jeżeli jest czasem wypowiedziane pod wpływem emocji. Przecież każdy z nas ma tak samo. Czasem żałujemy niektórych słow, które wypowiedzieliśmy pod wpływem chwili. Wtedy możemy kogoś obrazić czy urazić i czasami ciężko jest to naprawić. Justyna tak jak my, jest tylko człowiekiem z wszystkimi przywarami i słabościami. Szanujemy ją za to, że głośno mówi o tym co jej się nie podoba, a to jest sztuka! Mówiąc co masz na myśli narażasz się na wiele ataków ludzi zawistnych, zazdrosnych, próbujących zdyskredytować ciebie w oczach większości. Ludzie wtedy przyklejają ci metkę jakbyś był ubraniem, a nie człowiekiem. Często ta metka przylega do ciebie do końca życia... Równie często niezasłużenie... Tacy są jednak ludzie i takie jest życie nie tylko znanego sportowca. Trzeba czasem uważać co się mówi i co publikuje. Osoba publiczna przez różnorakie wypowiedzi może ściągnąć na siebie gniew i nienawiść ludzi. Nasza Justyna niedawno tego doświadczyła na Pucharze Świata w Norwegii... Sami oceńcie czy zasłużenie czy nie...

Mel Gibson też musiał walczyć sam o wolność i nawet gdy go torturowali to nie ugiął się, nie ocalił swojego życia i krzyknął najgłośniej jak potrafił: FREEDOM! Dopiero jego śmierć w torturach uświadomiła królowi Szkocji, że ma stanąć w obronie swoich rodaków i poprowadzić ich do zwycięstwa nad "Wielką i Dumną Anglią". "BRAVE HEART" dał im siłę, bo zginął za nich i za ojczyznę. Wlał odwagę w ich strachliwe serca! A przecież król Szkocji tak się bał Anglików. Był tchórzem, co próbował mu uświadomić Mel Gibson. Zrozumiał to dopiero po jego śmierci, bo zobaczył, że "Brave Heart" potrafił zginąć na szafocie za wolność swoją, swoich rodaków i swojej ukochanej ojczyzny! To wymaga największej odwagi. Niewielu potrafi się na to zdobyć!

Taka sama jest właśnie nasza kochana Justynka. Ma wielką charyzmę, siłę i odwagę dokonywania wielkich rzeczy w biegach narciarskich. Przecież to jest zawodniczka z Polski! Kraj, który nie ma tradycji w tej dyscyplinie, a ona pokazała, że nie mają tak potężnego zaplecza jak Norweżki można z nimi walczyć ramię w ramię i jeszcze wygrywać! Pokochali ją w świecie narciarskim prawie wszyscy, oprócz co zrozumiałe - Norwegów. Chociaż i oni musieli ją szanować za to co osiągnęła. Z pewnością wzbudzała też ich podziw. Nawet jeżeli się do tego nie przyznawali publicznie, to może w głębi serca kibicowali jej, nie przyznając się do tego. Tak czy owak musieli się z nią liczyć i szanować za to, że ucierała nosa armadzie Norweżek. Nad tym nie można było przejść obojętnie, że zawodniczka z Polski dokłada potędze w tej dyscyplinie sportu. Sama, samiusieńka... Ze słabym zapleczem na początku, bez wielkich pieniędzy, bez wielkiej pomocy. Siła i wytrzymałość konia i ten koński ogon... Wielka wojowniczka w każdych zawodach, każdym stylem i w każdej konkurencji. Dla niej nie istnieje słowo - PODDANIE SIĘ. Zawsze walczyła i walczy jak "Brave Heart". Czy można takiej ambitnej zawodniczki nie kochać? Czy można jej nie szanować? Czy można obok niej i jej sukcesów przejść obojętnie? Odpowiedź brzmi: NIE! Bo to nasza wspaniała "Królowa Nart". Była, jest i będzie nią do końca swojej kariery, do końca swojego życia i po śmierci też. Świat narciarski nigdy nie zapomni jej sukcesów i tego jaka jest. Wpisała się "ZŁOTYMI ZGŁOSKAMI" w historię polskiego sportu jako "NAJWIĘKSZA Z NAJWIĘKSZYCH"! Czy powiedziała jednak już ostatnie słowo? To się okaże już niedługo...

Justyny przewaga to wytrzymałość fizyczna. Do tego jednak nie jest łatwo się przygotować. Nasza dzielna dziewczyna biegała w lecie na rolkach ciągnąc za sobą oponę od traktora bodajże! To ile osiągnęła zawdzięcza wyłącznie sobie, swoim cechom charakteru góralki. Niezłomność, walka do utraty sił, wiara, nadzieja, miłość do swoich nartek. Tylko takimi cechami wyróżniają się najlepsi sportowcy w historii. I ona taka jest. Urodziła się, żeby zwyciężać. Drugie miejsce ją nie interesuje! Drugie miejsce to już porażka dla niej. Nie wszyscy to rozumieją. Ona zrobiła więcej niż pewnie sama się spodziewała, a teraz są cięższe chwile i porażki... Ale to ona sama będzie wiedzieć kiedy zejść ze sceny zawodowego biegania. Nam wszystkim nic do tego! Zrobiła dla nas jako ludzi i kibiców tak wiele, że powinniśmy ją darzyć zawsze i bez względu na wyniki wielkim szacunkiem.

Pamiętam ją jak jeszcze nie była znana w światku biegów. Pamiętam jak nie mogła pojechać do Turynu w 2006 roku i przeżyła bardzo mocno dyskwalifikację za stosowanie dexomethasonu. Ten upadek dał jej jednak wielką siłę do walki. Porażki i niepowodzenia w życiu dają coś większego niż same zwycięstwa. Wtedy jest jakoś tak za łatwo i prosto. Każdy sportowiec powie, że jak idzie i jest forma to nawet się nie zastanawiasz czego tak jest. Masz swoje "5 minut" i wykorzystujesz je na maxa. Gorzej jak to się w końcu kończy i zaczynasz przygasać. Zaczynasz szukać formy, a ona nie przychodzi. Widzisz i czujesz, że to nie to... Ale przecież robisz to prawie całe życie i to kochasz! Jak masz się z tym pożegnać? Jak masz to porzucić? To są największe problemy wielkich postaci polskiego i światowego sportu. Szukają odpowiedzi na pytanie kiedy zejść ze sceny niepokonanym... Niestety czasem walczą za długo w zawodowym sporcie i obserwujemy porażki tych wielkich. Ale czy to ich wina, że urodzili się, żeby rywalizować i wygrywać? Czy to ich wina, że kochają to co robią? Miłości nie można porzucić, ale można kochać inaczej... Można ją przewartościować. Czy Justyna jest w takim punkcie swojej kariery? Obawiam się, że tak, ale jej nigdy nie można skreślić! Przenigdy! To tak jakbyś nie wierzył, że "Brave Heart" w końcu wyzwoli Szkotów... Wszystko jest teoretycznie możliwe, ale czasem po prostu już brakuje sił... Człowiek robi się starszy, organizm jest coraz bardziej zmęczony, buntuje się, nie znosi już takich obciążeń treningowych. Wciąż pojawiają się młodsi, szybsi, którym to wszystko przychodzi łatwo. I ten starszy i doświadczony zawodnik widzi, że już nie daje rady po prostu. Sztafeta pokoleń i życia. Sport wyczynowy na najwyższym poziomie kosztuje sporo psychikę i organizm. Z wiekiem dłużej się regenerujesz, pojawiają się bóle, zmęczenie. Zaczynasz obciążać umysł, że przecież robisz to samo, ale pojawiają się lepsi od ciebie. A przecież narodziłeś się po to, żeby wygrywać! Nasza KRÓLOWA NART nigdy się nie podda i będziemy jej kibicować do końca kariery i w późniejszym życiu! Zasługuje wręcz na pomnik za życia. Tyle, że teraz pewnie sama odpowiada sobie na pytanie ile jeszcze dam radę... Biegając w Pucharze FIS... Bądźmy z NIĄ zawsze i do końca, bo wiele nas nauczyła podczas tej przebogatej kariery okraszonej tyloma zwycięstwami, tytułami, medalami. Uczyła nas czegoś więcej. Uczyła nas jak mamy walczyć, nawet jeżeli nie ma światełka w tunelu. Uczyła nas, że wszystko co potrzebujemy jest w nas, tylko to musimy wyzwolić i uwolnić. To ta wielka siła, wiara, nadzieja i walka do ostatnich centymetrów. Nauczyła nas ta dziewczyna z końskim ogonem walki o swoje marzenia. Mnie osobiście też... Walki do utraty tchu... Walki, gdy nie masz sił... Nauczyła, że jak wierzysz, masz nadzieję, miłość, to możesz przenieść góry. W przeciwnym wypadku nigdy nie wstaniesz z kolan, nigdy nie powstaniesz jak "Feniks z popiołów", nigdy nie spojrzysz na powierzchni oceanu prosto w słońce i zostaniesz na dnie w mule... Justyna uczyła nas tego przez całą karierę i to w zimie, która jest najcięższym okresem w roku dla człowieka. Dawała nam zawsze takie światełko w tunelu i radość. Mnie osobiście ładowała przed treningiem amatorskim w zimie. I za to jej dziękuję, tak jak my wszyscy powinniśmy to zrobić. Za dużo nam dała, żeby ją deptać... To nie fair!

Podnosząc się z dna uczysz się walczyć. Jeżeli tego nie zrobisz i nie znajdziesz w sobie siły  to możesz na dnie zostać do końca życia. Zależy to tylko od ciebie. Ona to uczyniła stając się -myślę - najlepszą biegaczką w historii, z kraju, który w sportach zimowych ma małe tradycje poza kilkoma czy kilkunastoma przypadkami. Niewielu jest takich, którzy mogą się równać z Justyną pod względem osiągnięć sportowych. Polska to ojczyzna Jana Pawła Drugiego, kochanego na całym świecie aż do śmierci. Cały świat dzięki niemu poznał Polskę. Kraj umęczony w historii. Kraj oszukiwany przez Rosjan i Niemców, którzy bez przerwy uciskają nas. Kraj, który był niegdyś od morza do morza... Rozebrali nas prawie do naga, ale nigdy nie zabiorą i nie zniszczą charakteru i serca do walki polskiej nacji. Jesteśmy niezłomni jako naród. Potrafimy się połączyć w chwilach największego zagrożenia. Wtedy jesteśmy bardzo niebezpieczni jako naród walczący o swoją wolność i ojczyznę. Nawet Hitler chwalił Polaków jako jeden z najinteligentniejszych i najsprytniejszych narodów. Tacy jesteśmy poza wadami i przywarami. Trzeba się z nami zawsze liczyć! Nie damy sobie w kaszę dmuchać i mamy piękny kraj z górami, lasami i morzem. Pewnie inne kraje zazdroszczą nam takiego położenia i piękna naszej natury i dlatego mamy tak ciężko w Europie. Norwegowie natomiast zazdroszczą, że taka Justynka, która nie umie biegać łyżwą, która nie umie zjeżdżać, która wydaje się, że się potknie o własne nogi, wygrywa z wielką Marit Bjoergen na królewskim dystansie 30 km klasykiem na igrzyskach olimpijskich. Taka sobie toporna technicznie Polka. Jak ona w ogóle śmie wygrywać z Marit? Po prostu bezczelna!

KRÓLOWA NART JEST TYLKO JEDNA! Na zawsze...  i nieważne, że teraz nie idzie, że nie ma formy, że bolą piszczele, że są kontuzje, że przygotowania nie idą tak jak Justyna chce, że są porażki. Może to już po prostu jakiś koniec... Koniec czegoś pięknego, niesamowitego i wzruszającego. Liczby, medale, zwycięstwa w Pucharze Świata, medale mistrzostw świata, olimpijskie, Kryształowe Kule, zwycięstwa w Tour de Ski. Tego jest tyle, że wszyscy kibice znają doskonale ten dorobek. To jest KRÓLOWA POLSKIEGO SPORTU obok letniej królowej ANITY WŁODARCZYK. Zostanie nią na zawsze nawet jeżeli już nic nie wygra. Nawet jeżeli nie zdobędzie medalu w Lahti i Pjongczang (PyeongChang)... Nawet jeżeli zakończy wspaniałą, wieloletnią i bogatą karierę! Kiedyś przecież ze sceny trzeba zejść... Być może nadchodzi właśnie ten czas dla naszej wielkiej fighterki. Piszę o tym z bólem serca, ale przecież wielcy sportowcy też muszą kiedyś powiedzieć pas. Podam przykład Michaela Jordana i Adama Małysza. To moi idole i ludzie na których powinno się wzorować. Życzę Justynce, żeby odeszła z medalem na szyi, wywalczonym w Korei Południowej w 2018 roku. Życzę jej tego jako fan sportu, pasjonat i początkujący dziennikarz, który ma również jak ona cięty język i piszę tak jak widzę i czuję. Mam prawo do własnej, subiektywnej oceny starając się oczywiście robić to w miarę obiektywnie. Szukam tylko faktów i prawdy, a nie domysłów. Po karierze Kowalczyk będzie biegać nadal w maratonach narciarskich, komentować biegi, pisać o nich, a może nawet szkolić młodzież. Z biegów nie odejdzie, bo to kocha. Z miłości się nie rezygnuje nigdy! W karierze zawodowej udowodniła sobie i niedowiarkom, że biegaczka z Kasiny Wielkiej może przenosić góry! I za to dziękujemy jako kibice. Zrobiła w karierze coś co zapisało się w historii całego sportu. Jesteś zwyciężczynią zawsze i taka pozostaniesz w dalszym życiu. Będziesz miała cięty język i będziesz miała gdzieś co o Tobie pomyślą. Kieruję się tą samą zasadą i wtedy trzeba się liczyć z tym, że wielu będzie nie lubić, nie rozumieć, szykanować, wyszydzać, wyśmiewać się, upokarzać, drwić, nawet nienawidzić. Nie są jednak w stanie ciebie pokonać Justyno! Nawet Norwegowie... Dla nich jest to sport narodowy, a ty troszkę namieszałaś im przez kilkanaście lat. Nie tylko na trasach, gdzie Norweżki oglądały twoje silne plecy i falujący warkocz. Namieszałaś też w wywiadach i wypowiedziach... Mówiłaś odważnie co myślisz po prostu o tym wszystkim. Tyle, że wtedy narażasz się na brak sympatii u Norwegów... Ale czy wszyscy i cały świat mają nas kochać, bo mówimy to co inni chcą usłyszeć? Tak postępują i robią tylko tchórze, bo odważni, do których należy Justyna, nie boją się oceny! Często boli to niezrozumienie przez ludzi, ale ludzie to tylko ludzie. Są różni i często galopują się w nienawiści, gniewie, pysze, kłamstwie, oszukiwaniu, wyśmiewaniu. Czesław Niemen wiedział, że ten świat jest dziwny. Może nawet nie tyle świat co ludzie...

MOJE WZRUSZENIA, RADOŚCI, SPAZMY EUFORYCZNE, PODZIW, czyli krótko o dokonaniach KRÓLOWEJ NART moim subiektywnym okiem (trzecim Horusa). 

Justyna ma w dorobku tyle zwycięstw i medali, że mija się z celem pisanie o tym wszystkim. Wystarczy zaglądnąć do wikipedii. Co ja zapamiętam z tego co do tej pory osiągnęła? Siedzę w sporcie od 10. roku życia, czyli już 26 lat. Justynę pamiętam od początku tak jak Adama Małysza. Jestem szczęściarzem, bo oboje mieli swoje bardzo trudne momenty w karierze, ale pokonali je i teraz są jednymi z największych postaci polskiego sportu. Niewielu pewnie wie, że Adam Małysz przed pamiętnym triumfem w Turnieju Czterech Skoczni zastanawiał się nad porzuceniem skakania na nartach i powrotem do wyuczonego zawodu. Niewiele brakło, żeby zamiast przeskakiwać skocznie skakał po dachach... Przez trzy sezony pod wodzą Mikeski cieniował strasznie. Miał już tego serdecznie dość. Pamiętam jak zajmował ostatnie miejsca, skakał fatalnie. Wciąż miałem w głowie jego zwycięstwa w Oslo, Hakubie i Sapporo w latach 1995-1996. Przecież w tym sezonie zajął siódme miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Ilu kibiców wtedy wiedziało kto to jest Adam Małysz? Kto wtedy skoki narciarskie oglądał? Jak wygrał swój pierwszy Turniej Czterech Skoczni to płakałem jak dzieciak. Skakałem przed telewizorem po każdym skoku. Oszalałem jak cały świat skoków, wariowałem jak cała Polska. Nie zapomnę tego skoku w Garmisch-Partenkirchen. 129,5 metra! Dołożył rywalom w drugiej serii 7 metrów! Bardzo w niego wierzyłem zawsze, ale te 3 słabe sezony aż do pamiętnego sezonu 2000/2001, mogły wiarę zachwiać w tego chłopaka z wąsikiem. On też już z pewnością bardzo wątpił w to, że umie skakać daleko i wygrywać. Pamiętacie Predazzo? Był bez formy, a ja postawiłem u booka za ostatnie 50 złotych, że wygra na dużej skoczni. On wygrał i ja wygrałem. Skakałem z nim z fotela robiąc telemark na dywanie! A ilu pseudoekspertów wtedy mówiło, że nie da rady? Całe rzesze pseudoznafców... Specjalnie użyłem tutaj niepoprawnej ortografii. Ilu niedzielnych kibiców śmiało się z niego jak zajmował miejsca nie na podium? Ilu mówiło, że się skończył? W Predazzo zabił wszystkich, ale nie mnie. Ja płakałem i skakałem z nim. Wygrałem kupon, a kurs był naprawdę dobry...

Dlaczego wspominam o Adamie w tekście o Justynie? Bo Adam odszedł ze skoków na szczycie. W ostatnim sezonie zdobył medal na MŚ w jego ukochanym Oslo, gdzie wygrywał jako młokos z wąsikiem. Kochał tę skocznię. Był i jest jej KRÓLEM! Adama kochają akurat Norwegowie i szanują Niemcy i Austriacy. Nie można tego faceta z bułką i bananem zwyczajnie nie lubić. W ostatniej imprezie mistrzowskiej - zdobywając medal - spiął klamrą swoją karierę. W ostatnim konkursie w Planicy zajął drugie miejsce za Kamilem Stochem! To była cudowna zmiana warty. Coś niezapomnianego, pięknego i symbolicznego. Zszedł ze sceny "niepokonany"! To się rzadko wielkim sportu udaje. Odszedł tak jaki był podczas kariery zawodniczej: z klasą i pokorą, gratulując Kamilowi Stochowi, dla którego był wzorem do naśladowania. Kamil wykorzystał to później i zrobił to co nie udało się Adasiowi. Zdobył mistrzostwo olimpijskie. Wszystko fajnie i wzruszająco, ale przecież też miał swoje momenty upadku, słabszej formy. Za Mikeski skakał wręcz dramatycznie. To trwało aż trzy sezony! Pamiętam Nagano, pamiętam wszystkie konkursy Pucharu Świata w skokach. Oglądam skoki od 1992 roku! I zawsze miałem nadzieję, że ten chłopak zaskoczy, ale w 1997, 1998 i 1999 roku nie szło i nie dawał żadnych oznak i symptomów, że będzie lepiej. Wszyscy wiemy jednak co się działo po T4S 2000/2001. Stał się Królem Skoków Narciarskich. To jak on skakał przechodziło po prostu ludzkie pojęcie! Pamiętajmy jednak, że też musiał się podnieść w zasadzie z niebytu i dna, żeby potem zacząć fruwać... To nie takie proste. Nie miał kariery usłanej różami... Żeby wzlecieć ponad chmury czasem musisz mocno rąbnąć w ziemię! Nawet spaść w przepaść, żeby potem szybować nad górami, lasami i sięgać chmur i gwiazd... Jak widać upadek wcale nie jest końcem, a początkiem czegoś wielkiego i pięknego.

Z Justynką było troszkę inaczej, ale też przeszła gehennę nie ze swojej winy! Ona przecież wygrywała Uniwersjady, MŚ młodzieżowców, zdobyła srebro na MŚ juniorów. Pojechała do Oberstdorfu na MŚ seniorów i otarła się o medal na 30 km klasykiem! Ona już miała wielką wytrzymałość w wieku praktycznie juniorskim. I nagle gruchnęła wiadomość, że stosowała dexamethason! Przyłapana została właśnie na tych MŚ. Były to pierwsze w jej karierze i mogła nawet nie pojechać na igrzyska do Turynu w 2006 roku... Wyobrażacie sobie co ona wtedy doznała? Ona nic nie wiedziała o tym. Trener jej dał po prostu lek na bóle ścięgna Achillesa. Możecie dokładnie przeczytać cały zapis na stronie opole.naszemiasto.pl. Wpis z 2006 roku. Niestety trener wiedział, że dexamethasonu nie można stosować, bo jest na liście substancji zakazanych. Myślał, że się jednak uda, nie zgłaszając tego... Zrobił tym samym młodej Justynce wielką krzywdę! Na dodatek pewien dziennikarz Przeglądu Sportowego napisał wtedy mocny artykuł o Justynie. Bardzo ją to dotknęło i zabolało. Nikt jej wtedy nie pomógł oprócz oczywiście najbliższych, którzy wierzyli w jej niewinność. Jednak w świetle prawa sportowego została dopingowiczką! Z tą skazą pozostaje do dziś... Tego się nie usunie ani nie wymarze. Jak ktoś chce może zapomnieć to zdarzenie i wymazać z pamięci, ale fakty są faktami. Niemniej czy to była jej wina? Była młoda i ufała po prostu trenerowi. Ta historia pokazuje, że nikomu nie można ufać za mocno. Zasada ograniczonego zaufania w życiu często się przydaje... Nawet jeżeli jest to smutna refleksja...

Ona przez okres dyskwalifikacji codziennie rano wstawała przed wschodem słońca i trenowała bardzo mocno sama zimą w swojej Kasinie Wielkiej. Czekała na powrót po przymusowym zawieszeniu. Powiesiła sobie tekst z Przeglądu Sportowego i to ją napędzało. Chciała pokazać temu dziennikarzowi, że się pomylił szkalując ją. Dzięki temu paradoksalnie nie poddała się. Dzięki również rodzinie, która z nią była zawsze. Czy wtedy związek pomógł? Nie wiem i nie wnikam... Musiała sama walczyć o powrót do sportu po aferze z dexamethasonem. I od niej zależało czy się podniesie czy nie! Od nikogo innego! Jej wrodzony góralski charakterek pomógł jej w tym. Zdobyła w Turynie w 2006 roku brąz na 30 km stylem dowolnym. Królewskie dystanse są po prostu dla niej. Jest do tego stworzona! Podniosła się i zdobywając w Turynie medal zobaczyła, że wszystko jest ok i można zacząć zdobywać biegowe laury. Potem to już poszło i rozpoczęła się lawina sukcesów. Pasmo zwycięstw i medali.

Mistrzostwa Świata w Libercu w 2009 roku, gdzie w zasadzie zaczęła stawać na podium regularnie i zdobywać medale. Tu już rywalki zaczeły się bać! Przecież dwa złota z Liberca to jej jedyne zwycięstwa w MŚ. Niezapomniane mistrzostwa. Apogeum mocy, siły i talentu przyszło na igrzyska olimpijskie w Vancouver. Trzy medale! Czekaliśmy jednak na upragnione złoto... I ostatni dzień igrzysk. Bieg na 30 km klasykiem... Boże jak cała Polska trzymała kciuki. Nie wiem ile ludzi to w Polsce oglądało... Co tam się działo! Ten pamiętny finisz z Bjoergen!!! Tętno miałem pewnie z 200 i Marek Jóźwik też. Wydał z siebie niesamowity spazm euforii, krzyk, który zapamiętam do końca życia. Nie panował już nad emocjami jak cała Polska. Zrobiła to! Zrobiła to! Przecież w Libercu zdobywając trzy medale w MŚ dopiero pokazywała rywalkom gdzie raki zimują. W Kanadzie natomiast to był epicki bieg, który przeszedł do historii sportu! Ten finisz... Jezus Maria co to było??? Finisz po 30 km morderczego wysiłku! Walka na śmierć i życie. Wyrwała to złoto! Tak jak wyrwała wszystko co najlepsze w karierze! Płakałem wtedy z nią...

Podczas zimy, gdy trenowałem amatorsko bieganie, ciężko mi było wyjść na trening biegowy w grudniu czy styczniu do lasu. Było tak zimno, leżał śnieg, a ja najpierw oglądałem Justynę jak wygrywa kolejny bieg w zawodach Pucharu Świata. Jak wygrywa morderczą wspinaczkę pod Alpe Cernis. Ubierałem się i biegłem do lasu napędzony jej kolejnym sukcesem. Biegłem po świeżo spadniętym śniegu w mrozie, czasami po topniejącym śniegu, wizualizując sobie, że jestem Justyną Kowalczyk. Przyśpieszałem na ostatnich 2. kilometrach. Drzewa to był dla mnie szpaler kibiców wiwatujących na moją cześć. Biegłem jak ona dając z siebie 200 procent. Może przesadzam, bo na treningu trzeba lekko się oszczędzać przed zawodami, a nie się "wyjeźdżać". Dawała mi siłę do przygotowania się do maratonu. Każdy maratończyk wie, że to nie bułka z masłem, a potworny i piekielny wysiłek dla ludzkiego ciała. Suma sumarum pokonałem ich aż 5 w jednym roku! Jako całkowity amator biegający dopiero rok i kilka miesięcy. Dziękuje Ci za to Justyna, że w zimie pomogłaś mi w przygotowaniach. Dałaś mi siłę mentalną. Uwierzcie, że nie jest łatwo wyjść na trening przy mrozie -6. Pokonać do tego 10 km biegiem! Ale to hartuje organizm i ciało i buduje psychikę. Ona biegała na nartach, a ja bez, ale pokazywała mi jak się walczy do końca. Jak się finiszuje po 30 km biegu! Na każdym maratonie robiłem finisz jak sprinter nie czując już ani nóg ani ciała. Nie czułem już żadnego bólu. On wtedy jest nieważny, bo i tak wszystkie mięśnie, ścięgna i stawy pracują na nieludzkich obrotach. Widzisz wtedy tylko finiszową kreskę! To się tylko liczy. Justyna miała podobnie jak walczyła z Marit na tym pamiętnym finiszu. Nie wiem skąd wtedy jest jeszcze siła na przyśpieszenie. To już działa tylko adrenalina. Chęć zwycięstwa, dobiegnięcia za wszelką cenę. Nawet za cenę ciężkiej kontuzji. W takim momencie nic nie ma znaczenia. Tylko ta finiszowa kreska...

Przybiegałem zawsze w połowie, ale spiker zawsze mnie zauważał jak sprintowałem na nieludzko zakwaszonych mięśniach, mijając rywali jakbym biegł na 100 metrów. Cud, że nie doznałem ani razu kontuzji przez taki finisz... Zdjęcie na moim facebooku - profilowe - jest właśnie z finiszu na maratonie w Dębnie. Byłem w połowie stawki, kiedy to najlepsi już dawno byli po prysznicu i obiedzie. Mój czas to 4:12 i byłem zwycięzcą! Jak każdy amator, który kończy maraton. Finiszowałem tak, że myślałem, że nogi zgubię. Spiker od razu to zaczął komentować, a koledzy na mecie powiedzieli, że reszta po moim finiszu już powinna zejść z trasy, a przecież na trasie została połowa. Widocznie ten finisz zrobił ogromne wrażenie na widzach, spikerze i moich szybszych biegowo kolegach. Walczyłem i walczę zawsze do końca jak Justyna! Czy to w biegu na 5 km czy maratonie... Czy to w życiu... Bo życie to taki właśnie maraton. Tyle, że każdy ma gdzie indziej narysowaną kreskę finiszową.

W Oslo na MŚ nie udało jej się zdobyć złota. Kto nie pamięta dychy klasykiem, kiedy Bjoergen wypluła płuca i leżała na mecie, patrząc czy Justyna ją wyprzedzi... To też przejdzie do historii. Dwie największe rywalki... Tym razem lepsza okazała się nieznacznie Norweżka. Pamiętacie jak zdjęła czapkę na podbiegu pod Alpe Cernis? Było Justynie tak gorąco, że czapka jej zaczęła przeszkadzać. Jak było ciężko, jak nie było formy, jak chciała bardzo w Sochi zdobyć złoto na 10 km klasykiem. Pamiętacie jak płakała na mecie? Ona nie wierzyła, że to ma prawo się udać jak Małysz w Predazzo... Warunki jednak na trasie były pod Kowalczyk i wykorzystała to! Było bardzo ciężko, a ona przecież biegła z kontuzją! Płakała, bo myślała, że nie da rady. Ona wygrała z kontuzją, z koalicją zdrowych i w formie Norweżek. Dokonać tego z pękniętą stopą! To mogła zrobić tylko Polska Królowa Nart!

Na maratonie biegowym już nawet nie wiesz co to jest ból, bo już go nie czujesz. Doznajesz mikrozawałów na trasie 42. km. Mięśnie i stawy masz tak zmęczone, że jesteś już w stanie agonalnym, ale euforycznym. I love this game. To jednak jest samobójstwo. Pierwszy maratończyk przecież zmarł! Ile razy Justyna "umarła" na trasie i na finiszu? Tylko ona to wie...

Symptomatyczne jest to i takie symboliczne, że nie jest egoistką. Zdobyła też z Sylwią Jaśkowiec medal na MŚ w sprincie drużynowym. Obawiam się, że to jedyny medal w karierze Sylwi i więcej nie będzie. Wiecie, że Justyna po dwóch miesiącach treningu na nartach - jako młoda dziewczyna - już mówiła, że chce wygrać mistrzostwo Polski! Co za charakter, czupurność! Ona już wtedy wiedziała, że urodziła się z "genem Zwycięstwa". W tym dążeniu do bycia na szczycie nie przeszkodziła jej nawet pęknięta stopa w Sochi!

Michael Jordan kiedyś rzucił bodajże 42 punkty w finale NBA, a grał z gorączką 38 czy 39 stopni. Tak poznaje się największych z największych w historii sportu. I Justyna Kowalczyk jest niepodważalnie i niezaprzeczalnie jedną z największych postaci współczesnego sportu! Dziękujemy Justyna za wszystko. Wiele nas i mnie nauczyłaś, walcząc z niesamowitą ambicją na trasach narciarskich. Z takim charakterem człowiek się rodzi po prostu. Tego się nie nauczysz! Na plecaku z półmaratonu w Tarnowie Podgórnym, gdzie miałem przyjemność biegać, hasło biegu brzmiało: Uwolnij w sobie lwa! Ona uwalniała i uwalnia go za każdym razem! Chapeau Bas pani Justyno za całokształt. Czapki z głów!

brave-heat-2

NORWEŻKI, ASTMA I MAŚĆ JOHAUG, CZYLI ŁYCHA DZIEGCIU W BECZCE MIODU

Skupiłem się na podziękowaniu Justynie za lata kariery, która się tak czy owak kończy nieuchronnie. Problemy z piszczelami ze względu na budowę ciała powodują, że stylem łyżwowym już w ogóle nie powinna biegać, bo sobie może dużą krzywdę zrobić. Ona urodziła się do klasyka, gdzie potrzebna jest nie technika, ale siła konia. Norwegowie rządzą tym sportem od wielu lat. Justyna przeszkadza im jak może na trasach. Gorzej, że udziela się też w mediach i często są to wypowiedzi prowokujące i źle odbierane. Powodują one bardzo mieszane uczucia. Rozumiem, że leki na astmę zwiększają pojemność płuc, ale Norweżki mieszkając w zimnie widocznie muszą je brać. Pytanie czy w tym wypadku powinny startować w zawodowym sporcie... Wszyscy o tym wiedzą, a Justyna poczuła, że musi o tym głośno mówić. Norwegowie jednak rządzą tą dyscypliną i tak było, jest i będzie... Jeżeli FIS zezwala na branie leków na astmę i nie jest to ich zdaniem doping to trzeba to respektować. Stety czy niestety... Lubię Bjoergen i Johaug, bo to wrażliwe dziewczyny. Tylko złośliwi się śmieją z Marit, że to Marian i cieszą się teraz z wpadki Tereski. Jest to jednak bardzo ludzkie i taki rewanż za to jak śmieją się z Justynki, że biega jak koń. Nie jest to fair, bo to nie wina Bjoergen, że jej pozwalają brać leki na astmę i startować. Trzeba ją szanować za to co osiągnęła. Nieważne czy akurat jest przed Justyną czy za.

Najgorsze jest jednak to, że Justyna też wyszydziła Teresę, że nie zauważyła czym smaruje usta i wpadła. To zdjęcie z tym lekiem eleganckie nie było z pewnością. Justyna jest cięta na Norwegów tak jak i oni na nią. To trwa lata już. Nie dziwię się, że ucieszyła się z tej wpadki Tereski. Tyle, że Johaug ostatnimi czasy biła wszystkie rywalki na głowę i w tym też Justynę. Czy w sposób dozwolony czy nie, to tego się nie dowiemy. Kto wie czy ta maść nie jest przykrywką? Możemy sobie nad tym dywagować, ale z całym szacunkiem dla Kowalczyk, to nie powinna się w to wtrącać i dolewać oliwy do ognia.  Szczególnie teraz jak kompletnie nie idzie w tym sezonie. Być może taki jest plan... To się okaże już w Lahti na MŚ. Cięty język  i takie prowokowanie, które Justyna lubi, powoduje to co się stało w Lillehammer i obrażanie jej na trasie. Nasza mistrzyni była tym faktem rozgoryczona. Nie może się jednak dziwić reakcji Norwegów, którzy Johaug kochają.

Jest jednak jedno poważne "ale". Jeżeli ktoś ma przeszłość dopingową, to powinien dwa razy się zastanowić zanim cokolwiek powie o tym publicznie. Dlatego, że wtedy naraża się na dużą krytykę. Jest takie powiedzenie, które sprawdza się często w życiu: "Nie pamięta wół jak cielęciem był". I nawet jeżeli Justyna nie miała pojęcia, że dexamethason był zakazany, to jednak była zawieszona za stosowanie środka dopingującego. Nie warto rozmieniać pięknej kariery na drobne i drażnić Norwegów, bo oni za Tereskę będą się teraz po prostu mścić. To wyglądało jakby Justyna próbowała wykpić Johaug za to, że nie zauważyła czym smaruje usta. Nie dziwię się, że to rozsierdziło Norwegów. Bezsensu było w to wtrącać swoje "trzy grosze". Rozumiem rozżalenie Justyny, że próbuje pokazać, że wyniki Johaug nie były do końca czyste. Tylko, że Norwegowie odebrali to jako kpinę z Tereski i taką nawet radość Justyny, że ona wpadła w tak idiotyczny i niezrozumiały sposób. Nie wyszło to wszystko dobrze... Tyle, że Justynie pewnie zależało na tym, żeby znów zdenerwować Norwegów. To jej się udało i ciekawi mnie konfrontacja obu pań na igrzyskach olimpijskich w Pjongczang. Na trasach biegowych spotkają się pewnie jednak wcześniej. Dwie wielkie zawodniczki, które wpadły na dopingu. Jedna, bo nic nie wiedziała, że to zakazane, a druga chciała posmarować popękane usta... Obie zapłaciły za to, bo nie mogły startować jakiś czas. Justyna 11 lat temu, a Teresa teraz odbywa karę i nikt nie wie jak długo ona potrwa. Obie też już mają łatkę, że stosowały coś niedozwolonego i zostały złapane. Nieważne czy zrobiły to świadomie czy nie. Substancje zakazane znalazły się w ich organizmach. Moim zdaniem Justyna w sprawie Johaug nie powinna się nawet wypowiadać. Tyle, że przecież znamy ją i wiemy, że lubi czasem zamieszać w tym kotle norweskim. Konsekwencje tego musi jednak wziąść na "klatę" i nie żalić się, że Norwegowie ją wyzywali. To było do przewidzenia... Jeżeli narobisz w czyjeś gniazdo to nie licz, że tam ciebie przyjmą z otwartymi rękami i oddadzą ci hołd. To akurat znam z autopsji.

Co do tych leków na astmę to niestety są i pewnie będą dozwolone. Masz wtedy dwa wyjścia: akceptujesz to i mimo wszystko rywalizujesz z Norweżkami albo sam to stosujesz też. Jest jeszcze jedna opcja. Wycofujesz się z uprawiania sportu zawodowego, bo nie możesz znieść, że nie jest on do końca czysty i sprawiedliwy. Jak masz to jednak zrobić jak to kochasz?Sprawiedliwości nie ma na świecie, nie było i nie będzie. To się tyczy nie tylko sportu.

Ktoś ma sztuczną nogę i biega z tymi co mają dwie zdrowe... Biedny Mongoł nie zdobywa medalu w Rio w zapasach, bo sędziowie interpretują jego przedwczesną radość jako unikanie walki z Uzbekiem... Sędziowie w finale keirinu w kolarstwie torowym nie dyskwalifikują Anglika za złamanie zasad rywalizacji... Tylko dlatego, że Brytyjczycy rządzą tą dyscypliną i śędzia bał się im narazić. Gdyby to był Polak to nie wziął by udziału w powtórce... Kolarze oglądali plecy Armstronga, a on po prostu oszukiwał. Tyle, że nikt nie wykrył, że gra nieczysto. Kto by o tym wiedział gdyby Lance się nie przyznał do tego publicznie?

Nie ma sprawiedliwości i nie ma też demokracji. Ludzie w USA wybrali Clinton, a władze stanów Trumpa. Ja dziękuję za takie demokratyczne wybory. Terroryzm to też jest wymysł naszych czasów. Jawna manipulacja całymi społeczeństwami w celu ich zastraszenia i ograniczenia swobód obywatelskich i wolności w imię bezpieczeństwa. Dziwny jest ten świat nie tylko sportowy. Czesław Niemen już dawno to zauważył. Pozostaje się tylko z tego śmiać, bo niewiele możemy zmienić jak widać. Justyna też próbowała wpłynąć na to, że Norweżki nie powinny brać leków na astmę, bo to pomaga. I co wskórała? Nic... Kpiła z Johaug i co tym osiągnęła? Wściekłość Norwegów tylko... My wiemy i Justyna pewnie już też, że niektórych rzeczy po prostu nie jesteśmy w stanie zmienić. Dlatego, że ktoś wyżej decyduje jak mamy żyć. W przypadku biegów ktoś decyduje, że Norweżki mają prawo stosować leki na astmę i rywalizować oraz wygrywać ze zdrowymi. I tego nie zmieni nawet KRÓLOWA NART! 

Lekkoatletyka w Rio, indywidualne oceny
Autor: rasmarsom | Kategorie: Sport 
Tagi: igrzyska olimpijskie   rio   lekkoatletyka  
10 października 2016, 19:04

5 miejsce - JOANNA JÓŹWIK - bieg na 800 metrów, ocena 6

 

Jak tu nie dać oceny 6? Należy się i już. Joasia oczarowała wszystkich swoją formą. Bardziej pewnie liczono na dobry występ Angeliki Cichockiej, a tu się Joasia objawiła. Wystrzeliła z formą wtedy kiedy trzeba. Włodarczyk trafiła z życiową formą na Rio, Małachowski też był w gazie, Nowicki też czuł, że jest w formie. Piotrek Lisek tak samo. Zdziwiona, a nawet zszokowana była Andrejczyk. Podobnie Jóźwik nie wierzyła w to jak szybko biega. Obie dziewczyny łączy taka otwartość i okazywanie emocji. Joasi też się przyjemnie słuchało jak jest taka nakręcona. Mówiła, że disco polo ją odprężało przed startami. Pozwalało odciąć głowę i ten sposób okazał się świetny. W przypadku Andrejczyk stworzyła się szansa na medal nieoczekiwanie. Z Joasią było podobnie. Spokojnie pobiegła w eliminacjach wygrywając swoją serię. Potem ten genialny półfinał. Gubiła się tam. Spadła na ostatnie miejsce i te fantastyczne ostatnie 100 metrów. Nie wiem skąd znalazła to przyśpieszenie, ale to było w stylu Kszczota i Czapiewskiego. Ona biegła, a rywalki jakby stały w miejscu. Wyprzedziła wszystkie. Sama powiedziała po starcie, że nie wie skąd się jej wzięło to przyśpieszenie na końcówce. Wzięło się z tego, że była w życiowej formie. Akurat w Rio. Wcześniej w karierze w 2014 roku w Zurychu zdobyła brązowy medal. Była też w finale MŚ w Pekinie, gdzie zajęła 7 miejsce. W Amsterdamie była dopiero szósta na ME przed Igrzyskami z czasem 2:00:57. Nic takiej formy nie zapowiadało. Jaki był cel w finale w Rio? Sukcesem już był sam awans, ale chodziło o odpalenie rakiety i pobicie życiówki. Stać na to było Joasię. Oczywiście finał to inny bieg i toczony w szybkim tempie. Joasia woli wolniejsze biegi i atak na ostatniej prostej. Na medal nie było szans praktycznie. Trzy zawodniczki przed nią wyglądają kontrowersyjnie i biegają jak mężczyźni. Ogromna siła i sporo testosteronu. Nasza Joasia to piękna, szczuplutka Polka. Była zniesmaczona, że musi rywalizować między innymi z Semeniyą czy zawodniczką z Burundi czy Kenii. MKOL dopuszcza takie zawodniczki do startu więc cóż... Przypominają muskulaturą i sposobem poruszania się mężczyzn. Joasia zrobiła jednak swoje w finale. Pobiegła najszybciej w życiu i pobiła rekord życiowy o sekundę!!! 1:57:37. Genialnie. Świetna dziewczyna, przyjemnie się jej słucha. Pozytywnie nakręcona. Szalona taka. Ach te nasze kobiety. Podbijały Rio i spisywały się lepiej od panów... Uśmiech, uroda, otwartość, entuzjazm, pozytywne nastawienie. Za to kochamy te nasze dziewczyny. Joasia była świetna i zrobiła więcej niż pewnie sama od siebie oczekiwała. Widać było jak nakręca się po każdym biegu, jak czuje wewnętrznie, że przyszła życiowa forma i taki wystrzał. Odpaliła rakietę w półfinale, a w finale leciała tak szybko jak tylko mogła. Niestety panie z przodu o wątpliwej urodzie... były szybsze, bo z taką muskulaturą musiały po prostu być. Joasia może i była piąta, ale najładniejsza i najbardziej kobieca. Pierwsza wśród kobiet...